Rozdział 14

3.6K 129 0
                                    

Obudziłam się w środku nocy. Kształty w ciemności nie pasowały zupełnie do tych, które były charakterystyczne dla mojego pokoju. Uświadamiając sobie to, wiedziałam że nie jestem w swoim domu, i że ci faceci naprawdę chcieli mnie porwać. Leżałam sama na łóżku. Przykryta niemal po uszy kołdrą i dodatkowo kocem, Harvey trochę przedobrzył, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Ułożyłam głowę ponownie na poduszkę.

Ozzie.

Automatycznie zerwałam się z łóżka krążąc po pokoju. Wyszłam z pomieszczenia próbując nie robić zbyt gwałtownych ruchów, by swoją paranoją nie obudzić Harveya.

Mieszkanie mimo że skąpane było w czerni, było przestronne, mój wzrok nie odróżniał zupełnie przedmiotów, ale widać było że chłopak wolał minimalizm. Nie przestawałam krążyć i rozglądać się po podłodze. Przeszłam do zaszklonych drzwi. Widać było jedynie skąpane w mroku korony drzew. Nijak nie mogłam rozpoznać otoczenia, w którym znajduje się dom Harveya. Otworzyłam je, dopiero teraz zauważyłam, że nie mam na sobie ubrań, które miałam poprzedniego dnia. Miałam na sobie luźne dresy i męski podkoszulek, którego nie kojarzyłam. Powróciłam wzrokiem do widoku przede mną. Zauważyłam chłopaka siedzącego na wiklinowym fotelu ustawionym pod wielkim drzewem, na którym widziałam zamontowaną huśtawkę. Harvey rzucał patyk szczerzącemu się od ucha do ucha Ozziemu. Odetchnęłam mimowolnie czując jak moje ciało automatycznie się rozluźnia.

Przez chwilę stałam tak po prostu, opierając biodrem o framugę. Harvey miał na sobie ciemną koszulkę i jeansy. Włosy zaczesane do tyłu. Był nieogolony. Mimowolnie wodziłam wzrokiem po jego ramionach, wracając do twarzy. Prawdopodobnie by mnie nie zauważył gdyby nie Ozzie, który nagle puścił patyk z pyska i podbiegł do mnie wesoło szczekając. Harvey automatycznie powiódł wzrokiem za nim, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Miałam jedynie nadzieję, że nie było widać, jak moja twarz robi się cała czerwona. Chłopak uśmiechnął się do mnie jednocześnie wstając by do mnie podejść. Podrapałam psa po łbie próbując się pozbyć uczucia bycia przyłapanym na gorącym uczynku. Nie zrobiłam nic złego... tylko się na niego gapiłam jak wilk na sarnę. No faktycznie przedstawiając to w taki sposób, brzmi to o wiele lepiej.

- Obudziłaś się- zauważył lustrując moją twarz- wszystko w porządku?

Popatrzyłam na niego, widząc jego błyszczące oczy. Nie mogłam się od nich oderwać.

- Tak- odparłam starając się wyrwać z transu- Muszę zadzwonić do taty- oznajmiłam po chwili. Prawdopodobnie już wezwał służby specjalne.

Oderwałam od niego spojrzenie, jest wyższy, moja szyja nie jest przyzwyczajona do nadmiernego wysiłku. Po czym ponownie zadarłam głowę widząc, że chłopak patrzy na mnie bez wyrazu.

- Chwilowo to niemożliwe Ivy- rzucił- mogą z łatwością nas namierzyć...

- A mój tata?- wtrąciłam patrząc na niego gniewnie. Mimo tego, że powoli traciłam dla niego głowę, półkula mojego mózgu, nadal jest w stanie funkcjonować.

- Twojemu tacie nic nie grozi- oznajmił kładąc dłonie na moich ramionach, jakby chciał mnie uspokoić, mimo że jeszcze nie zaczęłam się wściekać czułam jak para wylatuje mi uszami. Bardzo łatwo było mnie zdenerwować- to ty jesteś celem tych gangsterów, więc twój tata jest bezpieczny- przewrócił oczami mierzwiąc mi włosy na co odpowiedziałam, patrząc na niego spod byka- poza tym zostawiłem twojemu tacie wiadomość, nie jestem idiotą- posłał mi ironiczny uśmieszek a ja nadal przewiercałam w nim dziurę wzrokiem. Nie zmieniało to faktu, że mój ojciec został sam w mieszkaniu, gdzie o mało co mnie nie porwano, jak do kurwy nędzy mogłam być spokojna?

- I myślisz, że dzięki temu będę spokojna?- spytałam krzyżując ramiona na piersi, patrząc na niego z wyraźnym wyrzutem. Byłam o wiele niższa, ale nie przeszkadzało mi to- mój ojciec wróci do pustego domu, w którym- odchrząknęłam- przypominam, była dwójka gangsterów, którzy do jasnej cholery chcieli mnie porwać- wyrzuciłam ręce w powietrze. Nie obwiniałam o to Harveya, ale czułam, żal że przez to wszystko mieli ucierpieć moi najbliżsi. 

Mężczyzna patrzył na mnie, czekając aż skończę. Nie wydawał się zbyt przejęty moimi słowami, co mnie dodatkowo zirytowało. Nie wiedziałam, czy wynikało to tego, że mnie lekceważył, czy z tego, że będąc przyzwyczajonym do tego środowiska, nie odczuwał żadnego zagrożenia. 

- Ivy- zaczął pokonując dzielącą nas odległość, kładąc jednocześnie swoje ogromne dłonie na moich ramionach- twojemu tacie nic nie grozi, to duży chłopiec, w dodatku gliniarz- spojrzał na mnie podnosząc do góry brwi- spotkasz się z nim, wtedy kiedy będę miał pewność, że nic ci już nie zagraża- dokończył odgarniając moje włosy z twarzy, niebezpiecznie przybliżając swoją twarz do mojej. Przez chwile czułam na sobie jego oddech. Nie byłam w stanie się ruszyć, a jedyne co słyszałam to picie mojego serca, które waliło jak głupie przez jego nagłą bliskość- rozumiesz? Twój tata nie wróci do waszego mieszkania, kazałem mu chwilowo zamieszkać u jego kolegi z pracy- zapewnił. Wypuściłam wstrzymywane powietrze, miałam nadzieję, że nic mu się nie stanie- nic mu nie grozi- powtórzył, pochylając się i składając na koniec pocałunek na moim czole. Przymknęłam oczy. Jak ja mogłam jasno myśleć, jak ten facet pozbawia mnie resztek zdrowego rozsądku?

**korzystając z okazji, dziękuję czytającym, niewykluczone, że obędzie się bez dłuższej przerwy i rozdział pojawi się jutro albo pojutrze, do następnego ❤**

Father's nightmareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz