Zawsze w sytuacjach stresowych moje ciało działało instynktownie i nie miałam nad nim żadnej kontroli. To było straszne. Ręce się pociły, oddech przyśpieszał, serce tak mocno szamotało się w piersi, jakby chciało się z niej wydostać, a do tego wszystkiego dochodziły jeszcze mdłości i zawroty głowy. Szczerze nienawidziłam tego uczucia, dlatego teraz, gdy wszystkie te objawy uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba, to po prostu wydawało mi się, że za chwilę się przewrócę i chyba tylko ręka Gideona, która zaciskała się na mojej dłoni, ratowała mnie od wybicia zębów.
Stałam razem z Dorcas pod domem bliźniaków i z zapartym tchem wpatrywałam się w budowlę przede mną. Wiedziałam, że Fabian i Gideon nie należą do najbiedniejszych, ale nigdy nie spodziewałam się, że mieszkają w takim pałacu, bo chyba inaczej nie można było tego nazwać. Budynek był przepiękny i wreszcie zrozumiałam, dlaczego Molly i Arthur zdecydowali się na wzięcie ślubu w domu. Pochłaniałam wzrokiem każdy jego najmniejszy skrawek i nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że gdzieś już go wcześniej widziałam, a warto zaznaczyć, że byłam tutaj po raz pierwszy.
— Macie wspaniały dom — wydusiła Dorcas, która jako pierwsza odzyskała swój rezon.
— Został tak odpicowany specjalnie na wesele — parsknął Fabian.
Nieświadomie zacisnęłam dłonie w piąstki i zwróciłam się w stronę Meadowes, która najwidoczniej czytała mi w myślach, bo popatrzyła na mnie w tym samym momencie, co ja na nią i uśmiechnęła się do mnie znacząco. Zarzuciła swoje blond włosy za plecy i jako pierwsza ruszyła w stronę domu.
Zawsze podziwiałam jej odwagę. Dorcas należała do osób, które nie pozwalają sobie na byle jakie traktowanie. Była dosadna, stanowcza i bardzo miła, ale wiedziała też, kiedy pokazać swoje pazurki. Była naprawdę świetną przyjaciółką i ufałam jej w stu procentach. Kochałam ją całym sercem, bo to jej w dużej mierze zawdzięczałam to, kim teraz byłam. Z wszystkich dziewczyn to z nią miałam najlepszy kontakt. Oczywiście z Mary i Lily też byłam mocno związana, ale z Dorcas miałam po prostu jakąś silniejszą więź.
Była dziewczyną z którą się nie zadzierało, bo każdy wiedział, że mogła zrównać cię z ziemią.
— Gotowa na poznanie mojej matki?
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam na swoim policzku oddech Gideona. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę dzięki czemu nasze twarze znalazły się zbyt blisko siebie.
— Nie stresuj mnie, człowieku — burknęłam pod nosem, co wywołało chichot chłopaka.
Gideon przewrócił oczami, a następnie zacisnął mocniej swoją dłoń na mojej ręce.
— Nie będzie tak źle — odparł, ciągnąc mnie w głąb podwórka.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i zmuszając swoje nogi do jakiegokolwiek ruchu, poszłam za chłopakiem. Z zafascynowaniem przyglądałam się budynkowi, który z każdym moim krokiem rósł w moich oczach, a także całemu otoczeniu. Od razu spodobało mi się to miejsce. Było piękne i takie spokojne, że miało się ochotę zostać tutaj na zawsze. Wszędzie rosły drzewa, które teraz pięknie kwitły, a przed domem było mnóstwo kwiatów. Byłam pewna, że mama bliźniaków wkładała w ich pielęgnację całe swoje serce. Momentalnie zrobiło mi się głupio, bo moim jedynym osiągnięciem w życiu, jeśli chodziło o ogrodnictwo to było ususzenie kaktusa.
Byłam tak pochłonięta obserwowaniem wszystkiego, że nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami. Gideon uśmiechnął się do mnie pocieszająco, gdy zauważył mój przerażony wyraz twarz i pocałował mnie w policzek, co natychmiast dodało mi odwagi.
CZYTASZ
Friends with benefits // Syriusz Black
FanfictionPrzyjaźń bez zobowiązań jest fantastyczna dopóki w grę nie wchodzą uczucia, prawda?