II

25 3 0
                                    

 W rozległej sypialni królewskiej zdążyło już zgromadzić się wiele osób: przyjaciel mojego ojca - wuj Józef, jego dwaj synowie, z którymi łączy mnie wręcz braterska więź; Melania - żona chorego oraz jego dwudziestosiedmioletnia córka Emilia wraz z mężem. Był tam też notariusz, który właśnie wychodził z pokoju, trzymając kilka kartek z zapiskami w ręku. Wszyscy mieli zasłonięte usta w taki sam sposób, co ja. Przywitałem się z nimi skromnym skinięciem głowy, w takich sytuacjach jak obecna można odpuścić sobie całowanie dam w dłonie oraz wesołe zwrotu typu: „Miło cię widzieć" czy „Jaki piękny mamy dzień!".

Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, dopóki nie podszedłem do łóżka i nie ujrzałem wuja Joachima w pozycji półsiedzącej. W pierwszej chwili nie mogłem go rozpoznać, mając wrażenie, że patrzę na uosobienie wielkiego cierpienia, a nie na kogoś bliskiego memu sercu. Jego skóra stała się blado-żółta niczym wosk świecy, po czole i zakolach spływały strużki potu, który zdążył zlepić ze sobą pasma posiwiałych, sięgających do ramion blond włosów. Popatrzyłem mu w oczy, były podpuchnięte i zaczerwienione przez wyciskający łzy ból oraz nieprzespane noce. Spojrzenie wgłąb ich w zupełności wystarczyło, by wywnioskować, że już zbliża się moment, by pożegnać się ze światem. O tym świadczył też oddech wuja, był głośny, krótki oraz chaotyczny, wyraźnie słychać było, że chory walczy ze wszystkich sił, by zaczerpnąć do wyniszczonych suchotami płuc choć odrobinę powietrza. Dodatkowo przerywał go jęk bólu tak dokuczliwego, że aż przyjaciel mojego ojca zaciskał dłoń na koszuli w miejscu piersi. 

- Przyszedłeś, Danielu - powitał mnie wesoło, wyciągając ku mnie wychudłą, trzęsącą się od wysokiej gorączki rękę - Jak to dobrze...

- Tak, przyszedłem - odezwałem się, nie wiedząc tak naprawdę, co powiedzieć. Ująłem dłoń bliskiego, głaszcząc czule jej wierzch.

Gdy tylko drzwi się otworzyły, a pokój wypełniły kroki wchodzącej osoby, wuj popatrzył na nią, mówiąc charakterystycznym dla siebie rezolutnym tonem :„O, jest też i Jan".

Następnie zwrócił wzrok ponownie na mnie. Pragnąłem jakkolwiek przerwać ciszę między nami, ale z powodu ogromnego żalu głos uwiązł mi w gardle.

- Pewnie chcesz się mnie spytać, jak się miewam - usłyszałem ochrypły, słaby głos.

Pokiwałem twierdząco głową, choć nawet bez zadawania tego pytania już znałem odpowiedź. Odpowiedź, na której nikt z zebranych w komnacie oraz z pewnością żaden obywatel Asjenu nie chciał dopuścić do świadomości.

- Czuję się paskudnie, dziękuję za troskę - rzekł wuj z uśmiechem spod sinych, spierzchniętych warg ze śladami zaschniętej krwi na nich - Dokucza mi gorączka wraz z brakiem apetytu, a to niedobrze. Mówią mi, że muszę jeść, że muszę nabrać nieco sił... - tu zrobił krótką pauzę i nabrał powietrza do płuc desperackim haustem - A ja już nie jestem w stanie przełknąć choćby kawałka mięsa, nieważne, jak wyśmienicie byłoby ono przyrządzone. Jeszcze...- jego wypowiedź przerwał atak nagłego kaszlu tak przerażającego, że aż zmroziło mi krew w żyłach. Miałem upiorne wrażenie, że właśnie nadeszła chwila, w której król Asjenu żegna się z życiem, jednak on tylko cicho zaklął, po czym splunął krwią w białą chusteczkę podaną mu przez córkę.

- Słyszysz własnie - odezwał się zdławionym głosem, wziął szybki oddech, a następnie kontynuował, ściskając dłoń na koszuli - Właśnie to jest najgorsze, nie dość, że działa mi na nerwy, budzi mnie w nocy, to w dodatku boli jak jasna cholera. Jeszcze ta krew... ohyda - po tych słowach uśmiechnął się, na próżno próbując rozweselić panującą atmosferę.

Wtem moje oczy napełniły się łzami z powodu tak przytłaczającego rozżalenia, że nawet najsilniejszy człowiek na świecie nie byłby w stanie go znieść. Uparcie starałem się je ukryć, ustawiając głowę tak, by zakryć twarz długimi, rudymi włosami.

Ostatnie drgania strun lutniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz