\ Perspektywa Gideona /
Cisza od zawsze była stanem, w którym każdy z nas mógł na spokojnie rozważać swoje osobiste problemy bądź przemyślenia. Pomagała się skupić na własnych myślach, a czasami nawet podsuwała rozwiązania, kiedy sami nie potrafiliśmy racjonalnie myśleć. Można było ją porównywać do wszystkiego i niczego, a i tak każde określenie było dalekie od ideału.
Była spokojem, którego każdy z nas w końcu potrzebował.
Była przyjacielem, któremu zawsze mogliśmy powierzać nasze największe sekrety, wiedząc, że nie poda ich dalej.
Była ostoją dla rozszalałych myśli i zbyt szybko bijącego serca, kiedy w końcu padaliśmy na ziemię, myśląc, że nie damy rady się już podnieść.
Cisza po prostu była ciszą i to było w niej najpiękniejsze.
Ale niestety bywały też momenty, kiedy cisza zmieniała się w najgłośniejszy wrzask, który z każdą chwilą odbierał nam zmysły, prowadząc tym samym do naszej osobistej autodestrukcji. Wtedy już nic nie było w stanie nam pomóc.
***
Miałem wrażenie, jakby ktoś raz po raz oblewał mnie wiadrem zimnej wody, która mroziła moje kończyny i każdą komórkę jaka istniała w moim ciele. Niewidzialna ręka zacisnęła się na mojej szyi utrudniając mi oddychanie, którego tak bardzo potrzebowałem. Poczułem, jak mój żołądek zaciska się w wielką pętlę, a jego zawartość niebezpiecznie szybko wędruje w górę. Moje serce zaczęło bić z zawrotną prędkością, jakby chciało wydostać się z mojej piersi i jak najszybciej uciec ode mnie, aby uniknąć tym samym nowych cierpień.
A to wszystko dlatego, że usłyszałem jej szloch.
Natychmiast zerwałem się ławki, a mój wzrok padł na schody, które prowadziły do gabinetu Dumbledore'a. Zaciskałem nerwowo pięści, krążąc tam i z powrotem, a mój niepokój wzrastał z każdym moim krokiem. W mojej głowie stworzył się niesamowity bałagan, którego nijak nie dało się ogarnąć. Świadomość, że Emily cierpiała była nie do zniesienia. Poczułem nagły przypływ złości, że nie było mnie obok niej. Moje przypuszczenia najwidoczniej się potwierdziły, a myśl, że miałem rację, jeszcze bardziej podsycała furię, która we mnie drzemała.
Podszedłem pod kamienny posąg gargulca i wbiłem wzrok w górę. Krew szumiała mi w uszach, a serce coraz bardziej przyśpieszało swoją pracę. Wpatrywałem się w schody z cichą nadzieją, że zaraz ją zobaczę. Chciałem się po prostu upewnić, że nic jej nie jest. Spuściłem głowę, czując, jak bezsilność żywi się każdą komórką mojego ciała.
Każda sekunda ciągnęła się niemiłosiernie długo i tak właściwie nawet nie wiem, ile czasu już minęło, odkąd zostałem sam na korytarzu. Usiadłem na ziemi i opierając się o ścianę za mną, beznamiętnie wpatrywałem się w korytarz przede mną. Pojedyncze płomienie ognia, rzucały słaby cień na kamienną podłogę, a ciche podmuchy zimnego wiatru wpadające do zamku, co chwilę owiewały moje ciało, wywołując na nim niepożądaną gęsią skórkę. Cisza panująca naokoło mnie, była tak przenikliwa, iż wydawało mi się, że słyszę bicie swojego serca.
I kiedy wydawało mi się, że zaraz nie wytrzymam i po prostu sam wejdę do gabinetu Dumbledore'a, paradoksalny spokój, jaki wytworzył się naokoło mnie, został przerwany przez charakterystyczne skrzypienie ciężkich drzwi. Momentalnie zerwałem się na równe nogi i mrugając szybko oczami, podszedłem pod posąg gargulca.
To, w jakim stanie zobaczyłem Emily, był dla mnie jak cios nożem prosto w serce. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, dziewczyna podeszła do mnie i wtuliła się w moje ciało. Czułem, jak zaciska dłonie na mojej bluzie i jak trzęsie się przez spazmy płaczu, które co chwilę w nią uderzały. Objąłem ją ramionami i spokojnie głaskałem jej rozdygotane plecy. Mimowolnie ucałowałem jej czubek głowy, przez co jeszcze mocniej wtuliła się w zagłębie mojej szyi.
CZYTASZ
Friends with benefits // Syriusz Black
FanficPrzyjaźń bez zobowiązań jest fantastyczna dopóki w grę nie wchodzą uczucia, prawda?