10 | Poświata

630 40 11
                                    


Śmierć ogarnęła cały pokój. 

Ciała Harry'ego, Severusa i Toma leżały bezwiednie na podłodze, pobladłe jak nigdy wcześniej. Jedynie dusza, czysta i niewidzialna ludzkim okiem unosiła się ponad ziemią - trójka obecnych w Pokoju Życzeń została zjawami, które - według "Historii Hogwartu" - nigdy nie dostąpią uwolnienia i już zawsze uwięzione będą pomiędzy życiem a śmiercią, w murach ogromnego zamku. Dusze, temat do tej pory niezbadany i nieznany, były bytem, którego wielu Czarodziejów nie było w stanie nawet zauważyć - wymagało to ponadprzeciętnych zdolności magicznych i daru, który pozwoliłby łączyć się  ze światem duchowym. Według podręczników, takie umiejętności posiadał nie cały jeden procent magicznych obywateli - i nawet oni nie byli w stanie w pełni pojąć tego, czym są duchy.

Trzy dusze obecne w pokoju migotały niepewnie w bladym świetle księżyca, a w powietrzu nadal unosił się zapach grozy i czegoś tak złowieszczego, że nie sposób było to opisać. Oni sami byli w stanie widzieć siebie nawzajem - ale magia, która uprzednio w nich drzemała zdawała się zniknąć, wyparować. Jako dusze, nie mogli już nazywać się czarodziejami. 

Ciężka cisza wkradała się w każdą szczelinę, pulsując w ich żyłach i wypełniając je strachem. Nie tego się spodziewali, nikt z nich tego nie planował. I mimo, że  zdawali sobie sprawę z nieuchronności śmierci, nigdy nie chcieli zakończyć żywota w tak banalny, niemalże śmieszny sposób - jak dzieci, które podczas kłótni nie przewidziały konsekwencji swoich czynów. 

Dopiero teraz, kiedy wszystko powoli do nich docierało, a buzujące emocje zaczynały powoli opadać, każdy z nich zdał sobie sprawę jak śmieszne to wszystko jest, jak żałosny popis zaprezentowali. 

Severus, wpatrzony w swoje przeźroczyste dłonie, przez które wyraźnie widział drewnianą posadzkę, nie mógł zrozumieć jak to wszystko się stało. Gdyby wciąż był człowiekiem, w  jego oczach  pojawiłyby się łzy wyrażające niemoc i niepokój - teraz jednak, pozbawiony ludzkich uczuć i emocji, mógł jedynie analizować fakty i oswajać się z zaistniałą sytuacją. Powoli, jak gdyby rozwiązywał zagadkę, starał się ułożyć sobie w głowie wszystkie fakty i oś wydarzeń, żeby mieć pojęcie jak wielką tragedię wywołały niepohamowane emocje, jak wiele stracił. I choć umarł, jak Lily, coś podpowiadało mu, że nie będzie w stanie się z nią zobaczyć, nawet teraz, pomimo tego samego typu egzekucji. Chciał się odezwać, ale struny głosowe w jego gardle nie działały - a może w ogóle nie istniały w duchowej wersji. Spróbował dotknąć swojego ramienia - i choć poczuć w miejscu, w którym niegdyś znajdowała się jego ręka delikatne dreszcze, nie był w stanie odtworzyć prawdziwego dotyku. 

W umyśle  Toma, stojącego po drugiej stronie pokoju, koło okna, pojawiło się pewnego rodzaju poczucie winy, które chłopak zagłuszał jak tylko umiał. Wciąż widział przed oczami zielone światło, które w niego trafiło - i choć nie  było mu przykro, że  Snape czy Potter stracili życie, bo i tak mieli ostatecznie zginąć z jego ręki, o tyle ze śmiercią  swojej cielesnej natury nie mógł się pogodzić i nie mógł jej zrozumieć. Za życia był przecież Czarnym Panem, zdobył Czarną Różdżkę - był Władcą śmierci i to on wydawał rozkazy pozbawienia kogoś życia. Nie wiedział, że on również im podlegał.

To było zbyt wiele, nawet dla niego - nie był przygotowany na rządzenie światem jako duch, niewidoczny dla większości magicznej społeczności i uwięziony w murach zamku, który mimo tego, iż był jego pierwszym domem, był też miejscem pełnym rzeczy znienawidzonych i okropnych, które  chciał wyplewić. Nie rozumiał, jak to wszystko się stało, a wyobrażenie sobie przyszłości stało się w obecnych okolicznościach niemożliwe - po raz pierwszy w życiu (lub nie- życiu), przyznał przed samym sobą, że był zagubiony i nie miał pojęcia co go czeka. Nie znał swojego losu, choć planował go odkąd pamiętał. Czarny Pan nie był dłużej Panem. Czuł się jak przerażony nastolatek, który zupełnie nie ma pojęcia, jaki czeka go los. Stojąc tyłem do Severusa i Pottera nie odważył się odwrócić i spojrzeć na nich - nie czuł się na siłach aby to zrobić. 

Potter nie myślał nic. Zrozumienie tego, co się stało zajęło mu chwilę. Kiedy umierał i zobaczył przed oczami swoich rodziców, przez ułamek sekundy miał nadzieję, że znowu ich zobaczy... kiedy jednak poczuł, jak jego ciało upada na ziemię, jak gdyby nigdy nic nie znaczyło, jakby było przedmiotem, a jego świadomość pozostaje w tym samym miejscu zrozumiał, że nie ma możliwości zobaczyć nikogo. Był zjawą, duchem, którego zadaniem była wieczna tułaczka po zamku. Pomimo chęci krzyku, aby zakomunikować światu chęć życia, nie mógł wydusić z siebie głosu. Rozejrzał się po ciemnym pokoju aby zobaczyć, że wszystko wokół jest tak, jak było. Księżyc dalej świecił za oknem, rzucając delikatne półcienie na drewnianą  podłogę, cisza nocy pozostawała tak samo spokojna i piękna jak kilka minut temu - tylko on nie istniał już  w ludzkim świecie. 

Po chwili zauważył Toma, stojącego w księżycowej poświacie. Jego dusza delikatnie migotała, jak gdyby nieśmiało uczyła się nowej rzeczywistości. Riddle nie spoglądał w jego stronę, znowu pokazał, że  zależało mu tylko na sobie. Ludzkie serce Harry'ego zabolałoby, gdyby doznało tej samej realizacji, ale duchowy stan przyjął to z nadludzkim spokojem. Uczucia nie istniały. I choć pamiętał o gorącej miłości, którą darzył czarnowłosego chłopaka, teraz nie mógł przywołać podobnych uczuć. Niezdolny do jakichkolwiek słów, uniósł jedynie spirytualną głowę i skierował swój wzrok na Toma, stojącego do niego tyłem i zdającego się dogłębnie analizować zaistniałą sytuację.


___________________________

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów - mam  nadzieję, że kontynuacja historii jest dla was zadowalająca :) 

Piszcie swoje opinie!

Droga Do Klęski || Tomarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz