XXVI

4.7K 258 18
                                    

Postanowiłam się przemóc i wyjść w końcu ze swojego dormitorium. Potrzebowałam kontaktu z innymi czarodziejami. Wysyłanie listów do brata było moim jedynym kontaktem z innymi.
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę i dokładnie umyłam swoje ciało. Zawinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialnej części po ubranie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Moje włosy sięgały mi lekko za pas. Były mocno pokręcone i rude. Ich kolor co jakiś czas nadal się zmieniał, ale nie zwracałam na to uwagi.
Założyłam mundurek mojego domu i zrobiłam delikatny makijaż. Nic przesadnego, nie ma takiej opcji. Jestem księżniczką Slytherinu, a nie księżniczką tapeciar. Zresztą, skoro nie miałam chłopaka, to dla kogo miałam się starać? Draco i ja. My. Czy kiedykolwiek w ogóle istniało coś między nami? Czy kiedykolwiek w ogóle istnieliśmy jacyś my? James miał rację. Malfoy nie był dla mnie.
Bardzo szybko straciłam wszystkich, których kochałam. Miałam tylko brata i Kath. Młody Malfoy był kolejną osobą, która zniknęła z mojego życia. Ale to już mnie nie obchodziło. On mnie już nie obchodził. Mógł robić co chciał. Jego sprawa.
Ostatni raz spojrzałam w lustro. Posłałam swojemu odbiciu motywujący do działania uśmiech. Wzięłam torbę i wrzuciłam do niej trochę pergaminu, ponieważ zamierzałam pouczyć się w bibliotece. Zwolnienie z lekcji obowiazywało nadal, ale nie miałam zakazu korzystania z książkowych zbiorów szkoły.
Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do pokoju wspólnego węży. Nie zwróciłam nawet uwagi, która była godzina. Nie spodziewałam się, że kogokolwiek tam zastanę. Bo wszyscy powinni mieć teraz zajęcia, prawda? I zdobywać punkty dla swojego domu, prawda?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na podłodze siedział Blaise i czytał książkę przeznaczoną do nauki... Eliksirów! Wytrzeszczyłam oczy. Nie wierzyłam, że ktoś naprawdę czytał i próbował uczyć się mieszania i warzenia tych wszystkich dziwnych substancji, których uczył mój ojciec. Podeszłam bliżej do chłopaka. Siedział tyłem i nie miał prawa mnie zauważyć. Położyłam mu powoli dłonie na ramionach, a on odskoczył przerażony.
— Julie?! — Wrzasnął zaskoczony. No tak, przecież jeszcze do niedawna byłaś pogrążona w depresji ruda idiotko... — Dziewczyno, Ty żyjesz! — Mocno wtulił się we mnie, aż przeszły mnie dreszcze. Wow.
— Nie planowałam własnego pogrzebu, skąd to zdziwienie? — Zaśmiałam się, poprawiając nerwowo torbę na ramieniu. Czy Slytherin naprawdę tak za mną tęsknił?
— Chodzą brzydkie plotki na Twój temat — mruknął, zmieniając temat. — I rozpowiada je bardzo brzydka osoba — dodał, podnosząc książkę z podłogi.
— Parkinson — warknęłam.
— Otóż to, mała — zaśmiał się i puścił mi oczko. — Zrób coś z nią, błagam. Tej wrednej baby nie da się już słuchać.
— Zrobię co w mojej mocy — również się zaśmiałam.
— Rozmawiałaś z Draco? — Spojrzał na podłogę, która nagle wydała mu się ciekawa.
— Od ostatniego razu? — Blaise przytaknął. Wspomnienie wrzasków napełniło moją głowę smutkiem. — Nie było jakoś okazji... — Wymruczałam niechętnie.
— Tęskni za Tobą, bardzo. I żałuje — powiedział ze smutnym uśmiechem.
— Szkoda, że mówisz mi to Ty, a nie on — uśmiechnęłam się równie tragicznie.
— Jak go spotkasz, to porozmawiaj z nim — powiedział, udając się w stronę wyjścia. — Zaraz zaczną się eliksiry, więc uciekam. Do zobaczenia później, moja ulubiona księżniczko — cmoknął w powietrzu i mi pomachał. Typowy Blaise.
Ciemnoskóry nastolatek zostawił mnie samą w pokoju. Poczułam się niepewnie i szybko stamtąd wyszłam. Z lochów przeszłam prędko do biblioteki. Z półek wyciągnęłam potrzebne mi książki i zaczęłam robić notatki. Nie chodziłam na lekcje, a wiedzę musiałam czerpać skądkolwiek.
Czas mijał, czy tego chciałam czy nie. Do biblioteki zaczęli schodzić się uczniowie z różnych roczników i domów, co sygnalizowało koniec zajęć. Wszyscy patrzyli na mnie dość dziwnie, jakby się mnie nie spodziewali. Ciekawiło mnie co za plotki rozpowiedziała Pansy. I dlaczego znowu trafiło na mnie.
Miałam zamiar powoli się zbierać. Odkładałam leniwie książki na swoje miejsce i zwijałam pergamin z notatkami do torby. Powoli wstałam z krzesła i przeszłam do wyjścia. Przez sekundę zagapiłam się i wpadłam na kogoś. Upadłam na zimną podłogę, przez co trochę zakręciło mi się w głowie. Ktoś podał mi dłoń i pomógł wstać. A wtedy oprzytomniałam.
— Julie — spojrzał prosto w moje oczy — możemy porozmawiać? — Jego zapach był tak intensywny, głos tak czuły, a dotyk tak miły, że jedyne o czym w tym momencie marzyłam to omdlenie.

Julie PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz