Jak śmierć

525 33 6
                                    

Biegłem co sił w nogach przez ciemny las. Trawa pod moimi stopami czarniała, usychała, więdła, jednym słowem mówiąc umierała. Kierowałem się w stronę urwiska, by w końcu zakończyć swój marny żywot. Za sobą słyszę krzyki. Gonią mnie już od jakiegoś czasu, myślałem że po jakiś 5 minutach się znudzą, bo kto by chciał ratować taką ofiarę losu jak ja? Kto by chciał ratować taką złą osobę jak ja? Mordercę? Nie rozumiem. Ale chwila... przecież wy pewnie nie wiecie o co chodzi, co się dzieje, tak? Zaraz wszystko wam opowiem...

*flashback*
Coraz nachalniej próbują mi "pomagać", ale nie rozumieją że jeżeli ktoś, ktokolwiek mnie dotknie wtedy... wtedy... umrze. Nie chcę im o tym mówić bo boję się że mnie znienawidzą. Bo przecież kto by chciał mieć za przyjaciela Boga Śmierci? No kto? Wszyscy ludzie którzy wiedzą o moim przekleństwie nienawidzą mnie, nękają... To wszystko dlatego że nie potrafią pogodzić się ze śmiercią osoby bliskiej. Co prawda jestem kosiarzem ale nawet gdy wykonuję swoją pracę to, to... nie chcę o tym mówić.

- Kai chodź na dół!- rozległ się z salonu krzyk Nyi

Posłusznie zszedłem do wskazanego miejsca. W salonie zastałem całą drużynę. Ooooo nie! Znam te miny! Znowu zrobią mi wykład o tym że jeśli coś się dzieje muszę im o tym powiedzieć. Ale to nie takie proste na jakie się wydaje!

- O co chodzi?- spytałem.

Lloyd podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu. O nie! Z przerażeniem spojrzałem na zielonego ninja. Jego oczy momentalnie poszarzały, jego skóra zbladła. Szybko od niego się odsunołem. Lloyd zachwiał się, a potem upadł na podłogę. Zane i Cole szybko zabrali go do pokoju hospitalnego. Po kilku minutach wrócili ale bez Lloyda. Powiedzieli że przez chwilę jego serce się... zatrzymało.

T-to wszystko moja w-wina! Prawie zabiłem mojego przyjaciela! C-co ja zrobiłem?! Jeszcze raz tak się stanie, a to może skończyć się tragicznie! Nie powinienem istnieć! Nie zasługuję na to! Przecież jestem istną maszyną do zabijania!

Po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. Szybko wybiegłem z domu do lasu, a dokładniej na urwisko.
*flashback end*

Przez ten czas dotarłem na klif. Spojrzałem w niebo. Gwiazdy dziś wyglądają naprawdę niesamowicie. Uśmiechnołem się lekko pod nosem. Lubię to miejsce, bo jest tu cicho i zapewne żaden z ludzi tu nie przyjdzie bo jest położone bardzo daleko od wyjścia z lasu. Cieszę się że moim ostatnim widokiem który będę miał przed oczyma przed moją śmiercią są właśnie gwiazdy. Są naprawdę piękne! Każda z nich to osobna dusza którą pozbawiłem życia. Nareszcie poczuję ulgę. Nie chcę by ktoś przeze mnie jeszcze zginął.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. To koniec. Nareszcie poczuję się wolny. Śmierć... to jedyne co mi zostało... heh to w sumie trochę śmieszne no bo jak? Jak śmierć ma popełnić samobójstwo?
Bez zbędnych dalszych myśli zamachnołem się do skoku, ale coś mnie powstrzymało...

- Kai, nie rób tego...- usłyszałem za sobą- To nie twoja wina...

Odwróciłem się i zobaczyłem tam całą drużynę oprócz Lloyda i Nyi.

- Kai spokojnie, Sensei nam wszystko opowiedział, proszę nie skacz- negocjował Zane

- C-co?- zdziwiłem się- D-dlaczego chcecie mnie ratować? P-przecież prawie z-zabiłem Lloyda!

- Kai to był wypadek, wtedy nie wiedzieliśmy o tym- mówił cały czas spokojnie Zane

- W-wypadek? Wypadek?! Ja go prawie zabiłem!

- Ale nie celowo, tak?!- krzyknął Cole- spokojnie na pewno da się to kontrolować. Musisz tylko przestać się bać ...

Cole powoli podchodził do mnie. Jego oczy były pełne ufności. Po chwili stał tuż przede mną. Wyciągnął rękę.

- Chociaż spróbuj obiecuję że nic mi się nie stanie- zapewniał.

- A-ale jeśli cię zabiję?!

- Nic mi nie będzie nie przejmuj się- szepnął

Dobra raz kozi śmierć. Z lekkim wachaniem złapałem go za rękę. Zamknąłem oczy, ale po chwili je otworzyłem. Cole stał przede mną uśmiechnięty i żył! Spojrzałem na niego że łzami w oczach. On tylko pociągnął mnie w ciasny uścisk, Zane też do nas podszedł i też się przytulił.

Nie sądziłem że mój los kiedykolwiek się zmieni. Myślałem że przyjaciele mnie znienawidzą... ale jednak... zostali ze mną wspierają mnie. Cieszę się że mam takich przyjaciół, naprawdę mi pomogli.

Krótkie jedno-strzałowe historie o Kaiu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz