Rozdział 8

4K 133 3
                                    

Tata bez słowa przepuścił mnie w drzwiach. Nie musiałam patrzeć na niego by wiedzieć jak jest wściekły. Gniew emanował od niego jak smród w przenośnej toalecie. Weszłam do domu zdejmując od razu buty i odwieszając kurtkę na miejsce. Tata zamknął za nami drzwi. Odwróciłam się do niego chcąc mieć z głowy kłótnię stulecia.

- Przepraszam tato- odparłam starając się skończyć ciszę, która aż kłuła mnie w uszy. Nie lubiłam się z nim kłócić, zwłaszcza że teraz jest zły na mnie, bo się martwił. Co nie zmienia faktu, że wróciłam cała i zdrowa, i to w dodatku przed północą.

- Gdzie byłaś?- zapytał ganiąc mnie spojrzeniem- dlaczego nie odbierałaś telefonu? I dlaczego do cholery do domu podwiózł cię jakiś podejrzanie wyglądający typek?!- mówiąc to był prawie purpurowy z gniewu. Nadal miał na sobie policyjny mundur. Pewnie wrócił do domu, bo nie odbierałam telefonów i dostał białej gorączki, gdy zobaczył, że w domu jest tylko Ozzie.

- To znajomy- nie mogłam powiedzieć, że go nie znam, ani tym bardziej, że jest kolegą z klasy. Wygląda prędzej jakby kiblował w jednej klasie dziesięć lat- Po prostu tam gdzie byłam z Ozziem, zrobiło się nieprzyjemnie, więc mnie odwiózł do domu...

- A jak wyjaśnisz to, że Ozzie wrócił razem ze smyczą, jakieś dwie godziny przed tobą?- zapytał mając jeszcze bardziej posępną minę niż przed chwilą. Mogłam dostrzec jak bardzo jest mną teraz zawiedziony. Nie znosiłam tego uczucia.

- Przepraszam- miałam nadzieję, że nie będzie aż tak bardzo zły- to się więcej nie powtórzy- dokończyłam podchodząc do taty i przytulając go, miałam w duchu nadzieję, że to go trochę rozmiękczy.

- Masz się nie widywać z tym chłopakiem- rzucił gładząc mnie po włosach- i po szkole przychodzisz prosto do domu, Ozzie musi nacieszyć się ogrodem. Do odwołania masz szlaban.

- Dobrze tatusiu- przytuliłam się do niego mocniej. Wiedziałam, że nie będzie po tym, aż tak bardzo zły. Nie chciałam nawet dyskutować o Harveyu. Tata i tak nie ma wpływu na to jakich mam znajomych. Nie mówiąc już o tym, że to nie ja szukam jego tylko, to Harvey z jakiegoś powodu się do mnie przyczepił. Inna sprawa, że mi to zupełnie nie przeszkadza...

Po dwudziestu minutach już siedziałam w pokoju zakopana w kołdrze. Obok siebie miałam żelki, słodkie bułki i ciepły kubek herbaty. Nie musiałam się nigdzie ruszać przez resztę wieczoru. Wyjrzałam przez okno, które znajdowało się przy moim łóżku, Parapet, wydawał się przedłużeniem łóżka. Był pokryty poduszkami. Miałam z pokoju widok na nasz niewielki ogródek, drzewa i ulicę. Było pusto. Przesunęłam się z powrotem na łóżko. Czego się spodziewałam? Że będzie nadal tam siedział na swoim motorze. Pokręciłam głową biorąc do buzi jednego z żelkowych kabli. Miałam nadzieję, że tata nie będzie siedział w domu pilnując bym przypadkiem nie wymknęła się z domu. Kiedy byłam młodsza co prawda, brał mnie za karę ze sobą do pracy, żartował że mnie zamknie w celi i mam być grzeczna. Nigdy co prawda tego nie zrobił. Pomagałam mu wtedy w jakiejś drobnej papierkowej robocie. W gruncie rzeczy jednak, bardziej mu przeszkadzałam. Bywało też tak, że zostawiał mnie w domu ze swoim przełożonym, który był jego bliskim przyjacielem, od czasów studiów.

Przekręciłam się na lewy bok. Nie mogłam pozbyć się twarzy, tego irytującego dupka, z mojej głowy. Zgasiłam lampkę przykrywając się po uszy kołdrą. Zamknęłam oczy mając nadzieję, że szybko zasnę.

Rano czułam się jak żywy trup. Wstałam leniwie z łóżka, nie fatygując się, by rozsunąć zasłony. Po porannej toalecie, rozczesałam włosy i umalowałam rzęsy. Nic więcej nie chciało mi się dziś ze sobą robić. Na czarny komplet bielizny założyłam czarny przylegający golf i pierwsze leprze jeansy. Sięgnęłam po pasek zwinięty w rogu szafy i przełożyłam go przez szlufki spodni. Oczywiście na początku założyłam go na odwrót, więc musiałam zacząć od początku. Gdy w końcu się z nim uporałam zapięłam skórzany pasek na ostatnią dziurkę, tak jak zawsze. Wyjęłam pierwsze lepsze skarpetki z komody i od razu je założyłam. Spojrzałam na zegarek. Jamie prawdopodobnie będzie tu lada moment. Wzięłam swoją torbę z książkami i zeszłam na dół. Słysząc, samochód wjeżdżający na podjazd pośpiesznie założyłam buty i chwyciłam za jabłko z koszyka z owocami. Odkąd wstałam minęło co najmniej czterdzieści minut, a ja już czuję że uleciała ze mnie cała energia życiowa.

Wyszłam z domu i usiadłam obok przyjaciela. Ten zlustrował mnie wzrokiem unosząc brew do góry.

- Czy zdarzyło się coś, o czym nie wiem?- zapytał w tym samym wyjeżdżając spod mojego domu.

Zmarszczyłam brwi. Nie do końca wiedziałam, przez co wpadł na taki pomysł. Prawdopodobnie odpowiadając na pytanie, mogę powiedzieć za dużo. Będzie miał dureń satysfakcję, że udało mu się mnie przechytrzyć.

- O co ci chodzi?- spytałam siląc się na obojętny ton. Nie musiałam się nawet silić, dzień dopiero się zaczął, a jedyne na co miałam w tej chwili ochotę to wrócić z powrotem do łóżka.

- Znowu jesteś na czas- zauważył posyłając mi kontrolne spojrzenie- raz mogło ci się zdarzyć, ale dwa razy pod rząd? Problemy ze snem?- spytał nadal ukradkiem mi się przyglądając.

Pokręciłam głową posyłając mu uspokajający uśmiech.

- Po prostu się za wcześnie obudziłam- wyjaśniłam- powinieneś być zadowolony, zamiast narzekać- zganiłam go rozbawiona.

Westchnął teatralnie.

- Po prostu nie mogę się doczekać, aż znowu będę mógł ponarzekać, jak to cały czas się spóźniasz... Nie mogę się do niczego przyczepić- udał zdruzgotanego i wrócił wzrokiem na jezdnię.

Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Jeśli wczoraj nie mogłam się na niczym skupić, to dzisiaj nie mogłam się skoncentrować nawet na tym by siedzieć prosto. Nie spuszczałam wzroku z okna. Co rusz szukałam czegoś interesującego. Jakiś kształtów, które układają się z gałęzi drzew, czy chmur. Czasem na boisku szkolnym odbywał się wf, wtedy nieobecnie wodziłam wzrokiem po uczniach. Czy to przez Harveya? Prawdopodobnie. Od pewnego czasu płeć przeciwna przestała robić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Dopiero, kiedy spotkałam jego, poczułam jak to jest stracić głowę dla faceta. Czekaj, co? Jakby nie było innych osobników płci męskiej, którzy są bardziej w moim wieku, mniej skonfliktowani z prawem i mniej tacy jak Harvey. Wpadłaś jak śliwka w kompot Ivy, nie ma co...

Father's nightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz