Borys wyszedł z portalu, który natychmiast zamknął się i zniknął. Rozejrzał się. Nic nie wyglądało tak, jak dawniej. Pojawił się na polanie, której właściwie polaną nazwać nie mógł. Trawa była tylko w niektórych miejscach. Liście na drzewach były jakby zjedzone.
Nagle bóbr usłyszał przerażający ryk. Odwrócił się gwałtownie i zamarł. Przed nim stał ogromny tyranozaur. Zwierzak miał ochotę wrzasnąć z przerażenia, jednak głos uwiązł mu w gardle. Dinozaur nie zauważył Borysa, biegnąc w stronę innego, mniejszego dinozaura i rzucając się na niego. Bóbr przeraził się i wskoczył do pierwszej lepszej nory. Usiadł niepewnie pod ścianą, zastanawiając się, co powinien zrobić.
-Tutaj, chodź tutaj!- usłyszał wołanie z wnętrza nory. Rozejrzał się, aby upewnić się, czy było to skierowane do niego.
-Do mnie mówisz?- odkrzyknął.
-No a do kogo? Tego dinozaura?- usłyszał pytanie retoryczne.
Bóbr wstał i skierował kroki w stronę głosu. Borys szedł chwilę ciemnym korytarzem, aż wszedł do jasnego pokoju. Zmrużył oczy, próbując przyzwyczaić je do jasności. Już po chwili był w stanie rozejrzeć się. Ze zdziwieniem stwierdził, że przed nim stoi okrągły stół, za którym siedział mały krokodyl ze szpiczastą czapeczką na głowie. Przed gadem stała magiczna kula, mieniąca się mnóstwem kolorów.
-Jestem wróżbitą oraz czarodziejem... świstaku- rzekł głośno krokodyl.
-A ja bobrem- odparł krótko.
-Usiądź, proszę- wskazał mu krzesło naprzeciwko. Borys, mimo niechęci, wykonał polecenie.
Bóbr posmutniał. To już czwarte miejsce które odwiedził, a nadal nie odnalazł tego, po kogo wyruszył. Powoli zaczynał tracić wiarę na odnalezienie go. Wróżbita jakby słysząc myśli Borysa, delikatnie się uśmiechnął.
-Tak więc, masz może jakieś życzenie? Może chciałbyś poznać swoją przyszłość?- zapytał krokodyl.
Bóbr ponownie się zastanowił. Czy mógłby powiedzieć mu gdzie jest jego ukochany?
-Właściwie mam jedno...- zaczął niepewnie. Nadal nie dowierzał, że krokodyl jest prawdziwym wróżbitą.
-Słucham więc- rozsiadł się wygodniej w fotelu, w przeciwieństwie do Borysa, siedzącego na niewygodnym, metalowym krześle.
-Chcę wiedzieć gdzie znajduje się mój chłopak, Lis Leszek.
Wróżbita zamknął oczy, skupiając się. Mijały sekundy, minuty, a bóbr stawał się coraz bardziej niecierpliwy. W końcu po chwili, która dla Borysa była jak wieczność, krokodyl otworzył szeroko zamglone oczy.
-Twój chłopak znajduje się na wyspie wielkanocnej, siedemdziesiąt milionów lat do przodu- powiedział, patrząc w przestrzeń.
Bóbr zaniemówił. No w sumie, przecież napotkałem dinozaura, zdziwił się.
-Dałbyś radę mnie tam przenieść?- zapytał grzecznie.
-Oczywiście!- uśmiechnął się wróżbita.- Przejdź przez te drzwi, one cię przeniosą.
Borys bez zastanowienia skierował się w stronę drzwi. Co mi szkodzi, pomyślał. Zanim przeszedł przez nie odwrócił się do krokodyla.
-Dziękuję- powiedział, uśmiechając się.
-Nie ma sprawy, ale idź już, bo przejście się zamknie- ostrzegł.
Borysowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko przeszedł przez drzwi. Poczuł że spada w dół. Szybko wylądował plackiem na ziemi- nie spadł z dużej wysokości.
Rozejrzał się. Dookoła niego stało wiele posągów. Na każdym z nich siedziała mewa, jednak nie zwrócił na nie zbytniej uwagi. Do posągu przed nim był przywiązany był Leszek a na nim siedziała mewa Marysia. Patrzyła się na niego kpiącym wzrokiem. W tym samym momencie Bóbr wpadł na genialny pomysł.
-Borys!- usłyszał radosny głos swojego chłopaka. Z bólem serca zignorował go.
-Witaj, Borysie- rzekła mewa.
-A no witaj, Marysiu- odpowiedział bóbr. Kątem oka zauważył zdziwione spojrzenie Leszka.- Dawno się nie widzieliśmy.
-Prawda, ale do rzeczy. Jeżeli przybyłeś tu aby uratować swojego marnego chłopaka, to niestety nie uda ci się. Klucz od tych łańcuchów- wskazała na więzy na łapach lisa- wrzuciłam do oceanu- powiedziała, mrocznie się śmiejąc.
-Ależ ja wcale nie chcę go ratować- odrzekł zimnym głosem, przerywając mewie śmiech.
-Nie?- dopytała niepewnie, zlatując na ziemię obok Leszka, wyciągając scyzoryk.- Więc nie będzie Ci przeszkadzać, jeśli zrobię tak?- zaczęła jeździć ostrzem po łapce lisa, który skomlał.
-Oczywiście że nie. Mogę?- podszedł szybko do mewy, oszczędzając Leszkowi cierpienia, i wziął od niej scyzoryk. Drugą łapką odnalazł kamyk od Harry'ego Pottera. Spojrzał beznamiętnie na Leszka. Jego prawa łapka była cała we krwi. Po mordce leciały mu łzy. Nie był w stanie spojrzeć Borysowi w twarz, więc uparcie wpatrywał się w ziemię.
Bóbr złączył ich łapki, umieszczając pomiędzy nimi kamyk i odwrócił wzrok w stronę mewy. Ta patrzyła się na niego wyczekująco wiedząc, że nie uda mu się uwolnić lisa.
-Marysiu- zaczął, skupiając na sobie wzrok mewy, jak i Leszka- mam nadzieję, że lubisz cytrynowe dropsy!- wykrzyknął, i obaj zniknęli z wyspy wielkanocnej. Nie byli w stanie usłyszeć krzyku sprzeciwu Marysi oraz zobaczyć, jak razem z innymi mewami odlatuje.
Borys i Leszek pojawili się tuż przed leżącą na leżaku Zosią, popijającą lemoniadę. Gdy ich zobaczyła spadła z siedzenia i natychmiast podeszła do nich. W tej samej chwili lis zemdlał.
-Szybko Zosiu, stracił dużo krwi- powiedział szybko bóbr, na co sowa szybko pobiegła po apteczkę. Już po chwili odkaziła rany i zaczęła je opatrywać.- To wszystko moja wina, moja wina...- powtarzał Borys.
-Zamknij się!- krzyknęła w końcu.-Przeżyje. A teraz zanieś go do pokoju i połóż na łóżku. I przyjdź mi wszystko opowiedz.
Bóbr podniósł lisa i przeniósł go do sypialni. Położył go na łóżku.
-Przepraszam- wyszeptał i poszedł do salonu aby opowiedzieć Zosi o tym, co mu się przytrafiło.
CZYTASZ
Odnaleźć Odebrane
AdventureW ciągu jednej nocy może zmienić się wszystko... Przekonał się o tym bóbr Borys, gdy jego miłość została uprowadzona przez mewę Marysię. Borys wyrusza w podróż aby odnaleźć swą sympatię. Czy mu się uda? Czy przeżyje? Czy odnajdzie odebrane?