Nigdy nie znosiłam życia w niepewności. Nie lubiłam rzeczy nieznanych, dziwnych, czy nieprzewidywalnych. Tak samo było z niespodziankami. Moi przyjaciele bardzo szybko się o tym dowiedzieli, gdy na trzecim roku dla żartu postanowili mi zarzucić na głowę worek i wynieść z dormitorium. Pamiętam, że były to moje urodziny. Pamiętam, że były to jedne z najgorszych. Ataku furii dostałam w okamgnieniu. Zestresowana obcą sytuacją na oślep rzucałam wtedy zaklęciami siejąc prawdziwe zniszczenie. Żaden z tej piątki bałwanów nie wyszedł wtedy bez rany. James miał zniszczone okulary, Syriusz stracił zęba, Fabianowi podpaliłam włosy, Gideonowi zostawiłam paskudną szramę na twarzy, a Remusowi złamałam palec.
Każdy kto mnie znał, wiedział, że zawsze musiałam mieć w głowie jakiś plan i nie było opcji, aby coś wydarzyło się niespodziewanie. Dzięki moim rodzicom, którzy od małego robili mi pranie mózgu, non stop układałam w głowie rozwiązania i przewidywałam różne możliwości, gdyby coś, co sobie zaplanowałam poszło nie tak. Mało kiedy zdarzało się, abym robiła coś spontanicznie. Po prostu bardzo nie lubiłam życia w niewiedzy.
To, co wydarzyło się raptem godzinę temu idealnie wpasowywało się pod wszystkie określenia niepewności, rzeczy nieznanych, dziwnych i nieprzewidywalnych. Nie miałam już czternastu lat, więc nie siałam takiego zniszczenia jak kilka lat temu, ale nijak nie zmieniło się moje odczucie stresu, zaniepokojenia, a może nawet i strachu w takich sytuacjach.
Nieco odrętwiała szłam właśnie w kierunku gabinetu Dumbledore'a. Cel mojej wędrówki był jasny i klarowny: znaleźć odpowiedzi. Całe to wydarzenie było tak odrębne od rzeczywistości, że nie przeszkadzało mi nawet to, że było chwilę po dwudziestej pierwszej. Zaalarmowana tym co widziałam, zamaszystym krokiem podążałam przed siebie, a jedyne co mi towarzyszyło to echo moich własnych trampek, które roznosiło się po korytarzach i przyspieszony, nierówny oddech.
Oczywiście nikt nie chciał puścić mnie samej. Nadal byłam zamroczona, a moja głowa wciąż pulsowała tępym bólem, ale chyba podświadomie nie chciałam, aby moi przyjaciele usłyszeli to, co mógł mi powiedzieć Dumbledore. Skoro byłam jedyną osobą, której przydarzyło się coś takiego, to znaczyło, że tylko ja mogłam znać prawdę. Jeśli by się okazało, że jestem stuknięta, mogłam uniknąć tego zażenowania, mówiąc, że po prostu jestem przemęczona i widzę rzeczy, które wymyśla sobie moja głowa.
Niesiona własnymi myślami, dopiero po paru chwilach dostrzegam to, że moje nogi niemal same przyprowadziły mnie pod gabinet dyrektora. Mrugam kilkukrotnie powiekami, aby pozbyć się letargu, a następnie energicznie uderzam pięścią w ciężkie mahoniowe drzwi. Przez kilka sekund zastawiam się, czy ty aby na pewno dobry pomysł. Być może faktycznie jestem zmęczona, a to co widziałam to jakieś halucynacje. Poza tym prawdopodobnie jest też już za późno na odwiedziny u dyrektora. Równie dobrze mogłam poczekać z tym do rana, bo przecież..
— Emily! — zaskoczony głos Albusa Dumbledore'a sprowadza mnie na ziemię. — Co sprowadza cię do mnie o tej porze? Wejdź, proszę!
Znowu mrugam szybko powiekami, po czym odchrząkuję nie pewnie:
— Przepraszam za najście o tak później porze, panie profesorze.
— Zakładam, że musi być to bardzo pilna sprawa — odpowiada mężczyzna, posyłając mi podnoszący na duchu uśmiech. — Nie stój w drzwiach, wejdź śmiało.
Przytakuję głową, wchodząc powoli do gabinetu dyrektora. Teraz nie ma już opcji, abym się wycofała. Nawet jeśli Dumbledore uzna, że postradałam zmysły, to przynajmniej będę wiedzieć, że mam się leczyć. Żadna inna osoba i żadne książki nie dadzą mi odpowiedzi. Tylko dyrektor szkoły mógł to zrobić.
Widząc moje zakłopotanie na twarzy, mężczyzna uśmiecha się jeszcze szerzej, po czym odsuwa mi krzesło, jakby miał świadomość tego, że nadal rozważam ucieczkę. Biorąc głęboki wdech, siadam na proponowanym mi miejscu, a dyrektor robi to samo po drugiej stronie biurka.
CZYTASZ
Friends with benefits // Syriusz Black
FanfictionPrzyjaźń bez zobowiązań jest fantastyczna dopóki w grę nie wchodzą uczucia, prawda?