[08] Chapter Eight: "Interview half the battle."

1.2K 75 4
                                    

            Czas dla Madeleine przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie liczyła się nawet przeszłość, która nieustannie wpływała na obecne życie osiemnastolatki. Najważniejszy był trwający moment i niesamowite usta Malika, które atakowały bezustannie atakowały wargi ciemnowłosej oraz dziwnie przyjemne uczucie w podbrzuszu. Madi, zapewne nie kontrolując swoich poczynań, wplotła niepewnie palce w czarne włosy chłopaka i zaczęła za nie delikatnie ciągnąć. Usłyszała ciche mruczenie Zayn ‘a, co upewniło ją w przekonaniu, że dobrze postąpiła. Jednak wszystko co dobre i prowokuje miłe odczucie, szybko się kończy.

- Musimy wracać do domu – Madeleine, słysząc głos chłopaka, natychmiast zdała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się dzieje. Od razu odsunęła się od Mulata na tyle, na ile była w stanie. Nie zabrała jednak swoich dłoni – jednej z ramienia, a drugiej z włosów. Musiała w jakiś sposób utrzymać równowagę.

- Oczywiście – rzuciła cicho, spuszczając głowę. Chciała podnieść się z ziemi, ale Zayn skutecznie jej to uniemożliwiał. Ciemnowłosy pokręcił głową z nieukrywanym rozbawieniem, po czym wstał, od razu wystawiając dłoń w kierunku szatynki. Na początku nie chciała przyjmować od niego pomocy, ale stwierdziła w ostatnim momencie, że swoje fochy powinna zepchnąć na boczny plan. W decyzji pomogła jej również nieodparta chęć ponownego zetknięcia ich skóry, które powodowało dziwny prąd, przechodzący przez całe ciało.

            W szybkim tempie znaleźli się w samochodzie, a chwilę później ruszali już w drogę powrotną. Do Malika po woli zaczynało dochodzić, co tak właściwie zrobił, przez co rozbawienie zastąpiła niesamowita wściekłość na samego siebie. Dobrze wiedział, że nie powinien nawet myśleć, żeby ją pocałować, a co dopiero to zrobić! Znał Madeleine znacznie dłużej, niż dziewczynie mogłoby to się wydawać i doskonale wiedział, jaka ona jest. Czasami obserwował szatynkę, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Jednak to wystarczyło, żeby zaobserwować ogromną zmianę jej charakteru w przeciągu kilkunastu miesięcy.

            A może właśnie to go zgubiło i przez to zaczął się nią interesować w większym stopniu niż mu było wolno. W dniu, kiedy świat dziewczyny rozsypał się w drobny mak, natychmiast został o tym poinformowany. Chciał zabić wszystkich, którzy stali zaledwie kilka metrów od domu Davies i nawet nie kiwnęli palcem, żeby temu wszystkiemu zapobiec. Tamtego wieczoru wybrał się z Harry ‘m na nielegalne wyścigi aż do Manchesteru, wdał w bójkę z jakimś gówniarzem, z którym chwilę wcześniej wygrał i pobił tak mocno, że zanim nadjechała karetka, on leżał martwy na opustoszałej ulicy. Zayn tłumaczył to sobie wtedy tym, że porwanie, wtedy, szesnastolatki musiało bardzo odwlec się w czasie, a on sam, po raz pierwszy od dawna, musiał zmieniać coś w idealnie ułożonym planie działania. Nie mógł znieść, że jakiś drobiazg poszedł zupełnie nie po jego myśli, przez co wszystko zawaliło się jak domek z kart.

            Teraz jednak, patrząc na to z perspektywy czasu, zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno chciał ją porwać tylko dla pieniędzy z okupu. A może już w tamtym czasie zaczynało zależeć mu na nastolatce. Zawsze uwielbiał zdecydowane i pewne siebie dziewczyny, które wiedzą, czego chcą od życia. Być może przestraszył się, że straci taką Madi. I chociaż osobowość nastolatki uległa drastycznej zmianie, to zainteresowanie nią w dalszym ciągu pozostawało prawie takie samo. Teraz, zamiast chcieć spełnić każdą jej zachciankę, ma ochotę zaopiekować się nią; zamknąć w bezpiecznym uścisku swoich silnych ramion i zapewnić, że już nic więcej złego jej się nie stanie; że nie musi martwić się o nic, bo to on będzie się nią opiekować.

Nie. To zupełnie bez sensu.

~*~

            Harry wysiadł ze swojego samochodu, od którego kluczyki odzyskał około godzinę temu. Nie miał pojęcia, dlaczego policja tak nagle wypuściła go z paki, nie robiąc przy tym żadnych problemów. Jednak gdzieś w jego głowie kołatała się myśl, że ma to jakiś bliższy związek z Malikiem i Madeleine. Nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Nic go nie obchodziło. Zupełnie obojętne stało się dla niego również to, że przebywa na wolności. Równie dobrze mogliby zamknąć go na dożywocie, albo odstrzelić. Nawet w najmniejszym stopniu nie zapomniał, dlaczego spił się do nieprzytomności. Przecież kogoś, kogo kocha się bardziej niż samego siebie nie da się wymazać z pamięci w przeciągu kilki, dłużących się w nieskończoność dni.

[THE END] The Princes and The CriminalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz