Rozdział 24

14.3K 389 115
                                    

-Moi kochani, chcielibyśmy wam bardzo serdecznie pogratulować! - powiedziałam.

-Tak, niedługo będzie czuć to samo, co my.- zaśmiał się Nathan.

-Zobaczymy, zobaczymy. Jestem dobrej myśli, że będziemy mieć mniej przygód od was!- zaśmiał się Matt.- Was to chyba nikt nie przebije! 

-Pogadamy za 9 miesięcy Matt.- powiedziałam.- Kochana, tak strasznie się cieszę! Mówiłam, że wszystko będzie dobrze! Rodzina niedługo będzie w komplecie, tak jak nasza.- uśmiechnęłam się.

-Dziękuję ci. Niepotrzebnie panikowałam. Miałaś rację, skoro Matt bierze ze mną ślub, to musi mnie kochać i powinien zaakceptować, że będziemy mieć dziecko. Mam nadzieję, że mi pomożesz. Średnio widzę się w roli matki. 

-Nie martw się. Na pewno będziesz dla swojego dziecka najlepszą mamą na świecie. Trzymam za ciebie mocno kciuki. Wszystko będzie dobrze. Masz przy sobie Matta, na mnie i Nathana też będziesz mogła liczyć.-zapewniłam dziewczynę.

-Dziękuję! Moi rodzice bardzo się cieszą, zresztą Matt'a też.-powiedziała uradowana.

-My też się bardzo cieszymy. Będziemy mieć dzieciaki prawie w tym samym wieku! Będzie cudownie, a wy na pewno będziecie wspaniałymi rodzicami.

-Z pewnością, chyba w to nie wątpisz.-zaśmiał się Matt.

-Ja, ależ skądże. Na pewno będziecie dobrymi rodzicami. Wiem to.- powiedziałam przekonująco. 

-Tak, też myślę, że będziecie dobrymi rodzicami. Ale z pewnością nie tak dobrymi, jak my.- zaśmiał się. 

-Oh, Nathan już cicho bądź. Daj im się nacieszyć. Chodź pójdziemy się przejść.- powiedziałam i uśmiechnęłam się do ukochanego. 

-Dobrze, poczekaj, przyniosę ci płaszcz.- powiedział i tyle go widziałam, bo już pobiegł po moje nakrycie. 

Ja postanowiłam poczekać koło szatni, gdzie mieliśmy kurtki. Oczywiście nie obyło się bez pomagania mi się ubrać i zakładania mi szalika, no bo nie mogę się przeziębić. Tutaj akurat muszę się z nim zgodzić, co czasem przychodzi mi z trudem, ale po prostu nie miałam innego wyjścia. 

-No już dobrze, jestem ciepło ubrana. Chodź już. 

-Okej, okej. Nie denerwuj się. Idźmy już, tylko nie odchodzimy daleko okej? Niedługo będzie tort, chyba nie chcesz tego przegapić?

-No chyba śnisz, że przegapię taki coś.- zaśmiałam się.- Nigdy w życiu. 

-Hahahaha wiedziałem, że nie odpuścisz sobie takiej okazji. 

-Co?! Czy ty właśnie powiedziałeś, że jestem żarłokiem?- zaśmiałam się.

-Nie, no co ty... w twoim stanie to chyba normalne, prawda?

-Myślę, że tak. Ty się tylko módl, żeby mi tak później nie zostało.- zaśmiałam się ponownie. 

-Oj modlę się cały czas kochanie. Uwierz.- powiedział i pocałował mnie w czoło. 

Chodziliśmy tak jeszcze kilka minut, aż w końcu postanowiliśmy wrócić do budynku, gdzie goście już czekali na wprowadzenie tortu. Zdjęliśmy nasze odzienie i dołączyliśmy do reszty gości. 

Kilka minut później mogliśmy podziwiać przepiękny tort. Był kilkupiętrowy i powiem szczerze, bardzo ładnie się prezentował, nawet mimo tego, że nie był w moim stylu. Wiem, że najważniejsze to, żeby podobał się państwu młodym, bo przecież to ich dzień. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Twoja na zawsze ( W Trakcie Poprawy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz