10. Osiem godzin w zakazanym lesie może zrobić z człowieka dzikusa.

2.6K 177 49
                                    


~*~

Wypuściłam z ust drżący oddech i ostatni raz spojrzałam na zamek. Wielka budowla, osadzona na niewielkiej górze, z rozjarzonymi oknami, prezentowała się wspaniale, na tle pochmurnego i niemalże czarnego nieba.

Patrzyłam na niego z takim samym zahipnotyzowaniem, jak za pierwszym razem, gdy go ujrzałam. Byłam wtedy szczęśliwa. I to cholernie szczęśliwa.

Niestety, od tego czasu minęło już wiele lat, a moje poglądy na szczęście, drastycznie się zmieniły. W niczym już nie przypominałam tej jedenastoletniej dziewczynki, która z onieśmieleniem wkraczała do zamku i przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem.

Śmiało mogłam stwierdzić, że moje szczęście było tylko zwykłą zarazą, która przysłaniała mój umysł i siłą wpajała to fałszywe uczucie.

Już dawno temu przestałam być szczęśliwa.

Odnosiłam wrażenie, że siedzi we mnie coś, co zżera mnie kawałek po kawałku, rozkoszując się moim zmęczonym już tym wszystkim ciałem. Dziwna bestia, która burzyła moje prawidłowe funkcjonowanie czerpała z moich porażek jak najwięcej.

Była jak pasożyt, który niespostrzeżenie wkradł się do mojego ciała, zupełnie nie zauważony.

Słabłam i wiedziałam o tym, a ona doskonale potrafiła to wykorzystać.

Upadałam na ziemię, po to, aby móc się znowu podnieść, chociaż gdzieś w głębi przestawałam wierzyć w to, że ma to jakikolwiek sens.

Nawoływania Syriusza przestałam już słyszeć kilka godzin temu. Na około mnie panowała głucha cisza, która była przerywana jedynie moim przyśpieszonym oddechem i deszczem, który rytmicznie uderzał w kory drzew.

Wyrzuciłam niedopałek papierosa na mokrą ziemię, założyłam przemoczony kaptur na mokre włosy i schowałam skostniałe dłonie do kieszeni mojej bluzy. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę oświetlonego zamku, a wizja ciepłego łóżka wywołała minimalny uśmiech na moich ustach.

Nie płakałam, bo nie miałam już czym. Ból psychiczny usilnie dawał o sobie znać, ale starałam się go zignorować. Zapierałam się przed nim, jak tylko mogłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam tak robić, bo każdy wie, że zagłuszenie swojego krzyku, jest po części ostatnim gwoździem do trumny.

On wróci, a najgorsze jest to, że zrobi to z podwójną mocą.

Mimo wszystko kroczyłam do zamku z niewzruszoną miną. Cudowna budowla rosła w moich oczach z każdym kolejnym krokiem. Potarłam dłońmi zmarznięte ramiona i przygryzłam wargę, która dygotała z zimna. 

Wkroczyłam na teren dziedzińca i uniosłam wzrok, aby spojrzeć na wielki zegar, który wskazywał dwudziestą.

Osiem godzin w zakazanym lesie może zrobić z człowieka dzikusa.

Popatrzyłam na swoje odbicie w kałuży, w którą oczywiście musiałam wejść.

No bo jakby inaczej?

Spod ciemnego kaptura, wydostawały się długie, potargane włosy. Jasny policzek upaprany był ciepłą krwią, która cały czas wydostawała się z głębokiej rany. Brązowe oczy, które teraz wydawały się być czarne, były przerażająco puste.

Naprawdę, jak dzikus.

Przetarłam twarz dłonią, która rozprowadziła krwisto-czerwoną ciecz po mojej żuchwie i z cichym westchnieniem weszłam do zamku.

Friends with benefits // Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz