"But love is always always changing"
" Harry, skarbie nie rób mi tego!"
Udało się? Dlaczego ktoś mnie woła, czemu do cholery słyszę głosy?
Wydaje mi się, że powinienem go pamiętać, ale jedyne co czuję, to silny ból głowy.
Kilka minut temu, widziałem tylko moje rozszarpane przez ostrze ciało, a teraz mocne, białe światło razi moje przyzwyczajone do mroku oczy.
Ah czyli jedyna rzecz w moim życiu, która była w pełni moją decyzją, zakończyła się porażką, typowe.
Ale wcześniejsze razy mogłem zrzucić na bliskie mi osoby, teraz sam odpowiadam za swoje czyny.
Jak pamiętacie jestem wybrakowanym Harrym, a to moja historia życia, po próbie samobójczej.
Przypominam sobie ostatni obraz, zanim zapadł mrok.
Skądś pamiętam te duże, niebieskie oczy, ale to chyba tylko wytwór mojej wyobraźni.
Pozatym są ważniejsze rzeczy, które powinny zaprzątać moje myśli.
Czemu słyszę głos, powtarzający raz za razem moje imię, kiedy moje uszy służą tylko do ozdoby.
Otwarte oczy nie zdołają się poruszać, a całe moje ciało stoi w płomieniach brutalnego bólu.
Czerwona woda.
Ostrze.
Nadgarstki.
Rozszarpane ciało.
Niebieskie oczy.
Mrok...
Wspomnienia wbijają się w moją głowę jak małe ostrza.
Nie dający się zatrzymać krąg bólu, powoduje mój przerażający krzyk.
To odgłos rozpadającej się duszy, pragnącej jedynie wolności.
Całe swoje siły marnuje na ten właśnie akt nienawiści do samego siebie.
Pieprzony, wybrakowany Harry!
Czuje się jak marionetka, jedyne co mogę robić, to leżeć tu i czekać na ostateczność.
Moje ciało chyba nie chce ze mną współpracować, być może to przez to wyniszczenie, którego sam dokonałem, ale było warto.
" Nie Styles, nie było warto"
Rażące światło przesuwa się w moją stronę, a moje oczy rejestrują jakiś ruch.
Pochyla się nademną starszy mężczyzna, z wypranym z emocji wyrazem twarzy, no ja też się cieszę, że cię widzę.
Jego wargi zaczynają się poruszać, a ja próbuję zmusić mój umysł do nadążania.
Niestety, to wcale nie tak łatwe, kiedy twoje ciało poprostu płonie.
Usta kończą swoje zadanie, a ten człowiek zaczyna się oddalać.
A ja zauważam jeden, ważny szczegół, on ma na sobie kitel lekarski, ah czyli to lekarz.
To miło, że zechciał udzielić mi swojego towarzystwa, żebym nie czuł się samotny.
Po kilku minutach czuję, że moje ciało powoli zaczyna uwalniać się z pod wpływu cierpienia.
To pewnie ten cudowny anioł, kazał podać mi jakieś otumaniające leki, dziękuję pięknie.
Ale czy można by było załatwić nie wiem, jakieś drinki, jacuzzi, tak dla komfortu pacjenta, który prawie skończył swój żywot kilka minut temu.
A może to minuty, albo godziny, być może też dni, nie orientuję się, ale wydaje mi się, że to raczej normalne.
Raczej żaden samobójca nigdy nie powiedział, hej jestem Harry, cieszę się, że mnie uratowaliście.
Nie jest, aż tak źle, żarty wciąż mam na poziomie, zerowym, ale to też coś.
" Styles"
Słyszę w mojej głowie i wydaje mi się, że próbuje mi coś przekazać.
Może coś w stylu, dzięki za ogólne zniszczenia, koleś.
Kiedy wreszcie mogę zrobić coś więcej niż zadręczać się myślami, próbuję odwrócić głowę, żeby widzieć coś więcej niż lampę nademną.
Całe moje ciało ciąży, gdy wykonuję z pozoru tak prostą czynność.
Obejmuje wzrokiem pokój i zauważam młodego mężczyznę siedzącego przy moim łóżku.
Na początku myślę, że to lekarz, ale on odrazu zauważa moje przebudzenie i pędzi do drzwi, zapewne żeby powiedzieć, że obudził się nasz głuchy chłopiec.
Nie mam pojęcia co może tu robić, ale gdzieś już widziałem te oczy.
" Harry, dopiero co, twoja dupa
została uratowana z twojej własnej
klatki cierpienia, a ty myślisz o
czymś takim?!"
Dobra, lepiej pomyślę o motylkach.
Pieprzone motyle i spokój ducha.
Gdy moje ciało się relaksuje, do sali wbiegają znani mi wybawcy, słoneczny patrol suki.
Czuję na sobie wzrok młodszego, gdy doktor wykonuje rutynowe czynności.
Gdy kończy zauważam, że ma przy sobie notes, ah czyli informacje z katalogu mojego życia dotarły, aż tu.
Pisze coś przez dłuższy czas, a gdy już mam odwrócić wzrok, napotykam zmartwiony chłopca obok.
I muszę zadać pytanie, które dręczy mnie od samego początku.
- Kim jesteś?
Na jego twarzy maluję się zaskoczenie, a mi wydaje się, że przez chwilę widzę ból, ale znika tak szybko, jak się pojawił.
- um, Louis, twój Louis.
- Przepraszam ale nie znam nikogo takiego - wypowiadam te słowa i natychmiast ich żałuję.
W jego oczach pojawią się łzy, a po chwili wybiega z sali.
Zostawia mnie z głową pełną myśli i pytań.
Zasypiam z jego imieniem na ustach.
" Louis?"
CZYTASZ
Two Broken Hearts
Fanfiction"Nigdy nie było momentu, w którym żałowałem, że nie słyszę. W moim życiu wiele rzeczy to rutyna, nauczyłem się żyć z moją niepełnosprawnością, przyzwyczaiłem się, że nie usłyszę nic, nigdy. Zawsze myślałem, że to forma walki danej mi przez kogoś waż...