Lata mijały. W Leśnym Królestwie z czasem można było zauważyć pewne, z początku mało zauważalne zmiany. Elfy zaczęły obawiać się rosnącego w coraz większą siłę Saurona, z tego też powodu przestały opuszczać królestwo. Choć czasami zdarzały się wyjątki, gdzie musieli udać się pod rozkazem samego władcy, jednak w środku i tak pojawiała się niepewność.
W pewnym momencie przerażony Oropher postanowił się przenieść wraz ze swoim ludem bardziej na północ, by nikogo nie narażać. Narażać na niebezpieczeństwo też nie chciał swojego syna, Thranduila. Chodziło mu tylko i wyłącznie oto, by przekazać koronę i tron dalej, dlatego jego syn musiał pozostać bezpieczny. Zmienił tę decyzję do czasu, kiedy szykowali się na wojnę wraz z wojskami władcy Lothlórien.
- Dlaczego miałbym wziąć udział w bitwie? - Thranduil uniósł brwi patrząc na swojego ojca z pełną powagą, choć w jego oczach kryła się ciekawość co do zdarzeń, ale i również nienawiść do ojca, któremu nagle stał się potrzebny. Przez te wszystkie lata znienawidził go tak bardzo, że z roku na rok rozmawiał z nim coraz mniej, aż ostatecznie skończyło się na omijaniu się na korytarzach królestwa bez słowa. Syn nie chciał mieć styczności z własnym ojcem, choć teraz życie zmieniło dla nich plan i musiał porozmawiać z ojcem o czymś poważniejszym. Przez chwilę nawet poczuł się potrzebny w rodzinie, w królestwie... ale zrozumiał, że to tylko złudne nadzieje, bowiem nigdy nie stanie się dla ojca ważny.
- Ponieważ jesteś następcą tronu, Thranduil - mruknął starszy elf mierząc drugiego chłodnym spojrzeniem. Jak zwykle swoje dłonie ukrywał za sobą, stojąc dostojnie i wyprostowany. Jedyne co się zmieniło to mimika jego twarzy, która próbowała powstrzymać się przed jakimikolwiek emocjami, choć i tak można było zobaczyć lęk i obawę wypisane na twarzy władcy.
- Oh, no tak... Jestem tylko następcą tronu - odpowiedział od razu Thranduil, parskając cicho śmiechem i patrząc przez chwilę w bok. Można było zauważyć na pierwszy rzut oka, że zaczął lekceważyć swojego ojca tak bardzo jak tamten lekceważył jego. - Ale nie zapominajmy, że to ty teraz jesteś władcą i dowódcą. Udaj się do swojego ukochanego ludu, który jest tobie oddany, ponieważ we mnie nie znajdziesz żadnego wsparcia - dodał od razu chcąc odejść w swoją stronę, jednak zatrzymały go słowa jego ojca.
- Twoja matka chciałaby byś wziął w tym udział, mimo zagrożeń. - Słowa Orophera odbiły się lekkim echem po długim korytarzu, w którym obaj stali. Doskonale wiedział, że jeśli wspomni Thandis, zagra na uczuciach młodego elfa. Nawet jeśli to co powie będzie kłamstwem. - Gdybyś wziął udział, byłaby z ciebie bardzo dumna. Może i dla niej byłbyś pożyteczny, mimo że już nie żyje.
Thranduil przesunął językiem po swoich ustach patrząc przed siebie i nie będąc pewny jak zareagować. Matkę kojarzył już tylko ze swoich wspomnień, nie znał jej nawet za bardzo. Mimo, że pamięta jej śmierć jak przez mgłę to i tak wie, że jego ojciec jest sprawcą. No i może jednak faktycznie on ma rację? Znał ją dłużej i bardziej, więc może w tym po prostu wie lepiej. Elf odwrócił się po chwili ponownie do ojca i podszedł bliżej mierząc go wzrokiem.
- Zrobię to tylko i wyłącznie dla niej. - Wskazał w ojca palcem, po czym ominął go od drugiej strony i odszedł od niego, nie będąc pewien czy dobrze robi. Udział w bitwie na Dagorlad nie brzmi zbyt rozsądnie, kiedy twój ojciec chce się zrównać z inną armią i pokonać kogoś wszechmocnego.
W trakcie pojednania Thranduil nie spodziewał się, że jego ojciec wyskoczy przed szereg mimo braku wydanego polecenia przez drugiego władcę i w momencie rozpocznie się wojna. Sam czekał na rozkaz i nie był jeszcze do końca przygotowany, więc kiedy wszystko nagle się rozpoczęło, nie mógł przez chwilę zapanować nad drżeniem swojego ciała z obawy. Po chwili było słychać okrzyki, jęki i zderzanie się ze sobą metalu. Strzały wypuszczone przez łuczników trafiały w poszczególnych wrogów sprawiając, że ci padali martwi od razu na ziemię. Dużo przeciwników poległo, podobnie jak i elfów z obu ludów. W jednej chwili, kiedy Thranduil był w trakcie odcinania głowy wrogowi, zobaczył jak jego ojciec upada nieco dalej na kolana. Mimo, że w jego sercu i na twarzy powinna pojawić się ulga, to jednak zaczął się czegoś obawiać. Łzy nie pojawiły się, lecz po chwili młody elf zaczął krzyczeć z całej swojej siły i uniósł miecz w górę, po chwili biegnąc wraz z innymi elfami w stronę orków.
Po wygranej bitwie przez elfy, zwycięzcy zaczęli krzyczeć z radości oraz ze smutku. Z jednej strony było to coś niesamowitego pokonać Majara, choć z drugiej poległo tysiące rodzin. Zrozpaczone elfy upadały na ziemię obok martwych ciał swoich kochanków, rodziców, sióstr i braci. Thranduil tylko patrzył na tą scenkę z mieszanymi uczuciami. Oddychał głęboko wsuwając miecz do pochwy i spoglądając w stronę ciała swojego ojca. Podszedł do niego przyglądając się i nie będąc pewny.
Gdy się odwrócił by odejść, zobaczył masę elfów którzy patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Thranduil zmarszczył lekko brwi nie wiedząc co robić. Przyglądał się twarzom zaciskając lekko usta. W jednej chwili wszystkie elfy uklęknęły przysuwając swoje prawe dłonie do serca i spuszczając lekko głowy, oddając pokłon nowemu władcy.
Jednak czy młody elf był gotowy na przejęcie tronu?
CZYTASZ
THRANDUIL ✔
FanfictieThranduil, syn Orophera, władca Leśnego Królestwa. Ludzie twierdzą, że to niesamowity wojownik i dobrze ceniony król... ale nie ma dnia, w którym by nie plotkowali o nim i jego rodzinie. Elf nie potrafiący kochać? Kretyn, któremu w głowie tylko biał...