KRÓTKA NOTKA: Z góry przepraszam za tak długą przerwę, ale naprawdę mam dużo roboty w szkole i z niczym się nie wyrabiam, ale dzisiaj wreszcie zebrałam się sobie i dokończyłam rozdział :) Miłej lekturki życzę i obiecuję, że postaram się pisać częściej ;)
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Czym mniejsza odległość dzieliła nas od Torus, tym bardziej napięta stawała się atmosfera. Niby mieliśmy coś na kształt planu, ale tak naprawdę żadne z nas do końca nie wiedziało, co robić. Nie mieliśmy skanu planety z ostatniego czasu, przez co musieliśmy wzorować się na tych przestarzałych, które Crossracer jakimś cudem znalazł w archiwum przed naszym wylotem. Według nich na planecie nie było wielu miast, co dawało nam spore pole do popisu, jeśli chodzi o lądowanie, jednak nierówne tereny i liczne skarpy, których położenia dokładnie nie mogliśmy ustalić, mogły bardzo utrudnić lądowanie. Poza tym, nie wiemy, jak wiele zmieniło się na Torus od wizyty naszych rodziców tutaj, a przecież miała ona miejsce, kiedy jeszcze byliśmy małymi dzieciakami.
Musieliśmy polegać tylko i wyłącznie na naszej intuicji i wierze, że podołamy zadaniu.
Heh, Trinity pewnie już obrzuciłaby mnie tym swoim zażenowanym spojrzeniem.
Orion wyznał mi podczas lotu, że był się z nią spotkać; chciał, żeby wyruszyła z nami, ale odmówiła. W pewnym sensie nie dziwię się jej, może nikt otwarcie tego nie powiedział, ale wszyscy czuliśmy niewielki respekt przed jej personą, nawet nie tyle, że przez wzgląd na ojca femme, a samą jej osobowość. Była wybuchowa, bezwzględna, czasami nawet nie obliczalna i znaliśmy ją zaledwie parę megacykli, więc to normalne, że nie do końca jej ufaliśmy. Ale powinniśmy byli dać jej szansę, by udowodniła, że jest tego zaufania warta.
Problem w tym, że ona chyba nie do końca tego chciała. Nie potrzebowała nas, a przynajmniej zachowywała się, jakby tak było, więc szczerze wątpię, by otwarcie zaczęła mówić o sobie i o tym, co czuje, tylko po to, by udowodnić nam, że jest w porządku – to nie było w jej stylu, każdy mógłby to stwierdzić, nawet po tak krótkiej znajomości. Wierzę jednak, że w końcu dotrze do niej, jak ważni są przyjaciele, zwłaszcza teraz, a także jak ich wsparcie może nam pomóc.
Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Nawet, jeśli po części tak się właśnie czujemy.
-Zbliżamy się do Torus – informuję drużynę, kiedy czujniki napędu świetlnego informują mnie o przeszkodzie na drodze. Ignoruję je, dokładnie tak, jak „propozycję" systemu, by ten napęd wyłączyć. Wpisane współrzędne powinny doprowadzić nas na w miarę otwartą przestrzeń, oddaloną od największego miasta planety, najpewniej stolicy, na tyle, że nikt nas ani nie usłyszy, ani nie zauważy, dzięki czemu zyskamy element zaskoczenia – Radziłabym zająć miejsca, bo, uwierzcie mi, to będzie twarde lądowanie.
-Takie są najlepsze – żartuje Sileence, zajmując fotel obok mnie, przez co mimowolnie uśmiecham się pod nosem. Wiem, że sama bardzo się boi, nie tylko naszego nieuniknionego spotkania z ziemią – martwi się o swoich rodziców. Przybyliśmy tutaj, by ich odbić, ale tak naprawdę nie wiemy, czy jeszcze w ogóle żyją. Jeśli nie... Nie! Nie mogę tak nawet myśleć. Sileence jest silna, żeby dodać mi otuchy, więc i ja muszę wziąć się w garść i pokazać jej, że wszystko będzie ok.
Nie możemy pozwolić sobie na żadne straty.
-Lubię, jak tak gadasz – stwierdza z rozbawieniem Thundershot, po czym chwyta się barierki nad swoją głową – Odzywa się wtedy w tobie energon Wreckerów.
CZYTASZ
TRANSFORMERS 🌠 LEGACY
FanficŻycie na Cybertronie wróciło do normy. Na planecie panował ład i porządek, a jej mieszkańcy żyli szczęśliwie. Choć nie wszyscy... Raven zawsze czuła, że jej miejsce jest gdzie indziej; zawsze chciała zwiedzać wszechświat w poszukiwaniu nieodkrytych...