12.

184 13 5
                                    

Elena

Long Beach zalane jest słońcem, choć w prognozie pogody przestrzegali przed nagłymi opadami deszczu. Turyści oblegają szeroką, białą plażę, a my znów siedzimy na ławce na deptaku. Damon trzyma mnie za rękę i znów jest tym Damonem, którego strasznie polubiłam. Zerka na mnie co chwila i całuje w dłoń.

— Jesteś głodna? — pyta od niechcenia.

— Nie — zaprzeczam i zerkam na niego.

Rozgląda się. Wiem, czego szuka. Wózka z hot-dogami. Jest wiecznie głodny. Nie ćpa i nie baluje nocami. Nie upija się. Zmężniał. To tylko dwa miesiące, ale wygląda zupełnie inaczej niż gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy. Wciąż jest szczupły, ale przybyło mu mięśni. Zaczął chodzić na siłownię, za moją namową. Cieszę się, że posłuchał, nie tylko ze względu na poprawę sylwetki, ale dlatego, że stał się wyraźnie spokojniejszy.

Wyciąga papierosa. Tego jednego nie potrafi się pozbyć. Wkłada go do ust i chce odpalić.

— Lepiej byś coś zjadł, a nie palił — burczę na niego.

— Dobra — wstaje i odwraca czapkę daszkiem do tyłu, ale nie chowa papierosa, tylko wsuwa go za ucho — chodź, zjemy coś w Lost and Found — ciągnie mnie za rękę.

Kiedy wstaję, nie puszcza jej. Wplata palce w moje palce i prowadzi do restauracji. Uśmiecha się sam do siebie. Wiem dlaczego. Nigdy nie chodzimy, trzymając się za rękę. Coś ciągle się między nami zmienia, ewoluuje i to mi się strasznie podoba. Też się uśmiecham.

Siadamy przy stoliku na zewnątrz. Oczywiście w strefie dla palących. Damon zamawia jedzenie i odpala papierosa.

Zaciąga się i wypuszcza z ust gęsty dym. Krzywię się, ale chyba tylko z przekory. Lubię, gdy pachnie tytoniem.

Przyglądam mu się.

Ma dziś na sobie koszulkę na ramiączkach. Luźną. To raczej zwykły t-shirt z oberwanymi rękawami, ale odsłania umięśnione ramiona. Widzę, jak dziewczyny się za nim oglądają, ale on nie ogląda się za nimi, tylko uśmiecha głupkowato. Jestem zazdrosna, ale staram się tego nie okazywać.

Teraz znów gapi się na niego taka jedna i uśmiecha się do niego. Dostrzega to. Zerka na mnie. Uśmiecha się kpiąco i spuszcza wzrok. Odwraca się do dziewczyny plecami. Gasi papierosa w popielniczce i nachyla, żeby mnie pocałować.

— Śmierdzisz fajkami — upominam go, choć przed chwilą sama przed sobą przyznałam, że to lubię.

— To mogę pocałować ją, jak ty nie chcesz? — pyta szyderczo.

Unoszę brwi.

— No pewnie, idź sobie do niej — prycham, a wewnątrz mnie budzi się dzikie zwierze.

— Głupia — kpi ze mnie.

Chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie tak mocno, że muszę wstać.

Sadza mnie sobie na kolanach. Całuje zachłannie. Szarpię się i zaczynam śmiać, a on jest jak zwykle szalony, ale lubię go takiego, jakim tu jest. Nie lubię, gdy przyjeżdża do mnie na Manhattan. Wciąż nie wiem dlaczego, bo przecież Klaus już o nas wie. Dostał za to ode mnie w twarz. Nie przyznał się, gdy mu zarzuciłam pobicie Damona, ale ja i tak wiem, że to on to zrobił. Wygarnęłam mu wtedy wszystko, co powinnam była od samego początku. Wyszedł bez słowa.

Kelner przynosi nasze jedzenie. Damon pochłania swoją i pół mojej porcji, której nie jestem w stanie dojeść.

Od oceanu zaczyna wiać silniejszy wiatr. Siedząc pod parasolami, nie dostrzegliśmy, że nadciąga burza. W prognozie mieli rację. Turyści zaczynają uciekać z plaży.

Wychodzimy pospiesznie z knajpki i kierujemy się w stronę mieszkania Damona. W połowie drogi przez deptak dopada nas ulewny deszcz. Biegniemy szybko, żeby się schować, ale Damon nas zatrzymuje. Staje i trzyma mnie mocno za rękę. Nie mogę biec dalej.

Szarpię go, ale on się tylko śmieje. Koszulka przylega mu do ciała, a krople deszczu rozbryzgują się o daszek czapki.

— Damon, zmokniemy do suchej nitki — śmieję się, ale w sumie to mi się to podoba.

— I co? — mówi głupkowato — już zmokliśmy.

— Wariat — śmieję się, a on przygryza dolną wargę.

Mierzy mnie od stóp do głów. Włosy pozwijały mi się w mokre strączki, a koszulka przylgnęła mi do ciała. Jestem skrępowana, bo opina mi piersi. Widać bieliznę i... robi mi się zimno, a wiadomo, co się dzieje, jak jest dziewczynie zimno w mokrych ubraniach. Krzyżuję ręce na piersiach, żeby nie było widać.

Damon zaczyna się śmiać.

— Chodź tu — mówi wymownie i przyciąga mnie do siebie.

Odwraca czapkę daszkiem do tyłu i pochyla się do mnie. Zaczyna mnie całować. Zachłannie. Robi mi się gorąco, a on jakby o tym wiedział i obejmuje mnie, przyciskając do siebie mocno. Usta ma mokre od deszczu i ledwo łapie oddech. Pocałunek staje się coraz bardziej zmysłowy.

— Zwariuję przez ciebie, serio, wyglądasz mega seksi — Damon dyszy mi do ust i całuje raz po raz.

— Musimy uciekać, bo się przeziębimy — przerywam mu, skrępowana.

Love that consumes youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz