I

20 3 0
                                    

Borys rozejrzał się zaciekawiony po różowej polanie. Gdy spojrzał w lewo, jego wzrok przykuło stado saren. Jednak były one czerwone, i biegały do góry nogami. Dziwny był to widok dla małego zwierzątka.

Przed Bobrem rozciągała się tęcza. Lecz nie była to byle jaka tęcza. Ta tęcza była złoto-srebrna. Po znajdowały się fioletowe drzewa, korzeniami do góry. Ich korzenie układały się w słowa, jednak Borys nie zwrócił na nie uwagi. 

Zafascynował go tron, umieszczony po lewej. Znajdowała się na nim czerwono-żółta zebra, oczywiście w tej samej pozycji co reszta. Leżała ona na plecach, a jej głowa wisiała, z powodu niezmieszczenia się na siedzeniu. Przed nią rozciągał się błękitny dywan, a po obydwu stronach czujnie stały goryle. Bóbr domyślał się, że są to jej strażnicy. 

Bardzo powoli skierował się w stronę zebry, pod uważnymi spojrzeniami zwierząt. W końcu był odmieńcem. Tylko on poruszał się na łapkach, a nie lewitował nad powierzchnią ziemi, biegając po powietrzu do góry nogami. 

Gdy doszedł do istoty zasiadającej na tronie delikatnie uklęknął i pochylił głowę. Zebra z zaciekawieniem spojrzała na niego.

-Co cię tu sprowadza, wydro?- zapytała.

-Jestem bobrem- poprawił ją. Gdy zobaczył w jej oczach niezadowolenie, dodał- wasza królewska wysokość.

-Ach tak... Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

-Przybyłem, aby znaleźć mewę, która odebrała mi moją miłość.

Zebra nie odpowiedziała. Zamyśliła się przez chwilę, jednak nie mogła sobie przypomnieć żadnej mewy, przelatującej przez jej krainę.

-Nie widziałam tu żadnej takiej.

Na te słowa Borysowi zrzedła mina. Więc musi iść szukać dalej...

-Dziękuję, wasza królewska wysokość- kiwnął głową, i odszedł. Powoli skierował kroki, aby usiąść pod drzewem i pomyśleć, co powinien zrobić dalej.

Po chwili wędrówki przystanął pod drzewem. Obszedł je, aby usiąść w najbardziej zacienionym miejscu. Usiadł w cieniu, wspominając czasy, gdy jeszcze był w domu, razem z Sową Zosią oraz swoją miłością. Dzień wcześniej pokłócił się z nią, przez co obraziła się i poszła spać w salonie. Dlaczego ta wredna mewa akurat jemu musiała odebrać ukochaną osobę?

Bóbr uronił łzę, jednak szybko ją starł. Cała ta kraina była taka... wesoła, natomiast Borys był smutny. Przyjrzał się cieniowi, który rzucały korzenie drzew. Po chwili skupienia dojrzał w nich napis.

-Jesteś piękny- przeczytał na głos. Przechodzący obok niego słoń zarumienił się.

-Ależ dziękuję- odpowiedział.

-To nie do pana- rzekł Borys, zanim zdążył się zastanowić. 

Słoń zrobił oburzoną minę, po czym trysnął w niego strumieniem wody z trąby. Bóbr odleciał na kilka metrów, oszołomiony. Spostrzegł, że siedzi już pod innym drzewem. Szybko odszukał cienia, rzucanego przez korzenie tego drzewa. Gdy już go znalazł, nauczony doświadczeniem, przeczytał go w myślach.

Idź do przodu, głosiły korzenie.

Borys, mimo tego, że uważał ufanie korzeniom za głupie, posłuchał ich. Szedł tak kilka minut. Gdy już zaczął tracić nadzieję, przed nim pojawił się złoto-srebrna tęcza. Obok niej w ziemię wbita była tabliczka. Był na niej napis.

-Idź, jeśli jesteś poszukiwaczem- przeczytał Bóbr. Skoro szukam miłości, to znaczy, że jestem poszukiwaczem, pomyślał i wszedł na tęczę. Po chwili poślizgnął się, i upadł na twarz, zjeżdżając tak na sam dół. 

Niepewnie wstał i rozejrzał się dookoła. Niedaleko znajdowała się las, a przed nim stała mała chatka. Naprzeciw lasu znajdował się ogromny zamek, oraz jezioro. Na dróżce, prowadzącej po moście nad jeziorem, jechały wozy, jednak jechały nieciągnięte przez nic. Gdy Borys rozmyślał nad wozami, usłyszał krzyk.

-10 PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU!

Odnaleźć OdebraneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz