Rozdział 12

3.5K 143 5
                                    


Minęło parę dni. Mój kontakt z przyjacielem znacznie się ochłodził. Głównie przez to, że musiałam go siłą powstrzymywać przed powiedzeniem mojemu ojcu o Harveyu. Padło o kilka słów za dużo. A ja od tego momentu nie opuszczam swojego pokoju. Tata jest święcie przekonany, że jestem przeziębiona, podczas, gdy zabija mnie od środka okropne poczucie winy, a zarazem tęsknota za dorosłym facetem, który nie wiadomo jak znalazł się w moim życiu.
Czułam, że moje ciało zrosło się z łóżkiem. Nie miałam ani siły, ani ochoty by wracać do obowiązków.

Z okna widziałam jak Ozzie biega radośnie po ogrodzie. Od kilku dni zadowala się hasaniem po ogrodzie, zamiast długich spacerach po bardziej wyszukanych terenach. Kilka razy dziennie kręci się przy moim pokoju by fuknąć nosem by pokazać swoje oburzenie, tym że ważę się go zaniedbywać.

Sięgnęłam niechętnie po telefon. Wiadomości od taty i Harveya. Czy ja miałam jego telefon? Musiał mi wpisać, kiedy ostatnio się widzieliśmy. Mam wrażenie, że minęło więcej niż tylko trzy dni. Jedna rzecz nie pasowała. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował. Było to dziwne nieprzyjemne uczucie. Nie ustawało mimo, że rozglądałam się i nie widziałam nic podejrzanego. Jedynie auto stojące tuż przy ogrodzeniu ogrodu. Stało dłużej niż powinno. Szyby były przyciemniane. Czarny Suv, którego znikąd nie kojarzyłam. Pozbyłam się pochopnych myśli z głowy.

Ubrałam się w bawełnianą bluzkę z długi rękaw i jeansy z wysokim stanem. Włosy rozczesałam i zmierzwiłam lekko grzywkę, by równomiernie ułożyła się na czole. Tata pisał jedynie, że wróci później. Jedyne co przykuło moją uwagę kilka wiadomości Harveya. Jedno zdanie, które dosłownie wbiło mnie w podłogę. Nie wychodź z domu i nikomu nie otwieraj. Moje ciało przeszło niekontrolowany dreszcz. Zamknęłam okno i zasłoniłam je. Niemal biegnąc wpadłam na taras wołając Ozziego. Kiedy tylko przekroczył próg zamknęłam oszklone drzwi i zasłoniłam je beżową kotarą. Sprawdziłam kilka razy czy wszystkie okna są zamknięte. Przy drzwiach kręciłam się bezustannie. Sprawdzając czy zamknięte są na zamek i na zasuwę.

Wzięłam z kuchni maślaną bułkę i usiadłam na kanapie podkulając nogi. Jeśli to miał być żart, to dałam się nabrać. Jedną wiadomością sprawił, że przestałam się czuć bezpiecznie we własnym domu. Miałam wrażenie, że te podejrzane typy z Suva, bez problemu pokonają przeszkodę jakimi są drzwi. Są zamknięte, na każdy możliwy sposób. Jak to możliwe, że nadal boję się jak głupia.
Ozzie nie spuszczał ze mnie wzroku co jakiś czas szturchając łbem moją rękę. Pogłaskałam go chcąc go uspokoić. Wybrałam numer do Harveya. Mogłam to zrobić od razu, ale moja bardziej strachliwa natura przejęła kontrolę. Ku mojemu zdziwieniu chłopak odebrał po pierwszym sygnale.
- Schowaj się w bezpiecznym miejscu- powiedział pospiesznie. Jego ton był przerażająco poważny. Nie podobało mi się to.
- Ale co się dzieje?- zapytałam podnosząc się z kanapy i krążąc zdezorientowana i zaglądając w zasłonięte okna jakby zaraz ktoś miałby przez nie rzucić cegłę i wejść do środka.
- Nie teraz Ivy, ukryj się i nie wychodź.
Instynktownie chwyciłam za pierwszy lepszy przedmiot. Mały składany scyzoryk, który tata często ze sobą brał. Zza drzwi słyszałam męskie głosy, które zbliżały się coraz bliżej. Głosy były przytłumione, moje serce waliło tak głośno, że wszystko co słyszałam było przytłumione. Chwyciłam Ozziego za obrożę. Mimo że chwilę się opierał poszedł ze mną na górę. Tata w gabinecie miał biurko. Dolna część miała zakrytą wnękę. Była zamykana i było w niej wystarczająco miejsca. Zakluczyłam gabinet najciszej jak umiałam. W pokoju było ciemno, klucz do gabinetu schowałam do spodni, może pomyślą, że gabinet zawsze jest zamknięty. Otworzyłam skrytkę i wepchnęłam tam Ozziego a następnie sama weszłam do środka. I zamknęłam drzwi. Ledwo mogłam oddychać ze strachu. Odchyliłam głowę do góry podkurczając jeszcze bardziej nogi. Pies położył łeb na moim ramieniu. Wolał zostać przy drzwiach, mimo że jest waleczny i mógłby ich ugryźć, gdyby chcieli wejść do środka, to nie chciałam by stała mu się krzywda. Wolałam być spokojna chociaż o niego. Stąd nie było słychać nic poza moim płytkim oddechem i sapaniem psa.
W pewnym momencie Ozzie zaczął pomrukiwać. Nie wróżyło to nic dobrego. Mogłam już jedynie mieć nadzieję, że nie zauważą skrytki pod biurkiem. Wyjęłam z trudem scyzoryk i rozłożyłam go. Nie czułam się ani trochę spokojniej. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Mimo to starałam się jak najdłużej utrzymać świadomość i kiedy trzeba, zaatakować.
Nie liczyłam ile minęło. Ozzie wiercił się niespokojnie marszczył pysk jakby bezgłośnie warczał. Uciszałam go. Drzwi naszej kryjówki poruszyły się. Wiedziałam, że lada moment mnie znajdą. Ścisnęłam mocniej scyzoryk. Klamka z tamtej strony poruszyła się. To jest ten moment. Kopnęłam z całej siły drzwiczki słysząc jęk włamywacza. Krzyczał do swojego towarzysza, rzucając przekleństwami i biegnąc za mną. Pies biegł przede mnę szukając innego miejsca. Skręcając poczułam gwałtowne szarpnięcie.
- Myślałaś, że tak łatwo uciekniesz?- mężczyzna trzymał mnie boleśnie za ramię. Powstrzymałam jęk spowodowany wzmocnieniem uścisku. Ozzie rzucił się na mojego oprawcę. Wykorzystując jego odwróconą uwagę zamachnęłam się scyzorykiem i pobiegłam. Po chwili dołączył do mnie Ozzie.
- Stój szmato!- krzyczał- Mark, kurwa biegnie na górę, łap ją.
Słyszałam za sobą krzyki, które wraz z odległością nie cichły. Na górze znajdował się już tylko strych. Zanim jednak zdążyłam pokonać kolejny stopień. Zatrzymał mnie jego głos.
- Ivy!- momentalnie się zatrzymałam. Nadal ściskałam w dłoni prowizoryczną broń. Pies wyszedł przede mnie jakby chciał odgrodzić mnie od potencjalnego niebezpieczeństwa. Powoli zeszłam ze stopni. Kroki były coraz głośniejsze- Ivy, to ja- powtórzył spokojniejszym głosem. Podeszłam bliżej skręcając. W połowie korytarza stał Harvey. Miał broń w ręku. Ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Pokonałam dzielącą nas odległość i wtuliłam się w jego ramiona. Chłopak momentalnie przygarnął mnie do siebie mocniej głaszcząc mnie po głowie i coś szepcząc. Byłam tak zdenerwowana, że nie słyszałam nic poza swoim niespokojnym oddechem i biciem jego serca.


Father's nightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz