Rozdział 23: Epilog

995 83 85
                                    

[2125 słów]

Dużo pytań, mało odpowiedzi.

~~BAEKHYUN POV~~

Po śmierci Jongina potrafiłem zrozumieć, jaki koszmar przeżywa w tej chwili Kyungsoo, który stracił ukochanego. Nie raz przez przypadek podsłuchałem jego rozmowy z policjantem, jak mówił do niego czułe słówka, albo jak bardzo się uśmiechał na dźwięk jego imienia. Dlatego serce krajało mi się, patrząc na swojego menadżera, który rozpaczliwie nie potrafił sobie poradzić z taką stratą. 

Dodatkowo był to najlepszy przyjaciel Chanyeola, który sam również mocno cierpiał. Chciałem dodać mu otuchy, lecz nie miałem pojęcia, jak to zrobić. Mogłem doskonale opisać te uczucia, które czuli, lecz nie umiałem nikogo pocieszyć. To było strasznie dobijające. 

W dzień pogrzebu nie świeciło słońce, lecz także nic nie zapowiadało, że będziemy zmierzać się z deszczem. Lecz niebo nie musiało płakać, by każdy z zebranych w kościele, nie mógł powstrzymać płynących po policzkach gorzkich łez. Ja także ich nie szczędziłem, mimo, że nie znałem go tak dobrze, to świadomość, że kolejna osoba, która pojawiła się w moim życiu, odeszła tak nagle, sprawia niesamowitą pustkę w sercu.

Jednak najgorszy był moment na cmentarzu, gdzie powoli spuszczano trumnę do wcześniej wykopanego dołu. Wtedy to Kyungsoo padł na kolana, zanosząc się jeszcze większym płaczem niż wcześniej. Jego szloch najgłośniej rozniósł się po tym cichym miejscu. Złapał się za serce, wręcz krzycząc z bólu, a że wraz z moimi przyjaciółmi staliśmy obok niego, próbowaliśmy go powstrzymywać przed rzuceniem się w stronę trumny.

Dalej nie wierzył w to co się stało i wcale mu się nie dziwiłem. To wszystko serio było niczym sen, z którego każdy chciałby się obudzić i zapomnieć najszybciej, jak się da. Lecz niestety rzeczywistość była dla nas zbyt okrutna. Najgorsza była świadomość, że to wszystko moja wina. Nikt nie musiał cierpieć, nikt nie musiał zginąć, gdyby nie moja głupota, za którą będę pokutować do końca życia.

Wyrzuty sumienia z każdym dniem były coraz większe, ale nie mogłem zrzucać ich na innych. Sam musiałem się z nimi uporać, a raczej wręcz przepraszać za każdy sprawiony ból. Lecz czy ktokolwiek mi wybaczy śmierć dwóch osób? Ja na pewno sobie nie wybaczę.

- Spokojnie - szepnął Jongdae do Kyungsoo, gdy tulił go i gładził powolnymi ruchami jego plecy. On zaś zaciskał bezsilnie dłonie na jego marynarce. 

Nie wiem czemu, ale wtedy oderwałem wzrok od moich przyjaciół, by spojrzeć na Chanyeola. Jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji, ale widziałem, że z trudem powstrzymuje łzy. Wtedy poczułem wręcz kolejny sztylet, który bezlitośnie wbijał się w moje serce. 

Trumna zanikała pod ciemnym piachem, a z nią zakopywane zostawały emocje. Każdy z zebranych cichnął, oddając ostatni hołd dobremu policjantowi, przyjacielowi, czy kochankowi. By niedługo po tym rozchodzić się we własnych kierunkach. 

Minseok i Jongdae musieli siłą zabrać menadżera do samochodu, by bezpiecznie odstawić go do domu. Tylko Chanyeol dalej stał nad grobem Jongina w całkowitym bezruchu. Podszedłem do niego, chwytając w dłonie jego rękę, lecz nawet ten gest nie wywołał u niego żadnej reakcji.

- Chan... Wracajmy - szepnąłem, wiedziałem, że to dla niego ważne. Lecz pogoda coraz bardziej dawała się we znaki, więc mimo wszystko nie chciałem, by się pochorował.

- Daj mi jeszcze parę minut... Chce... być sam...

- Dobrze... Poczekam przy samochodzie.

Co prawda przyjechaliśmy tutaj osobno, ale powiedziałem chłopakom, że wrócę z ukochanym, by dopilnować jego szczęśliwego powrotu. Był niemalże tak samo rozbity co Kyungsoo, dlatego wolałem dmuchać na zimne. 

Let's Play |[pcy + bbh]|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz