CHAPTER 08 | SELFISHNESS

43 4 4
                                    


KRÓTKA NOTKA: Ja nie wiem, jakim cudem wczoraj wieczorem napisałam cały ten rozdział, czyli prawie 6k słów, ale jestem z niego bardzo zadowolona i stwierdziłam, że skoro i tak mam wstawiać części nieregularnie, to nic się nie stanie jak tą wstawię od razu ;) Miłej lekturki życzę ;* 

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Długo zastanawiałem się nad tym, co zrobiłem. Wszyscy powtarzali mi, że jedynie się broniłem, a to, co miało miejsce, nie jest moją winą. Z jednej strony im wierzyłem – tak było łatwiej, wmawiać sobie do bólu, że to nie ja zawiniłem, że nie mogłem rozegrać tego w inny sposób. Ale głęboko w środku dobrze wiedziałem, iż zadziałałem instynktownie, nie przemyślałem swojego działania i tego, co mogę nim osiągnąć. Ultra Magnus może i był zdrajcą i może nawet zasługiwał na śmierć, ale żywy mógłby udzielić nam odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań.

Jedno z nich szczególnie nie dawało mi spokoju. Czy moja matka wciąż żyje?

Na próżno staramy się nawiązać kontakt, każda próba kończy się fiaskiem, a muszę z bólem przyznać, że już wolałbym zobaczyć na ekranie komunikatora twarz jakiegoś Obcego, zamiast w kółko słuchać tej głuchej ciszy. A ostatnimi czasy szczególnie jej nienawidzę... Mógłbym znieść niewyobrażalny hałas, dźwięki tak straszne, że jeden wolałby wyrwać sobie audioreceptory, zamiast trwać w tych męczarniach – ale nie ja. Cisza jest dla mnie niezrozumiała, a bardzo nie lubię, kiedy czegoś nie rozumiem. Niektórzy potrafią ją zinterpretować na wiele sposobów – cisza może oznaczać, że ktoś unika odpowiedzi na zadane mu pytanie albo że woli milczeć zamiast na przykład zranić czyjeś uczucia. Ja niestety nie posiadam tego talentu, nie mogę odróżnić tych wszystkich rodzajów ciszy, dla mnie każdy z nich jest po prostu pusty.

W chaosie da się znaleźć jakiś sens. I, choć dla niektórych może brzmieć to niewyobrażalnie, osobiście wolę chaos niż pustkę...

Już od dobrego cykla siedzimy w gabinecie Rodimusa, który najwyraźniej pełni teraz funkcję sali narad, przeznaczonej tylko dla naszej nielicznej grupy i zastanawiamy się, co dalej. Zespół mamy nie odpowiada, przez wcześniejszy chwilowy brak komunikacji dopiero teraz dowiedzieliśmy się, że atak na Iacon nie był jedynym, jaki dziś przypuścili Obcy – w tym samym czasie ich kolejny statek wylądował w Nova Cronum, a jako, że odział wojskowy nie jest tam tak liczny, nasi nie zdołali się obronić i najeźdźcy pojmali bardzo wielu jeńców wojennych. Wszyscy są podenerwowani i wcale im się nie dziwię – może po mnie tego nie widać, bo po prostu nie mam już sił, żeby ukazywać jakiekolwiek emocje, ale mam ochotę wrzeszczeć na cały Cybertron, byle tylko ten gniew, jaki się we mnie zebrał, znalazł drogę ujścia.

W sumie sam sobie się dziwię, że odczuwam właśnie gniew. Bo czemu nie smutek albo tęsknotę albo poczucie bezsilności? Przecież właśnie to są emocje ściśle związane z brakiem wieści od ukochanej osoby, a wręcz możliwością wiecznego rozstania z ową osobą. Myślę, choć może się to wydać egoistyczne, że jestem po prostu zły na Rodimusa. Równie dobrze to on mógł wyruszyć na tą niebezpieczną misję, pakować się na teren wroga i narażać swoje życie, nie ona. Zamiast tego przez cały czas trwania misji na Torus, siedział sobie wygodnie w swoim fotelu, nie musząc ciągle martwić się o bezpieczeństwo swoich bliskich. Wiem, to niesprawiedliwe myśleć w ten sposób, bo z tego, co mi wiadomo, gdyby nie reakcja Prime'a podczas ostatniego ataku większość z nas już dawno połączyłaby się z Primusem.

TRANSFORMERS 🌠 LEGACYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz