- Dobrze się czujesz? - zapytał. Nie, nie czułam się dobrze, ale postanowiłam nie zdradzać
niczego więcej swoim zachowaniem i wyglądem.
-Tak, co ty tutaj robisz?
Nagle zrobiło mi się chłodno. Na szafce po lewej stronie zauważyłam swój szary sweter. Sięgnęłam po niego szybko i zarzuciłam go na siebie. Wyszłam przed drzwi mieszkania, zamykając je za sobą.
- Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.
Wyciągnął dłoń, aby złapać moją, na co oczywiście nie pozwoliłam. Miałam nadzieję, że moja mina pod tytułem "że co proszę?" mówi wystarczająco dużo. Tak jednak nie było.
- Martwiłem się, czy Chandler poradzi sobie w roli twojego narzeczonego...
- Męża. W roli mojego męża - poprawiłam go, jeszcze przy tym dodając:
- Radzi sobie świetnie, dziękuję. Możesz już spokojnie wrócić do domu.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Żebym wrócił do domu?
Wiedziałam, o co mu chodzi. Byliśmy razem. Wszystko posypało się ze względu na to, że Richard był sporo starszy i nie chciał mieć już dzieci... Po co mu one, skoro był już dziadkiem? Ja jednak nie potrafiłam znieść myśli, że mam nie mieć potomstwa. To był główny powód naszego rozstania. Kiedy jednak, jeszcze przed oświadczynami, Chandler zachowywał się tak, jakby i on nie miał zamiaru mieć ze mną dziecka, pierwszą osobą, która mnie pocieszała był właśnie Richard. Mówił, że mnie kocha i jestem dla niego na tyle ważna, że jednak zmienił zdanie i chciał mieć ze mną dziecko. Nie byłam więc jednak taka pewna, czy wpadł tylko, żeby sprawdzić, jak się czuję. Postanowiłam jednak go spławić. Wiem, że Chandler nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że właśnie Richard do nas wpadł z niezapowiedzianą wizytą i rozmawiam z nim, podczas gdy on sam śpi.
-Tak Richard... Dziękuję za wszystko, co zrobiłeś dla mnie i za twoje odwiedziny, ale one nie były konieczne. Ułożyłam sobie życie z Chandlerem i..
- Nie mów nic więcej. Rozumiem wszystko. Nie wiem, co sobie myślałem. Pójdę już...
Nie zdążył się jeszcze pożegnać, a na schodach usłyszałam kroki. Po chwili na naszym piętrze
pojawiły się Rachel i Ross. Ich miny przypominały moją, gdy zobaczyłam mężczyznę za drzwiami, tyle tylko, że ich trwała dużo krócej. Po chwili pojawiła się złość. Widziałam, że Ross szykuje się do ataku na Richarda, więc postanowiłam przyspieszyć wyjście mojego
byłego chłopaka.
- O Rachel, Ross... Richard właśnie wychodził. Uśmiechnęłam się, podając mężczyźnie rękę.
-Miło było cię zobaczyć.
- Tak... Ciebie również. Rachel... Ross...
Pożegnał się i wyszedł. Wiedziałam, że zaczną się pytania. Byłam na to już przygotowana.
- Nie spałaś z nim, prawda?
Widziałam, że nawet Rachel sama nie wierzy w to, o co pyta.
- Tak, spałam. Na korytarzu, właśnie się obudziliśmy.
Zawiało sarkazmem na tyle mocno, że widziałam spokój w spojrzeniu przyjaciółki, za to mój brat postanowił zacząć mnie pouczać.
- Jeszcze robisz sobie w tego żarty? Pamiętasz, jak cierpiałaś po rozstaniu z nim?
- Ross, nie jestem malutką dziewczynką. Przyszedł sam i pytał, czy wszystko w porządku. Nie wpuściłam go do środka, ale też nie mogłam go wyrzucić...
- Bo go kochasz?
Głos za mną zabrzmiał sucho i poważnie. Obróciłam się, żeby spojrzeć w oczy Chandlera, do którego należał.
- Nikogo nie kocham tak bardzo, jak ciebie.. I miałam nadzieję, że o tym wiesz.
Nie chciałam dłużej brać udziału w tej dyskusji. Ominęłam szerokim łukiem Rossa, Rachel i zbiegłam po schodach. Nie chciałam rozmawiać z żadnym z nich. Nie wiem, czy bardziej chciałam wrócić na górę do dzieci, czy zacząć krzyczeć. Jak mogli w ogóle pomyśleć, że mogłabym zdradzić Chandlera? Nie mogłabym...
- Nie jesteś na górze? - głos Phoebe wytrącił mnie zupełnie z myśli.- Przecież jest zimno,
chcesz mój płaszcz? Albo chociaż szal?
No tak... Zupełnie zapomniałam o tym, że był środek jesieni. Wieczory są chłodne. Ale
powiew wiatru i mrozu poczułam dopiero, gdy przyjaciółka o nim wspomniała.
- Nie, nie... Wyszłam się tylko przewietrzyć... Ochłonąć, rozumiesz...
- Po czym ochłonąć?
No tak... Przecież jej nie było.
-Widziałam się z Richardem.
- W domu?
- Przed nim.
- Nie wpuściłaś go do środka?
- Nie.
- Powinnaś być milsza - powiedziała i weszła do środka, zostawiając mnie z otwartymi ustami. Stałam tak jeszcze chwilę, dopóki nie dostałam SMS-a od Chandlera: "Wejdź na górę.
Zmarzniesz.". Postanowiłam posłuchać, mimo że naprawdę byłam wściekła. Przecież nie zrobiłam niczego złego. Weszłam do domu. Z każdym stopniem wyżej czułam jakiś ciężar. Jakbym właśnie popełniała błąd.
Wchodząc do domu zauważyłam, że nie ma nikogo. Może tak nawet lepiej. Odwiesiłam
sweter, ponieważ temperatura była nie do wytrzymania. Jedyne, co wokół siebie słyszałam to cisza. Najpiękniejszy odgłos, jaki może być. To on tak dobrze pozwala mi się...
- Wiem, że tego potrzebowałaś. Ciszy. Zdążyłam wytrzeć wszystkie kurze, zanim wchodzący do salonu Chandler ją przerwał.
- Jesteś wtedy spokojniejsza.
- Gdzie dzieci?
Nie chciałam się wdawać w żadne rozmowy. Nerwy powróciły. W mniejszym stopniu, ale jednak...
- Reszta się nimi zajmuje. Chcę cię przeprosić Monica. Wiesz dobrze, dlaczego tak na niego
reaguję.
- Nic do niego nie czuję i powinieneś o tym wiedzieć.
- Wiem i dlatego przepraszam.
Złapał mnie za rękę, ściągając z niej rękawiczkę.
Nasza rozmowa trwała jeszcze długo. Dopiero późnym wieczorem doszliśmy do porozumienia.
- Trzeba iść po dzieci.
- Nie, zostaną u Joey'a.
Chandler był stanowczy.
- U Joey'a?
Dobrze wiedział, że ten pomysł mi się nie spodoba.
- Zapisałbym cię do laryngologa, ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
Mrugnięcie okiem sygnalizowało, że mam się nie denerwować i że to tylko żart.
No tak... Richard był okulistą, więc teraz do końca życia powinnam mieć wszystko zdrowe,
bo nieprędko znajdę się znów u specjalisty.
CZYTASZ
FRIENDS -Ten po zakończeniu serialu
FanfictionRachel, Rossa, Monicę, Chandler'a, Phoebe i Joey'a już chyba znacie. Jeśli jesteście ciekawi co dzieje się w ich życiu po zakończeniu serialu, to zapraszam do lektury... | | | | | v Welcome to our book life, it sucks. You're gonna love it!