[02] Chapter Second: "First Approach"

1.4K 90 6
                                    

            Madeleine otworzyła niechętnie jedno oko i rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, w którym aktualnie przebywa. Coś jej tutaj zupełnie nie pasuje. Gdzie podziały się szare ściany i twarde łóżko? Czyżby umarła i jest teraz w niebie? Zamrugała kilkakrotnie, jakby chcąc mieć pewność, że już nie śpi, a zmęczony życiem mózg w cale nie płata jej żadnych figli. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy świadomość do niej wróciła. Podniosła się od razu do pozycji siedzącej, rozciągając zaspane ciało. Po raz kolejny przejechała powolnie wzrokiem po pomieszczeniu, jakby chciała mieć jeszcze większą pewność, po czym pokiwała z niedowierzaniem głową. Jednak to prawda, że jest jedną z niewielu osób, którym udało się opuścić to chore miejsce. Jest z siebie niesamowicie dumna. Z tak wesołymi myślami podniosła się z łóżka i udała w kierunku garderoby. Przeglądała wszystkie ciuchy, nie mogąc się na nic zdecydować. Wiedziała jedno – na polu jest bardzo ciepło, przez co musi wybrać coś lżejszego. Ułożyła usta w dziubek, przesuwając je na prawą stronę twarzy.

            W końcu w jej dłoniach znalazły się jasne szorty, szara bokserka oraz biała koszulka z czarnymi ustami na środku. Jeszcze raz uważnie przyjrzała się całemu zestawowi i biorąc jeszcze ze sobą bieliznę, powędrowała prosto do łazienki. Spędziła w niej godzinę. Wyszła z pokoju, wsadzając we włosy okulary w lekko różowymi szkiełkami i białymi tenisówkami w obu dłoniach. Dobrze wiedziała, że rodziców nie ma już w domu, a Melodie przesiaduje w szkole. Ona sama miała wrócić do nauki dopiero po wakacjach, ale jakoś nie za bardzo się do tego paliła. Dobrze wiedziała, że będzie musiała tłumaczyć się przed znajomymi, dlaczego tak nagle zniknęła. Pewnie zauważą również zmianę w jej zachowaniu. Potrząsnęła energicznie głową, jakby chcąc wyrzucić z niej wszystkie myśli. W ostatnim momencie załapała okulary, które chciały zsunąć się z jej głowy i poprawiła je. Usiadła na krześle w kuchni, zawiązując obuwie. Podeszła do koszyka z owocami i wzięła z niego jedno jabłko. Usiadła na blacie kuchennym, obserwując jak przez ulicę przejeżdżają pojedyncze samochody.

            Po skończonym posiłku nie miała zielonego pojęcia, co mogłaby ze sobą zrobić. Wyjrzała po raz kolejny przez okno, zagryzając dolną wargę. Dzień jest niesamowicie piękny, a jej przecież nic się nie stanie, jeśli opuści dom na kilka godzin. Uśmiechnęła się do siebie wiedząc, co ma zamiar zrobić. Sprawdziła tylko, czy ma w kieszeni telefon oraz kartę, którą dostała na szesnaste urodziny od rodziców i wyszła na zewnątrz. Zanim opuściła teren posesji powiadomiła jeszcze o tym ochroniarza i zapewniła, że wróci do czterech godzin, żeby zdążyć przed młodszą siostrą. Opuściła okulary na oczy czując, jak słońce ją razi.

            Postanowiła dojść do centrum miasta na piechotę – nie miała daleko, a zawsze kochała spacerować. Uśmiechała się po drodze i mówiła ciche „dzień dobry” sąsiadom. Starała się jednak nie wdawać w dłuższe rozmowy. Nie wiedziała dlaczego, ale cała jej pewność siebie uciekała, widząc współczujące i pełne litości twarze. Nie chciała tego od nich. Zawsze czuła się gorsza, jakby od początku skazana na porażkę, kiedy znajdowała w oczach innych te dwa uczucia. Spuściła głowę, obserwując swoje stopy. Zastanawia się teraz, czy to aby na pewno był doby pomysł, żeby wyjść samej na spacer. Po krótkiej chwili doszła jednak do wniosku, że przecież nie może całe życie siedzieć zamknięta w czterech ścianach. Przyspieszyła nieznacznie kroku, żeby móc jak najszybciej znaleźć się w otoczeniu ludzi, którzy nic o niej nie wiedzą. Zdecydowanie łatwiej będzie jej spędzić miło czas, kiedy nikt nie zada tego cholernego pytanie ”Jak się czujesz?”

            Uśmiechnęła się do siebie, widząc zarys pierwszych londyńskich sklepów. Tak strasznie dawno tu nie była, że już nie mogła się doczekać, kiedy w końcu będzie na miejscu. Właśnie dlatego zaczęła przyspieszać kroku, aż w końcu powolny chód zamienił się w szybki bieg. Ludzie spoglądali na nią z zażenowaniem lub zdziwieniem, ale starała się ich zupełnie zignorować. Na swojej drodze miała już tylko jeden cel – kawiarnię pana Briule. Był to siwawy mężczyzna o przyjaznym spojrzeniu i niesamowicie wielkim sercu. Potrafił pocieszyć praktycznie każdego swojego klienta i można z nim było normalnie porozmawiać. Jego gorąca czekolada natomiast przebijała wszystkie inne. I właśnie tego ostatniego teraz potrzebowała.

[THE END] The Princes and The CriminalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz