rozdział 7.

46 11 9
                                    

Byłem totalnie rozbity w środku. Płakałem. Straciłem ją a w dodatku zniszczyłem jej dzień.

Poszedłem do Blaise'a a później z nim na piwo. Słuchając jego wywodów na temat jakim wielkim kretynem i idiotą nie jestem, piłem i piłem.

Koniec perspektywy Draco.

Wyszłam z pomieszczenia, w którym jeszcze niedawno bylam taka szczęśliwa. Nie czułam nic oprócz serca. Waliło jak młotem i cholernie bolało. Od razu skierowałam się do Pansy.

-Miałaś rację co do śmierciożercy. Dziękuję, że wcześniej przeczytałaś mu to w myślach abym mogła wykorzystać to i wyciągnąć jeszcze coś. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Resztę kazałam Pans samej odczytać w mojej głowie. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i otworzyła buzie a później po jej policzku spłynęła jedna, pojedyncza łza. Przyjaciółka przytuliła mnie do siebie bardzo mocno. Następie odwołała imprezę niespodziankę i resztę tego dnia spędziłyśmy w pokoju. Pansy próbowała mnie jakoś rozśmieszyć ale na próżno. Nie odczuwałam żadnej emocji. Miałam ochotę na tylko jedną rzecz. Zabić Astorie. 

Przyjaciółka wciąż siedziała w moich myślach. Jej reakcja na moje ostatnie 'słowa' była bezcenna. Usiadła na łóżku jak oparzona a ja wciąż z nieobecnym wzrokiem błądziłam gdzieś w krainie marzeń. Malfoy nauczył mnie dzisiaj jak się teleportować więc minęły ułamki sekund, w których sięgnęłam po różdżkę leżącą na biurku i usłyszałam głośny krzyk abym tego nie robiła. 

Nie można powiedzieć, że zrobiłam to pod wpływem impulsu czy dlatego, że zabolało mnie to co zrobił mój niedoszły chłopak. Przynajmniej tak myślałam jeszcze pół godziny temu. To było zamierzone i długo planowane działanie. Wiedziałam jak ogromną karę dostanę za to co zaraz miałam zrobić. 

Stałam już przed ogromnym, beżowym domem. Zapukałam grzecznie do drzwi. Gdyby otworzyła ona, bez zastanowienia rzuciłabym zaklęcie. Jeśli jednak powitałabym rodziców najpierw musiałabym zabić i ich. 

Moje emocje były w pełni opanowane. Czekałam moment i...

-Cześć Astorio. - uśmiechnęłam się sztucznie chowając różdżkę w rękaw. Dziewczyna była zdezorientowana i zdziwiona. - Mogę wejść? - szybka zmiana planów choć nie miałam zamiaru zwlekać. Pansy nie wiedziała gdzie mieszka rodzina Greengrass ale jest bystra i wie, że Draco doskonale wie gdzie znajduje się ich obskurny dom.

Wchodząc tam w mojej wyobraźni był tylko on z nią, wszędzie. Spojrzałam na komodę a przed oczami od razu miałam ich całujących się w tamtym miejscu. 

Po przywitaniu się z jej rodzicami weszłyśmy do jej pokoju. Gdy spojrzałam w stronę łóżka poczułam jak moje serce znów się strzępi. To naprawdę bolało. Astoria zatrzasnęła drzwi i stała do mnie tyłem. 

-Ani kroku- z tyłu głowy miała przytkniętą różdżkę a ja mówiłam wprost do jej ucha. Upewniłam się wcześniej, że dziewczyna nie jest uzbrojona. Jej badylek leżał spokojnie na pościeli.

-O c-co ci ch-chodzi? Cze-go chcesz? - widziałam przerażenie na jej twarzy. 

-Chcę cię wykończyć.- odpowiedziałam z uśmiechem. Astoria doskonale wiedziała, że ledwo jestem w stanie zabić komara ale słyszała w moim tonie to coś. Można było powiedzieć, że nie byłam sobą. Wręcz przeciwnie. Byłam w pełni sobą tylko aktualnie wykorzystywałam moją ciemniejszą stronę. -Crucio. - powiedziałam cicho. Dziewczyna zwinęła się z bólu. Nie odważyła się nawet wydobyć siebie najmniejszego dźwięku. W jej oczach widziałam strach i ból. Łzy płynęły jej po twarzy a poliki robiły się sine. Traciła siłę. Wykańczałam ją i powoli umierała w męczarniach.

Zostań na dłużejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz