Z najlepszymi przyjaciółmi można widzieć się cały dzień, a i tak najszczersze rozmowy są wtedy, gdy światła gasną i słońce niczego już nie widzi. Przez resztę nocy nie mogłam zasnąć, więc może nie ze wszystkimi, ale z tym najbliższym mi przyjacielem, rozmowy trwały aż do świtu. Dzięki niemu jakoś przeżyłam myśl o Erice, całym porwaniu i o rozmowie z policją. Nie czułam żadnego zmęczenia, więc o tym, że jest ranek dowiedziałam się dopiero, gdy budzik ustawiony na 6:30 zadzwonił. Dopiero wtedy poczułam uścisk w żołądku, zwany również stresem. Wiedziałam, że czeka nas kolejny dzień, w którym będziemy musieli wrócić myślami do poprzednich, które do dobrych nie należały. Wstałam z łóżka i wyciszając budzik, pokierowałam się w stronę wyjścia z sypialni. Zatrzymał mnie jednak mąż.
-Dobrze się czujesz? Powinniśmy byli pójść spać mimo wszystko...
-Tak, nie martw się. Odeśpimy po powrocie z komisariatu. Zadzwonię do pracy, że dziś nie przyjdę.
-Jasne, też to zrobię.-Odwrócił się w drugą stronę, sięgając po swój telefon.
Zanim jednak podeszłam do telefonu stacjonarnego znajdującego się w salonie, postanowiłam zajrzeć do dzieci. Lekko pchnęłam uchylone drzwi. Moim oczom ukazał się obraz śpiących jeszcze maluchów. Wiedziałam, że jeśli je teraz obudzę, to mogę zapomnieć o spokojnej rozmowie przez telefon . Pokierowałam się więc z powrotem do salonu. Podniosłam słuchawkę wbijając odpowiedni numer. Dzwoniłam stąd, ponieważ tylko tak dodzwonię się do jedynego na kuchni telefonu. Jest na tyle głośny, że wśród wszystkich dźwięków maszyn pracujących dla podniebień gości, można go bez problemu usłyszeć.
Po chwili usłyszałam w słuchawce męski głos.
-Tak słucham?
-Jason? Tu Monica... Wiem, że od trzydziestu minut powinnam być w pracy i przepraszam, że dzwonię dopiero teraz, ale dziś nie dam rady przyjść.-Wyższy ode mnie o głowę blondyn był moim zastępcą. Był nieco starszy i wydaje mi się, że bez żadnego problemu moglibyśmy konkurować o miejsce szefa kuchni. Był naprawdę świetnym kucharzem i sprawował się świetnie w roli mojego zastępcy. On jednak nie wykazywał żadnych chęci rywalizacji. Był nie tylko niezwykle uprzejmy ale i zabawny. Jeśli chodzi o rodzinę, to wiem tylko, że ma córkę kilka lat starszą od Bena. Widziałam parę razy czekającą na zapleczu na ojca małą blondynkę. Była do niego podobna. Te same błękitne oczy i ten sam szczery uśmiech. Miała na imię Rose. Na temat reszty rodziny niestety nie wiedziałam nic.
-Jasne, słyszałem o wszystkim co teraz się u was dzieje... Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i szybko do nas wrócisz...
-Dziękuję... Ja też mam taką nadzieję.
Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut o dzisiejszej wizycie na komisariacie policji. Jason był bardzo uprzejmy. Zakończyłam rozmowę akurat, gdy Chandler wszedł do salonu.
-Skończyłaś już?-Zapytał niepewny czy może mówić normalnym głosem.
-Tak, tak. Mógłbyś obudzić dzieci? Ja...
-Pościelisz łóżko po swojemu, nawet jeśli ja już to zrobiłem.-Mówiąc to był już w drodzę do pokoju dziecięcego.
-Przepraszam!-Krzyknęłam za nim i pobiegłam do sypialni.
Po zrobieniu porządku z łóżkiem i samą sobą, wyszłam z pokoju. Chandler i dzieciaki też byli już gotowi na wyjście z domu. Oczywiście nie braliśmy ich ze sobą na komisariat. Ross miał po nie wpaść kwadrans przed ósmą. Chwilę przed tym byliśmy już gotowi do wyjścia z domu. Mój mąż wziął na ręce Jacka i już miał sięgać po Ericę, gdy nagle drzwi wejściowe się otworzyły. Przez pierwszą sekundę oboje byliśmy pewni, że to mój brat. Nie zdziwiliśmy się jednak, gdy po drugiej stronie ujrzeliśmy Joey'a.
-Hej, co robicie?-Był jeszcze zaspany, co dało się słyszeć po sposobie wypowiadania słów. Brzmiały one jakby nasz przyjaciel wypił sporą ilość alkoholu. Kierował się oczywiście w stronę swojego najlepszego przyjaciela. Nie, nie był nim ani Chandler, ani ja. Kierował się w stronę lodówki.
-Joey! Nie uwierzysz! Ukradli nam dom i musimy iść na komisariat to zgłosić!-Spojrzałam na męża nie dowierzając co powiedział. Przecież Joey nie byłby taki...
-O mój Boże! Idę z wami!-Aż podskoczył. No tak... To Joey.
-Hej, mogę już zabrać dzieci?-Do domu wszedł Ross.
-Ukradli im dom!-Joey podbiegł do nowego członka dyskusji i zaczął go szarpać za ramiona.
-Co? Uspokój się!-Mój brat próbował się uwolnić od rąk przyjaciela.
-Joey? Gdzie jesteśmy?-Chandler spojrzał na niego z uniesioną prawą brwią.
-Ouu.. No tak.-Zmieszany mężczyzna złapał się za tył głowy.
-Phoebe dzwoniła, że mamy się stawić na komisariacie z powodu Erici.-Postanowiłam wyjaśnić. Poczułam jeszcze większe zakłopotanie Joey'a. Wiedziałam, że mimo ostatniej rozmowy i tak nie wypędziłam wszystkich złych emocji, które w nim tkwiły.
-Iść z wami?-Zaproponował.
-Chyba sobie poradzimy... Możesz razem z Rossem zająć się dziećmi... Ale proszę, w domu.-Chandler podszedł do niego.
-Lepiej nie... Z resztą mam dziś randkę. Zapomniałem, wybaczcie. Idę się na nią szykować.-Podszedł do lodówki i wyciągnął kilka produktów.-To, żeby poczuć się pewniej-Mrugnął do nas i wyszedł. Wiedziałam, że kłamał z randką. Postanowiłam jednak nie mówić nic. Wiedziałam, że trochę potrwa zanim wszystko wróci do normy.
CZYTASZ
FRIENDS -Ten po zakończeniu serialu
FanfictionRachel, Rossa, Monicę, Chandler'a, Phoebe i Joey'a już chyba znacie. Jeśli jesteście ciekawi co dzieje się w ich życiu po zakończeniu serialu, to zapraszam do lektury... | | | | | v Welcome to our book life, it sucks. You're gonna love it!