Rozdział 6

343 35 25
                                    

Scorpius nerwowo przeczesał włosy ręką, wyrywając ich przy tym trochę. Zniesmaczony spojrzał na swoją dłoń, pokrytą małymi włosami w srebrnobiałym kolorze. Energicznie wytarł rękę o spodnie będące częścią jego szkolnej szaty. Wyciągnął różdżkę i jednym sprawnym machnięciem pozbył się zanieczyszczenia. Uśmiechnął się z ulgą, bo w gruncie rzeczy Scorpius naprawdę nienawidził się brudzić. Robił to tylko pod przymusem, dlatego zielarstwo było dla niego prawdziwym horrorem.

Poderwał się z łóżka i zaczął chodzić w kółko pomiędzy łóżkami w dormitorium. Denerwował się, pomimo że ostatnie dwie godziny spędził na ciężkiej harówce. Liczył, że to pomoże, ale zniwelowało tylko część tej złości.To dlatego chodził teraz jak koń w kieracie, nie przestając wraz z upływem czasu. Musiał jakoś spożytkować te niewyczerpane zasoby energii.

-Chcesz wydeptać tu dziurę? Zwolnij trochę bałwanie.- odezwał się Al, który właśnie wszedł do swojego dormitorium.

Widok, który tam dojrzał, wcale go nie zdziwił. Przez te kilka lat znajomości, poznał Scorpius'a Malfoy'a tak dobrze, że znał już na pamięć wszystkie jego dziwactwa. Wiedział też, skąd się brały i dlaczego nie mógł sobie z nimi poradzić. Scorpius był mroczny jak zakazana księga, ale w środku był tak naprawę bardzo wrażliwy oraz troskliwy. Często ciężko było z nim wytrzymać, ponieważ miał bardzo wybuchowy charakter, który został wzmocniony przez trudne chwile ostatnich lat. Al jednak znosił to wszystko pokornie, nie robiąc z tego hecy, w końcu i on nie był najłatwiejszy w obyciu. Jego bliscy uważali go za odludka, tak samo zresztą jak większość rówieśników. Nie miało to jednak znaczenia, najważniejsze, że on znał prawdę. Lubił towarzystwo, ale tylko takie, które sam sobie dobierał. Gdyby ktoś spytał go o najbliższe mu osoby, na pewno wymieniłby Scorpius'a, rodziców oraz oczywiście Lily. James'a by nie wymienił.

Siostra wiele dla niego znaczyła, była mu naprawdę bliska. Dzięki niej przeżył początek pierwszej klasy, kiedy czuł, że cały świat - przynajmniej ten czarodziejów - wytykał go za plecami palcami. Jaka to hańba, aby syn jednego z najpotężniejszych czarodziejów na świecie trafil do Slytherinu. Cóż za ironia losu! Na szczęście, musiał przyznać, że jego obawy się nie sprawdziły. Czuł się tu jak w domu i to było najważniejsze.

-Skoro przez te wszystkie lata tego nie zrobiłem, to nie sądzę, żeby dzisiaj miało być inaczej. - Chłopak skrzywił się. - Poza tym, ile razy mam cię jeszcze prosić, abyś skończył tak do mnie mówić. Na Salazara, nikt się już tak do mnie nie zwraca! Wszyscy zapomnieli o tym, jak w trzeciej klasie się potknąłem i sturlałem z górki.

-Nie sądzę. - Poręcił głową rozbawiony Al. - Oni pamiętają, po prostu nie chcą ci tego więcej wypominać, bo boją się gniewu byka. Czy w tym przypadku może Węża...

-Bardzo śmieszne - żachnął się chłopak.

Al nic sobie nie robił z komentarzy chłopaka. Rozsiadł się wygodnie, wyciągnął długie nogi przed siebie i ziewnął przeciągle.

-Co się stało?  - zapytał, ponieważ znał Scorpius'a tak dobrze jak własną kieszeń i zawsze wiedział, gdy coś wymykało mu się z pod kontroli.

-Nic, ja po prostu jestm dzisiaj jakiś przewrażliwiony. Na Salazara! Chyba muszę się wykąpać. - odpowiedział mu, kontynuując marsz.

-Skoro powiedziałeś, że "nic", to chodzi o Rose. - Spojrzał na jego kamienną minę. - Nie oszukasz mnie. Znam cię za dobrze na takie marne sztuczki.

Scorpius prychnął i rzucił pod nosem wiązankę obelg. Wiedział, że przyjaciel się nie obrazi, więc nie hamował swoich popędów. Wreszcie uspokoił się trochę, wziął głęboki oddech i spojrzał na Al'a.

Turniej o Złotą Różdżkę | ScorilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz