Ślub Molly i Arthura.
Niby to nic zwykłego. Tak właściwie, to tylko zwykła ceremonia zaślubin, podczas której dwójka zakochanych w sobie osób, przysięga przed wszystkimi, a także przed samymi sobą, wzajemną miłość i uczciwość aż do śmierci. Byłam już na setkach takich uroczystości. Moi rodzice, mimo że byli okropnymi ludźmi, bardzo często dostawali zaproszenia na śluby, czy inne imprezy, ale chyba tylko dlatego, że inni robili to, ponieważ tak wypadało. W starych, czysto-krwistych rodach czarodziei nie zwracało się uwagi na to, czy kogoś się lubiło, czy nie, po prostu taki był zwyczaj, a żaden ród nie chciał wyłamywać się z tradycji, dlatego od wielu setek lat, nawet jeśli było się z kimś na noże, trzeba było go zaprosić.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy Molly zaczęła składać przysięgę małżeńską Arthurowi, a następnie spuściłam wzrok na moją dłoń, która była połączona z dłonią Gideona. Byłam naprawdę szczęśliwa, że chłopak zaprosił mnie jako osobę towarzyszącą w tak ważnym dla jego rodziny dniu. Dzięki niemu mogłam chociaż w jakimś stopniu zapomnieć o tym, co mnie otaczało. Voldemort, wizje, czy moja beznadziejna sytuacja życiowa.. To wszystko przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, gdy z łzami w oczach patrzyłam na dwójkę wspaniałych ludzi, którzy naprawdę wiele dla mnie znaczyli. Spojrzałam na Gideona, w tym samym momencie co on na mnie. Uśmiechnął się delikatnie, a następnie nachylił się, pocałował mój zaróżowiony policzek i mocniej ścisnął moją dłoń, zapewniając mnie tym, że wszystko w końcu będzie dobrze. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, od środka płacząc z szczęścia.
Byłam wielką szczęściarą, że mogłam go mieć przy sobie. Nawet nie wiedziałam, jak mogę mu się za to wszystko odwdzięczyć. Kiedy wszyscy mnie opuścili, a ja sama zaczynałam tracić wiarę w siebie, on przy mnie był i ciągle mnie wpierał. Mieć oparcie w takiej osobie, jak Gideon, jest jak posiadanie największego skarbu przy swoim boku. To po prostu bezcenne. Było mi przykro, że przez większość czasu traktowałam go jak zwykłego kumpla. Nie widziałam w nim tego, co teraz widzę. Nie widziałam tej czułości, która kryła się w jego oczach, gdy tylko na mnie spoglądał. Nie widziałam tego uczucia, którym obdarowywał mnie już od dłuższego czasu. Nie widziałam jego gestów, które wykonywał, gdy byłam blisko niego. Byłam naprawdę ślepa. Żałowałam, że dopiero teraz to wszystko zobaczyłam. Może gdybym dostrzegła to wcześniej, uniknęłabym tych wszystkich załamań nerwowych i problemów.
Gdy tylko ceremonia się skończyła, od razu pobiegłam do dwójki nowożeńców i zaczęłam im składać życzenia. Razem z Molly rozpłakałyśmy się jak małe dzieci, gdy tylko wpadłyśmy w swoje objęcia. Byłam cholernie szczęśliwa, że mimo złych czasów, które z dnia na dzień coraz bardziej przyciemniały nadzieję na lepsze jutro, tej dwójce udało się z sobą całkowicie połączyć. To był bardzo dobry pomysł, aby wziąć ślub właśnie teraz. Przynajmniej każdy chociaż na chwilę mógł się oderwać od swoich ponurych myśli i przenieść się do innego, lepszego świata.
— Nie płacz, łajzo — zaśmiała się Molly, przecierając łzy spod oczu. — Rozmażę sobie przez ciebie makijaż.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i jeszcze raz pocałowałam jej policzek, a następnie ustąpiłam miejsca Gideonowi i podeszłam do Arthura, aby złożyć mu gratulacje.
— To dzięki tobie, Em — mruknął mi do ucha, jeszcze mocniej owijając ramiona wokół mojego ciała. — Gdyby nie ty, nigdy bym się nie dowiedział jaka z Molly jest wspaniała dziewczyna. Dziękuję.
Przez jego słowa zaczęłam płakać jeszcze bardziej, plamiąc mu marynarkę, więc pocałował mnie w czoło i pogłaskał po włosach. Chwilę później Gideon szturchnął mnie w bok, dlatego odsunęłam się od Arthura i spojrzałam na chłopaków, którzy właśnie zastygli w męskim uścisku. Uśmiechnęłam się na ten widok, a pięć sekund później zmarszczyłam brwi, gdy Gideon zmrużył oczy i zaczął coś mówić Arthurowi.
CZYTASZ
Friends with benefits // Syriusz Black
FanficPrzyjaźń bez zobowiązań jest fantastyczna dopóki w grę nie wchodzą uczucia, prawda?