16.

152 12 29
                                    

Damon

Nigdy w życiu nie czułem się tak samotny, jak teraz. Nawet po śmierci matki. Może dlatego, że wtedy wciąż panowała słoneczna pogoda, w mieszkaniu wciąż był porządek, a moje myśli musiały skupić się na strachu przed ojcem i... na przetrwaniu tego piekła, które mi sprawiał. Matka odeszła i nic ani nikt prócz mnie, jakby tego nie zauważył. Wszystko pozostało takie, jakim było.

Teraz jest inaczej. Z odejściem Eleny z mojego życia, zmieniło się niemalże wszystko. W moim mieszkaniu panuje bałagan, tak jak w mojej głowie i zmieniła się nawet pogoda.

Od chwili, gdy wybiegłem ze szpitala blisko dwa tygodnie temu, z nieba leją się hektolitry wody, zalewając betonowy świat. Deszcz nie ustępuje ani na chwilę, a chmury kłębią się i zawisają nad miastem coraz grubszą warstwą, potęgując moje uczucie osamotnienia.

Stoję przy oknie, oparty czołem o lodowatą szybę i szukam Eleny myślami. Wyszła ze szpitala tydzień temu. Obudziła się kilka dni po tym, jak jej ojciec pogonił mnie z jej sali. Rebekah zadzwoniła do mnie z tą informacją, a ja znów wtedy płakałem. Nie potrafiłem tego powstrzymać. Dziękowałem Bogu, że ją ocalił, ale płakałem, bo wiedziałem, że nie zrobił tego dla mnie. Tego dnia, obiecałem sobie trzymać się od niej z daleka. Dotrzymałem słowa.

Nie widziałem jej od tamtej chwili i tęsknię za nią jak oszalały, ale trzymam się danego sobie słowa. Mam wrażenie, że z każdą spadającą z nieba kroplą deszczu, przelewa się moja wytrzymałość i że deszcz jest tą samotnością, na którą jestem już na zawsze skazany i mój świat już zawsze będzie tak wyglądał, jak teraz. Szary, zimny, zabałaganiony i przygnębiający, do chwili aż w końcu utonę w tym wszystkim, ale ona będzie wolna.

Choć chyba niezupełnie, bo...

Dzwoni mój telefon. Ignoruję go, ale dzwoni raz jeszcze. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Ignoruję go po raz kolejny, ale nie daje za wygraną. Dzwoni raz jeszcze. Wyciągam telefon z kieszeni. Dzwoni ojciec Eleny. Otwieram szeroko oczy, w piersi przekręca mi się boleśnie strach, którego nie potrafię przełknąć, żeby spadł niżej do żołądka. Telefon wciąż dzwoni, a ja gapię się na wyświetlacz jak zahipnotyzowany. Wiem, że muszę odebrać.

— Halo? — mówię ostrożnie do słuchawki.

— Witaj Damon, wiesz może, gdzie jest Elena? — pyta jakbyśmy byli kumplami.

— Nie — odpowiadam automatycznie i tylko jednym słowem.

W mojej głowie zaczyna panować jeszcze większy chaos, a w ustach momentalnie ma sucho. Moje myśli zaczynają pędzić przed siebie i natychmiast jej szukać. Słyszę, jak alarm wyje mi w głowie, ale nie potrafię zadać żadnego pytania, które rodzi mi się w głowie. Dlaczego on nie wie, gdzie ona jest? Zginęła? Uciekła? Zgubiła się? Coś się stało? Dlaczego nie wie, gdzie ona jest?

Strasznie się boję.

— Zatem do widzenia — odpowiada mi, o nic nie dopytując.

Połączenie zostaje przerwane. Słyszę tylko przez chwilę przerywany sygnał. Odchylam telefon od ucha i gapię się na niego przez chwilę.

Zginęła.

Znów uciekła i zrobi coś głupiego.

Nie wiem dlaczego, ale czuję to. Jestem o tym przekonany, choć głos jej ojca był spokojny.

Moje myśli błądzą i przeskakują z miejsca na miejsce w mojej głowie. Zaczynam jej szukać. Domyślać się, gdzie mogłaby być.

Staram się nad sobą panować i nie wybiec z mieszkania, żeby ją odnaleźć, ale każdy nerw drga we mnie i zaczynam wyrzucać sobie, że źle zrobiłem, trzymając się od niej z daleka. Gdybym nie dotrzymał obietnicy danej sobie i gdybym nie posłuchał nakazu jej ojca, żeby trzymać się od niej z daleka, teraz zapewne wiedziałbym, gdzie jest, ale ponieważ dotrzymałem słowa i posłuchałem jego nakazu, tak jak sobie tego życzył, to nie wiem. Nie mam pieprzonego pojęcia, gdzie jest, a on nie ma go tym bardziej, skoro do mnie zadzwonił. Jestem na niego zły. Jak mógł stracić ją z oczu! Mnie by się to NIGDY nie zdarzyło! Czy on stracił rozum? Dlaczego jej nie upilnował? Jak mógł!

Sam pogonił mnie ze szpitala, a teraz, jakby nigdy nic, dzwoni do mnie i o nią pyta. Dlaczego?

Złość na niego buzuje mi w żyłach, ale odpowiedź przychodzi bardzo szybko.

Zadzwonił, bo mi nie ufa i wcale się mu nie dziwię. Zapewne telefon do mnie był ostatecznością. Też podejrzewałbym siebie, że mam z jej zniknięciem coś wspólnego i też odłożyłbym tę rozmowę na sam koniec. Coś więc musi być na rzeczy. Elena zniknęła, bo chodzi o mnie. Serce podskakuje mi w piersi. Czy ona czuje to co ja?

Też tęskni za mną, tak, jak ja za nią? To uczucie, ta tęsknota dosłownie rozrywa mnie na strzępy. Nie ustępuje nawet w czasie snu. Elena śni mi się co noc, od kiedy widziałem ją po raz ostatni.

Mój umysł zaczyna szaleć. Wracam myślami do miejsc, w których mógłbym ją zastać, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Martwię się, że znów zrobi coś głupiego. Bo zrobi. Jestem o tym przekonany.

Zaczynam chodzić po mieszkaniu. Od okna do okna. Dosłownie zaczyna mnie nosić i wciąż szukam jej myślami.

Może Elijah coś wie?

Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jego numer.

— Damon? — słyszę jego zdziwiony głos po drugim sygnale. Nie słyszeliśmy się chyba od miesiąca.

— Elena gdzieś zniknęła, widziałeś ją może? — od razu przechodzę do sedna.

— Jak to zniknęła? Znów się koło niej kręcisz? — pyta jakby z wyrzutem i choć boli mnie jego przytyk, to go ignoruję.

— Nie kręcę się, ale jej ojciec do mnie dzwonił i o nią pytał, zwróć na nią uwagę — proszę go.

— Okej, zapytam, kogo trzeba — odpowiada.

— Okej — przytakuję i rozłączam rozmowę.

Wierzę, że Elijah ją znajdzie, ale kilka minut po rozmowie przychodzi sms od Elijaha.

„Nikt jej nie widział, ale popytam jeszcze kilka osób. E"

Klnę pod nosem i znów pochodzę do okna.

Przystaję i znów opieram czoło o zimną szybę. Deszcz pada niemiłosiernie. Co to za lato? W życiu nie przeżyłem w Long Beach tak brzydkiego lata. Mówili w prognozie, że będzie brzydkie, ale nie chciałem wierzyć.

Obserwuję przez chwilę spływające po szybie krople. Mam ochotę zmoknąć jak wtedy, gdy zobaczyłem siny nadgarstek Eleny. Znów to zrobiłem. Znów ją skrzywdziłem. Nie mieści mi się to w głowie. Odwracam się od szyby i wychodzę z mieszkania. Nie wytrzymam tego napięcia i tej niepewności. Muszę ją odnaleźć. Zastanawiam się, czy jej ojciec da mi znać, jak już ją odnajdzie, a tymczasem nogi same niosą mnie w stronę plaży. To miejsce muszę sprawdzić jako pierwsze. Deszcz jak na zawołanie i mi na złość przestaje padać, ale wilgoć unosi się w powietrzu i klei do twarzy. Zimny wiatr wiejący od oceanu przenika ubranie. Wychodzę na deptak. Przystaję, wpatrując się w horyzont na oceanie i wzdycham bezwiednie. Taki tu zawsze byłem szczęśliwy. Najpierw z matką, a potem z Eleną. Dlaczego sobie to wszystko odebrałem? — zadaję sobie pytanie.

Bo jestem głupi i zły — odpowiedź przychodzi natychmiast, a w głowie dźwięczy mi ton głosu mojego ojca.

Rozglądam się, jakbym miał go tu zastać, śmiejącego się ze mnie, że znów coś zepsułem w swoim życiu, ale zamiast niego, dostrzegam, że na naszej — mojej i Eleny — ławce, ktoś siedzi. Od razu rozpoznaję, że to Elena. Mam wrażenie, że to moje stęsknione za nią serce mnie tu przywiodło.

Podbiegam, a ona siedzi zmoknięta, jak kiedyś ja. Patrzy tępo w ocean.

— Elena? — ściągam szybko kurtkę i ją okrywam.

Siadam obok niej, opatulając ją szczelnie kurtką.

— Elena? Co ty tu robisz? — pytam zmartwiony.

— Patrzę na ocean — odpowiada spokojnie, jakby była w transie, a jej głos jest pusty, wyprany z emocji.

Od razu dostrzegam, jak bardzo się zmieniła. Patrzę na nią z przejęciem, ale ona mnie ignoruje i wiem, że już nigdy nie będzie taka jak kiedyś. Przeze mnie. Znów chce mi się płakać, ale staram się zachować zimną krew. Nie pora teraz na żale.

— Chodź ze mną do domu — proszę ją i chwytam za rękę.

Zerka na mnie. W jej spojrzeniu umarło wszystko, co pokochałem. Boże, jak ja kocham te oczy. Co ja im zrobiłem? Dlaczego?

— Proszę cię, chodź — szarpię, ale ona nie chce nawet wstać.

Biorę ją więc na ręce. Nie protestuje. Wtula się we mnie, a ja całuję ją w skroń. Niosę do domu, a sporadyczni przechodnie gapią się na nas. Nie zwracam na nich uwagi. Nie wiem, skąd mam tyle siły, ale to pewnie adrenalina i siłownia, na którą ona mnie wysłała. Wszystko, co mam, to jej zasługa. To dzięki niej pierwszy raz w życiu poczułem, że komuś na mnie zależy i nie czułem samotności. Miałem po co żyć. Dla kogo się starać, a ja potraktowałem ją jak śmiecia. To ja jestem śmieciem. O mało przeze mnie nie umarła, a teraz na pewno się zaziębiła. To też przeze mnie, wiem o tym. W pierwszym odruchu chcę zadzwonić po jej ojca, ale jestem na to zbyt samolubny. Chcę, żeby tu ze mną była. Choć przez chwilę. Nie chcę być sam. Stawiam ją na podłodze w zabałaganionym pokoju, a woda kapie z jej ubrań prawie ciurkiem. Chcę ją rozebrać, ale nie wiem jak się za to zabrać. Próbuję wyciągnąć do niej rękę, a ona nagle przytomnieje.

— Nie dotykaj mnie — warczy i rozgląda się wokoło, jakby się zastanawiała co to za miejsce, bo taki tu panuje chaos, że pewnie nie poznaje, że to moje mieszkanie, a potem wraca wzrokiem do mnie — już dość dotknąłeś....

Wiem, co ma na myśli. To, że uprawiała ze mną seks po raz pierwszy, a ja ją zdradziłem. Spuszczam głowę. Nie potrafię spojrzeć jej w oczy. Nie chcę się bronić. Jestem winny. Wiem o tym doskonale i jest mi zakurwiście wstyd. Ona też to widzi.

— Idź do tej dziewczyny, z którą mnie zdradziłeś! — syczy przez zęby — tutaj to zrobiliście? Tu mnie zastąpiłeś nią? — zaczyna krzyczeć i pokazuje palcem na sypialnię. — Czy to ja byłam tu tylko na chwilę i zastąpiłam ci kogoś innego? — pyta, dławiąc się łzami, które próbuje powstrzymać i zamaskować złością.

Boli mnie to jak kurwa mać, do żywego. Musiała mnie słyszeć, gdy się do tego przyznawałem, albo zwyczajnie ktoś jej powiedział. Chce mi się płakać, ale nie chcę być słaby. Chcę stawić temu czoło. Chcę nawet dostać za to w twarz. Należy mi się. Dlatego podnoszę wzrok i wyciągam do niej ręce. Szarpię za jej koszulkę raz jeszcze. Chcę ją sprowokować, żeby mnie uderzyła, bo to chyba sprawiłoby mi ulgę, ale ona tylko się wyszarpuje.

— Zostaw mnie, powiedziałam! — zaczyna krzyczeć.

— Przeziębisz się — próbuję jej wytłumaczyć i staram się zachować spokój.

Tylko on może mnie uratować. Spokój. Choć mam ochotę klęknąć przed nią i błagać, żeby mi wybaczyła. Mam ochotę płakać i lamentować, byleby tylko się nie zachowywała tak jak teraz. Chcę, żeby była taka jak kiedyś.

Love that consumes youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz