Równie wściekły, co zmęczony Arthur w poszarpanym i przemoczonym stroju marynarskim wypełzał z morza na brzeg. Wraz z odpływem zatrzymał się na odsłoniętych przez fale piaskach plaży i niechlujnym ruchem wyrzucił zza kołnierza oślizgły liść wodorostu, zanim kolejny mocniejszy przypływ popchnął go z impetem w głąb lądu. Gdy wreszcie doczołgał się do miejsca, gdzie nie sięgały fale, zdjął buty, aby wylać z nich wodę wraz z narybkiem, który widocznie wpadł do nich podczas praktycznie całej nocy i pół dnia dryfowania. Wykrzesał resztkę energii na krótką wiązankę angielskich przekleństw oraz rozmasowanie karku.
Wtedy coś go tknęło. Wstrzymał na chwilę oddech z szeroko otwartymi oczami. "Zniknął." Prosty, srebrny krzyżyk z malutkimi szafirami na końcach ramion, zwisający zwykle z jego szyi na mocnym rzemyku. Mimo lat doskonale pamiętał, jak dostał go od Hiszpanii. Nie żeby nadawało mu to jakąś wartość sentymentalną. Czegoś takiego nie przyznałby na najgorszych torturach. Ot, nawet ładny wisiorek, do którego mimowolnie się przyzwyczaił. Możliwe, że został mu zerwany w ferworze abordażu, zanim jeszcze skończył wypchnięty przez napastników za burtę. Możliwe również, że spadł z jego szyi, kiedy fale rzucały nim na lewo i prawo. Jeśli tak, zapewne leży teraz gdzieś na dnie tutejszych mórz. Tak czy siak najpewniej już go nigdy nie odzyska.
Równie przygnębiony, co zrezygnowany opadł na plecy. Szansa znalezienia statku, najchętniej nie wrogiego, na tym małym, przypadkowym zlepku skał i piasku za skrawkiem lasu tropikalnego na środku nie była zbyt wysoka, a wpław do najbliższej cywilizacji na pewno się nie wybierał. Odwrócił pusty wzrok w bok na palmy pochylające się między rozrzuconymi po wybrzeżu wielkimi głazami pokrytymi charakterystycznymi pionowymi wgłębieniami. W ostateczności zostawała prowizoryczna tratwa. Chociaż... Tak, już kojarzył tą wyspę. Prawie zerwał się z miejsca uświadomiwszy sobie, jak blisko powinno się znajdować dokładne to, czego w tej chwili potrzebował: statek i mocny alkohol. Hałasy ptactwa gdzieś w pobliżu zawtórowały jego nagłemu ożywieniu.
Jeszcze przed zmrokiem udało mu się przedrzeć do niepozornej przystani po drugiej stronie wyspy. Kilka pirackich statków schowanymi za skałami upewniło go w przekonaniu, gdzie się znajduje. Tym chętniej wszedł do jedynego budynku, jaki tu był.
-O! Dobrze znowu widzieć dawnego klienta. -Veronique odwróciła się z tacą pełną niedopitych kielichów oraz nerwowym uśmiechem. Dyskretnie domknęła stopą klapę w podłodze odzyskując natychmiast pewność siebie, tym bardziej, kiedy zorientowała się, że Kirkland jest sam i to w charakterze rozbitka. -Jak minęła kąpiel? -zażartowała patrząc na resztki rafy przyczepione tu i ówdzie do jego ubrania.
Anglia nie odpowiedział. Omiótł jedynie wnętrze szybkim spojrzeniem. Twarzy nikogo z pozostałych przy stolikach nie rozpoznawał z brytyjskich listów gończych. Co innego pewnie byłoby z tymi pod podłogą, ale i tak nie po to tu przyszedł. Potrzebował statku. I rumu. Rumu w pierwszej kolejności.
-Ile? -więcej słów było zbędnych.
-Po znajomościii... -przyjrzała się dokładnie. -Prawdziwe? -pokazała na srebrne kolczyki z szafirami. Arthur potwierdził. -Po znajomości będzie jeden kolczyk za porcje rumu. -uśmiechnęła się szeroko. -Powinny pasować no nowego naszyjnika.
-Chyba nie chcę wiedzieć, ile byłoby nie po znajomości. -wymamrotał zdejmując biżuterię.
-Kto powiedział, że dobrze jest cię znać? -rzuciła przez ramię idąc zlać dla niego niedopite resztki i tylko dopełnić świeżym trunkiem. W mgnieniu oka była już z powrotem.
-Ale lepszego specjalisty od korsarskiej roboty na swój archipelag nie ściągniesz. Widziałaś, żeby ktoś sensowny kompletował załogę? -kiedy zbyt długo milczała z wymownym spojrzeniem, rzucił drugi kolczyk.
-Hmm... Widzisz tamtych w kącie? Dezerterzy z francuskiej marynarki. Z ostatniego wypadu połowa żywa nie wróciła, ale statek prawie bez szwanku. -mógł być zdesperowany, ale nie aż tak. Pokręcił głową. -A tamci? Solidny arabski statek i o wiele poza religią nie pytają. Trochę tylko ekscentryczni, bo rumu ode mnie nie biorą. -"Życie bez rumu to nie życie. Nawet pirackie. To oksymoron." Spasował. Brunetka zastanowiła się przed kolejną propozycją. -Majtek ze świeżo przechwyconej fregaty trochę się dziś uszkodził. Słyszałam, że mieli wypływać jutro rano. Możesz spróbować.
-Perfect.
W tym momencie wleciała papuga skrzecząca na całe gardło:
-STUPIDE TOMATE! STUPIDE TOMATE! STUPIDE TOMATE! STUPIDE TOMATE!
Arthur wyciągnął pistolet, żeby ją uciszyć, raz a porządnie, ale proch nie zdążył jeszcze dobrze wyschnąć, więc prócz stuknięcia krzemienia nic się nie wydarzyło, kiedy pociągał za spust, celując w irytującego ptaka. Druga i trzecia próba zakończyły się identyczny. W tym czasie jeden ze stolików dyskretnie opustoszał.
-Nie żeby coś, ale ona tylko ostrzega, że Hiszpania przybył na wyspę. To mój nowy alarm.
Szybka analiza sytuacji nie wypadła najlepiej. Antonio raczej nie ochłonął jeszcze po ich ostatnim spotkaniu. Potrzebował się szybko ulotnić, zanim zostanie znaleziony. Kroki przed wejściem dało się słyszeć zdecydowanie za szybko, a do najbliższej drogi ucieczki nie zdążyłby doskoczyć. Zostawała jeszcze jedna opcja. Drzwi pustej drewnianej szafy zatrzasnęły się w ostatniej sekundzie.
CZYTASZ
[APH] O dwóch takich co rozwalili starą szafę na Seszelach
Hayran KurguVeronique prowadzi tawernę, przez którą przewija się spora gama ciekawych indywiduów. Czy papuga przeżyje? Za ile tym razem pójdzie rum? I czy szafa z taką zawartością w końcu wybuchnie?! ~ Axis Powers Hetalia by Hidekaz Himaruya