Po pracy przyszedł do mnie Gary i opowiedziałem mu wszystko z dzisiejszego dnia.
— Jesteś debilem.
— Dlaczego? Dlatego, że się z nią założyłem?
— Nie, ale dlatego, że nie śledziłeś jej, żeby sprawdzić, z kim się umówiła. — stwierdził spokojnie, popijając drink.
— Nie jestem psychopatą, żeby ją śledzić.
— A powinieneś być, żeby wygrać zakład. Musisz poznać swojego wroga.
— Eve nie jest moim wrogiem.
— No to konkurenta. Musisz poznać swojego konkurenta, żeby móc wygrać.
Gary był pewny swoich słów i poniekąd miał rację, więc pewnie dlatego zastanawiałem się teraz nad śledzeniem Eve.
— Nie myślisz, że to przesada?
— Nie. — mówi, a ja przyglądam mu się z wielkim zainteresowaniem. — myślę, że to nie jest przesada. Powinieneś ją śledzić, żeby odkryć, co się w niej zmieniło. Jak chcesz, to ci w tym pomogę.
— Nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
Gary przewraca oczami i spogląda w ekran telefonu. Wiedziałem, że nie odmówię mu śledzenia Eve, dar przekonywania to on miał. Problem był taki, że jakby odkryła, że ją śledzę, to miałbym przesrane u niej i zapewne po tym występku nie miałbym u niej szans. Wygrałaby zakład i zgadując, zażyczyłaby sobie, żebym dał jej święty spokój, a ja nie mógłbym odmówić i tym sposobem straciłbym ją na zawsze. Jednak byłem gotowy zaryzykować i ją śledzić. Zawsze istniało ryzyko, ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana.
— Dobra. Od czego najpierw zaczniemy?
— Ubieraj się.
— Po co?
— Właśnie zaczynamy.
Nic z tego nie rozumiałem, ale zrobiłem, co mi kazał. Włożyłem buty i kurtkę i wyszliśmy z mojego domu, kierując się w stronę mojego auta.
— Dobrze, że nie piłeś. Wsiadaj i odpalaj furę.
— Gdzie jedziemy?
— Jak to gdzie? Jedziemy śledzić Eve.
Gary wsiadł do samochodu, zanim zdążyłem się odezwać. Obszedłem samochód dookoła, a dopiero potem usiadłem za kierownicą.
— Dłużej się nie dało? — spytał lekko poirytowany Gary.
— Dało się, ale nie chciałem cię dłużej irytować. — odpalam silnik. — Może teraz łaskawie mi powiesz, gdzie jedziemy?
— Pod restaurację Minas — stwierdził, a ja zacząłem łączyć fakty. Teraz miała to spotkanie.
— Skąd wiesz, że tam jest?
— Bo kazałem koledze z pracy ją pilnować, dopóki ciebie nie przekonam, że śledzenie jej jest genialnym pomysłem.
Zamurowało mnie. Gary był dokładnie taki sam jak Eve. Przynajmniej ta Eve sprzed 6 lat. Jebany manipulant. Nie odzywałem się do niego przez całą drogę pod tę restaurację. Miałem ochotę mu przywalić, za to, że kolejny raz mną manipulował, ale powstrzymałem się, bo oberwałbym od Fey i stracił posadę. Eve też mną manipulowała, ale wtedy wiedziałem, kiedy to robi. Może przez to, że odeszła stałem się bardziej podatny na manipulacje? Muszę to zmienić.
— Jesteśmy. — Stwierdziłem i zaparkowałem po drugiej stronie przed restauracją.
— Dopiero czeka na kogoś.
— To głupie.
— Zamknij się i podaj torbę.
— Jaką torbę?
Gary przewraca oczami i wyciąga zza swojego siedzenia torbę listonoszkę. Wygląda jak pokrowiec na laptopa, ale po co był mu potrzebny laptop?
— Mój kolega jest w środku i ma wycelowaną kamerkę prosto na jej stolik, więc będziemy dobrze widzieć, z kim tam jest i co robi. — uśmiechnął się przebiegle. — Niestety nie mam pluskwy, bo ostatnio zalałem, ale obraz powinien wystarczyć.
— Boje się ciebie. — stwierdziłem na poważnie. Właśnie w takich momentach się go bałem. Myślałem, że to ja będę psychopatą, gdy będę ją śledzić, ale to Gary miał skłonności psychopatyczne.
— Zamknij się i oglądaj.
Piętnaście minut siedzieliśmy w milczeniu, dopóki do stolika Eve ktoś nie podszedł. Był to mężczyzna. Nie był w typie Eve, więc tym bardziej mnie zdziwiło, kiedy się pocałowali. Zaczęło mnie, kłóć serce. Nie całowali się, jakby mieli przelotny romans. Był to namiętny pocałunek zakochanych. Był to taki pocałunek, jaki obrażała mnie Eve 6 lat temu. Kurwa. Kłucie w piersi nasila się jeszcze bardziej i spuszczam wzrok na ziemię, patrzę na cokolwiek, byle nie na laptopa, z całych sił próbując nad sobą zapanować. Miałem ochotę tam wejść i mu przywalić, zabrać Eve do swojego domu i nawrzeszczeć. Czułem się zdradzany. Choć ona już nie była moja.
— Stary, tak mi prz...
— Zamknij się i jedźmy stąd. — odpaliłem samochód i ruszyłem przed siebie. Nie wiedziałem, dokąd zmierzałem. — Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł.
— Prędzej czy później i tak byś się dowiedział...
— Wolałbym później.
Byłem wściekły. Nie wiem, jak i kiedy znalazłem się pod swoim domem. Gary zaczął coś pieprzyć, że powinienem wciąż ją śledzić, ale mi już wystarczyło to, co dziś zobaczyłem. Kazałem mu spierdalać. Gdy tylko wszedłem do środka, od razu poszedłem do swojego barku i nalałem sobie najmocniejszej whisky, jaką tylko miałem. Chciałem zapomnieć o tym, co dziś zobaczyłem, ale ten obraz mnie prześladował. Eve w objęciach innego mężczyzny, który w ogóle do niej nie pasował. Nie pasował, bo nie był mną. Może dlatego Eve go wybrała...
Myślałem właśnie nad tym, czy się nie poddać i nie dać jej świętego spokoju. Zanim jednak dokonam tej decyzji, muszę z nią porozmawiać. Nie będę czekać do kolejnej środy. Znajdę sposób, żeby jutro z nią porozmawiać.
CZYTASZ
Nie mogę Cię mieć ✔️
Romance[Zakończona/Poprawki] Część druga opowieści: "Nie mogę Cię kochać" - Nigdy o tobie nie zapomniałem - powiedziałem, patrząc w zdjęcie na desce rozdzielczej samochodu. Potem spojrzałem na kawiarenkę, w której Eve właśnie przebywała. W tamtym momencie...