XVIII

5.5K 285 35
                                    

Byłam wściekła. Tak, owszem, byłam dzieckiem. Dzieckiem Lily i James'a Potterów. Młodszą siostrą Harry'ego Pottera. Córką. Pierwszą córką, ognistowłosą nastolatką. Utalentowaną czarownicą. Wężem. Księżniczką Slytherinu. Dumą mojego domu.
Na oczach całego domu podarłam list. Nie obchodziło mnie to, co sobie pomyślą o mnie, o mojej rodzinie, o czymkolwiek. Po chwili porwane kawałki kartki spaliły się w moich dłoniach, włosy przybrały barwę ognia, a oczy zrobiły się całe czarne. Dziwna, bardzo silna energia przepełniła moje ciało. Wzrok wszystkich padł na mnie. Uniosłam się do góry i zapłonęłam.
— Julie! — Harry wrzasnął przerażony. Nie kontrolowałam tego co robię. Czułam wściekłość. Dlaczego ojciec mi to robił?
— Wiedziałam, że jest szajbnięta — zaśmiała się przy wejściu do Wielkiej Sali Parkinson, ale nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Wszyscy zainteresowali się mną i moim dziwnym stanem.
— Julie! — Draco złapał mnie za rękę, ale szybko ją puścił. Poparzyłam go. Naprawdę płonęłam, ale ogień, w którym trwałam nie krzywdził mnie. Czułam się bezpieczniej niż przy czytaniu. Tak, jakbym była na sto procent sobą.
— Ron, biegnij po Dumbledora, a Ty Ginny po Snape'a! — rozkazała Hermiona, a gryfonii od razu wykonali polecenie dziewczyny, która odsuwała wszystkich ode mnie. Nie chciałam nikogo skrzywdzić. A przede wszystkim nikogo, na kim mi zależało. Nie chciałam skrzywdzić brata ani jego przyjaciół. Nie chciałam skrzywdzić Draco. Nie chciałam, ale nie umiałam wyjść z tego dziwnego, ognistego stanu bycia.
Profesorowie przybiegli szybko. Przez chwilę obserwowali z daleka to co się dzieje. Wyglądali na zdziwionych, widać było, że sytuacja ich samych przeraża. Snape natychmiast ewakuował uczniów, którzy byli najbliżej mnie i pokiwał głową do Granger. Nastolatka miała łeb na karku, wiedziała co robić. Dyrektor mówił pod nosem nieznane mi zaklęcia.
— Panno Potter, słyszy mnie Pani? — zapytał.
— T-tak — odpowiedziałam niepewnie i spojrzałam w dół.
— Nie jestem pewny, czy to coś da, ale posłuchaj mnie uważnie — uśmiechnął się, a ja pokiwałam głową. — Policzę do 10. Potem prawdopodobnie znajdziesz się na ziemi — podrapał się niezadowolony po głowie. — Severusie, zabierz stąd uczniów — dodał zakłopotany.
— Wszyscy do swoich dormitoriów, natychmiast! Lekcje w dniu dzisiejszym zostają odwołane ze względu na niesprzyjające okoliczności! — wrzasnął Snape, a wszyscy poza Harrym i Draconem wybiegli. — A wy tu czego? — spojrzał gniewnie na nich.
— To moja młodsza siostra. Ja jej nie mogę zostawić, już prawie raz ją straciłem.
— Malfoy? — popatrzył na chłopaka.
— Kocham ten płomyk — wyszeptał, patrząc z dumą.
— Siadać na tyłkach, nie podchodzić, nie mówić, nie ruszać się i nie przeszkadzać. Oddychać, ale nie za głośno. — uśmiechnął się i usiadł obok nich.
— 1... — zaczął dyrektor.
— 5... — Severus dołączył się do odliczania. Mój cudowny ojciec chrzestny.
— 9... — poza stojącym obok mnie nauczycielem nikt się nie odezwał.
— 10! — Dyrektor, Snape, Harry i Draco głośno wrzasnęli, a ja upadłam z hukiem na ziemie. Bez ognia. Znów zemdlałam.
Po kilku godzinach otworzyłam oczy. Znajdowałam się w skrzydle szpitalnym. A czego innego mogłam się spodziewać? Na moim łóżku siedział Harry, na krześle siedział dyrektor Hogwartu, po całej sali krążył mój ojciec chrzestny, a Malfoy spoglądał w okno.
— Dyrektorze — powiedziałam, podciągając się do siadu.
— Julie? — wszyscy spojrzeli na mnie, a dyrektor jednym ruchem dłonią uciszył ich.
— Co to... Co to było? Ten ogień... — w głowie widziałam wszystko, co się wydarzyło.
— Nie wiemy. Twoja matka została wezwana do szkoły. Stawi się w poniedziałek, razem poszukamy recepty na to, co się stało. I wyjaśnienia, bo ono jest kluczowe, Panno Potter.
— Rozumiem — pokiwałam głową.
— Profesorze Dumbledore, jeśli można — Snape podszedł bliżej niepewnym krokiem — uważam, że Panna Potter powinna odpocząć i... — Malfoy mu przerwał.
— Moi rodzice chcieli zaprosić Julie na weekend do nas. Ostatni pociąg odjeżdża za dwie godziny... — podszedł do Dumbledore'a i wręczył mu list z wężową pieczęcią, który profesor szybko otworzył i przeczytał.
— Wyrażam zgodę — postawił różdżką pieczątkę na pergaminie. — Młoda damo, na Twoim miejscu, biegłbym do dormitorium spakować się — uśmiechnął się i wyszedł.
— Odpocznij dziecko — pogłaskał mnie po głowie. — Potter, na co czekasz? Pomóż siostrze. — spojrzał niezadowolony na mojego brata i również wyszedł.
— Co ja zrobiłem? — mruknął niezadowolony, a ja i Draco zaśmialiśmy się.
— Nic braciszku. Kompletnie nic. — powiedziałam, wstając z łóżka. To będzie długi weekend. Naprawdę długi.

Julie PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz