Rozdział 14

1.5K 63 5
                                    

Przez ostatnie dwa tygodnie byłem na chorobowym. Nie mogłem być w miejscu gdzie była ona. Samo patrzenie na nią było zbyt bolesne. Raz tutaj przyszła, ale nie chciałem jej słuchać – puściłem na full muzykę. Odeszła i od tamtej pory nie wróciła, a ja przez te dwa tygodnie nawet nie wyszedłem z łóżka. Gary robił mi zakupy i wyprowadzał Lili, jak kiedyś, choć wtedy nie byłem w takim stanie jak jestem teraz. W ostatni dzień mojego chorobowego, przyszedł do mnie z Fey. Wiedziałem, że zamierzają prawić mi kazania.

— Luck, w tej chwili masz ruszyć ten swój gruby tyłek i się ubrać!

— Nigdzie nie idę kretynie!

— Proszę cię Luck... — zaczęła łagodnie Fey — przecież nic ci się nie stanie jak ją poznasz, a może akurat pomoże ci zapomnieć o Eve.

Przez długi czas Fey nie wiedziała, co łączyło mnie i Eve, ale musiałem jakoś wytłumaczyć, dlaczego biorę chorobowe nie mając zaświadczenie lekarskiego. Poprosiłem więc Garego, żeby opowiedział jej wszystko, a ja sam podczas rozmowy telefonicznej z nią powiedziałem: „Mam złamane serce, nie jestem w stanie ci nic opowiedzieć, po prostu zapytaj Garego”.
Wcale nie wypłakiwałem się w poduszkę przez te dwa tygodnie. Po prostu piłem i po woli się zapuszczałem – zupełnie jak za pierwszym razem.

— Nie mogę ci tego rozkazać, ale jako twoja szefowa, bardzo cię o to proszę. — Więc dlaczego to zabrzmiało jak groźba, że jeżeli tego nie zrobię to mnie wywali na zbity pysk? Ale mieli rację...

— Macie rację — wzdycham ciężko. — muszę wyjść ze swojej nory i tak jak Eve sobie kogoś znaleźć, może jak zobaczy mnie z kimś innym to wzbudzi to w niej zazdrość?

— Jeju! Ty masz jakąś obsesję na jej punkcie!

— Uspokój się Gary! — Fey walnęła go, a ja powstrzymałem się od śmiechu — na dobry początek może być i to. Przynajmniej chce spróbować. Ubieraj się Luck.

•∆•∆•∆•

Minęło już trochę czasu od tamtego wyjścia na imprezę. Fey i Gary mieli rację. Nie wiem dlaczego wcześniej tego nie zrobiłem, nie znalazłem sobie kogoś, kto nie był Eve.
Jane była długowłosą brunetką o dużych zielonych oczach. Poznaliśmy się przy barze, oboje pijąc jak natchnieni. Też miała złamane serce i czuła mój ból. Byliśmy tak pijani, że nawet nie wiedziałem kiedy wylądowaliśmy w łóżku. Od tamtej pory wiedziałem, że to jest ona – ta która miała uleczyć moje serce po Eve. Wiadome było jednak dla mnie, że nigdy nie będę kochać Jane tak samo jak Eve, bo to Eve była tą jedyną miłością, która teraz miałem zastąpić miłością do Jane.
Gdy wróciłem do szkoły, unikałem Eve, jak tylko się dało. Kiedy jednak wychodziłem ze szkoły i już chciałem wracać do domu, pojawiła się z nikąd.

— Możemy porozmawiać, Luck?

— Nie mamy o czym, Eve, już chyba wszytko sobie wyjaśniliśmy.

Z łatwością przychodziło mi udawanie, że wszystko jest w porządku i utrzymywać sukowaty wyraz twarzy – w końcu uczyłem się od najlepszej.

— Luck proszę cię...

Aż mi się trochę jej żal zrobiło. Nie mam jednak zamiaru nawet na nią patrzeć. Czuję wstręt, mdłości i fale łez gdy patrzę na jej twarz.

— Posłuchaj, nie mam zamiaru...

— Skarbie! — usłyszałem Jane, za plecami Eve. Super, będzie ciekawie. Podbiegła do mnie i pocałowała w usta przy Eve. Kątem oka wiedziałem, jak się skrzywiła. Może nawet dobrze, że się zjawiła? Gdy skończyła mnie całować, przyjrzała się Eve.

Nie mogę Cię mieć ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz