~

224 22 9
                                    

Zbliżyłam się do drzwi. Postanowiłam nie zwlekać. Jeśli mnie zobaczy może udać jej się jakimś cudem uciec. Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazało się wnętrze miejsca. Wyglądało przepięknie. Zielone ściany z pięknymi obrazami natury prezentowały się naprawdę znakomicie. Było tam też kilka czarnych stolików z białymi krzesłami, na których starannie ułożone były poduszki w najróżniejszych kolorach. Wszędzie unosił się zapach kawy i ziół. Zaraz obok lady, stał regał z różnymi ciastami, a przy nim... Zaraz. Czy to...
-Erica!-Krzyknęłam.
Oprócz mojej córki i jej biologicznej matki, spojrzało na mnie jeszcze paru innych ludzi.
-Mama!-Mała podbiegła do mnie.
Całkowicie odebrało mi mowę. Nie byłam w stanie nic zrobić. Jedyne na co pozwolił mi mój organizm, to rozpłakanie się. Porywaczka wstała z krzesła. Była tam z jakąś kobietą. Erica była wściekła. Od razu do mnie podeszła. Nie zdążyła jednak nawet nic powiedzieć, bo Phoebe uderzyła ją torebką. Tak, torebką. Wbiegła i krzyczała. Nie wiem nawet co, ale biła kobietę torbą. Nawet jej nie powstrzymywałam. Przytuliłam za to mocno córkę.
-Wszystko dobrze?-Zapytałam w końcu.
-Tak, mamusiu? Cemu ciocia Pheebs bije tą panią?-Jak ja tęskniłam za tym "cemu".
-Bo zrobiła bardzo źle zabierając cię. Nie możesz iść z obcymi osobami. Rozumiesz?-Nie wiem czy rozumiała. Płakałam już tak bardzo, że słowa stawały się ledwo słyszalne. Zaraz jednak spostrzegłam czego właśnie uczę córkę.-Ale i tak nie powinno się niczego załatwiać biciem innych, pamiętaj.
-Erica, Mon!-Chandler podbiegł do nas. Objął mnie i naszą córkę. Klęczeliśmy tak jeszcze przez kilka minut zalewając się łzami. Oczywiście tylko moimi i mojego męża, bo dziecko nie rozumiało do końca co się dzieje.
-Ona tez ma na imię Eika mamusiu.-Usłyszałam nagle. Dotarło do mnie, że oprócz naszej trójki, jest tam jeszcze dużo innych ludzi. Spojrzałam na nich. Wszyscy wyglądali na zaciekawionych sytuacją. Ja i Chandler wyłączyliśmy się całkowicie przez te kilka chwil. Podszedł do nas właściciel kawiarni.
-Czy mam zadzwonić na policję?
-Wyjaśniłam wszystko ludziom i temu panu.-Rachel położyła dłoń na moim ramieniu. Drugą ręką wskazywała na mężczyznę.
-Już to zrobiłem.-Joey podszedł. Wydawał się być przygnębiony. Był całkowicie poważny. Nie poznawałam go.
Właściciel kawiarni pokiwał głową i odszedł, a jego miejsce zajęli Phoebe i Ross.
-Nie ucieknie nam?-Rachel bardzo chciała, żeby kobietę spotkała kara. Jak właściwie każdy z nas.
-Już o to się nie martw. Ludzie wiedzą o wszystkim. Nie pozwolą jej na to.-Ross objął dziewczynę.
-Od początku przeczuwałam, że z tą kobietą będą kłopoty.-Phoebe wydawała się być przekonana, że nas wcześniej ostrzegała. Nie przypominam sobie jednak, żeby kiedykolwiek tak się stało. Postanowiłam jednak się nie kłócić.
-Najważniejsze, że odzyskaliśmy nasze dziecko.-Chandler wyprzedził mnie w odpowiedzi. Stał się bardzo dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną. Wziął na ręce dziewczynkę. Miałam nadzieję, że to już koniec.

Kilka godzin później byliśmy już w drodze do domu. Zabraliśmy Jacka od moich rodziców. Na widok siostry bardzo się ucieszył. Podbiegł do niej i obdarzył ją ogromnym uściskiem. Poczułam płynącą od powieki, aż po brodę łzę. Po dotarciu na miejsce podziękowałam przyjaciołom za pomoc. Wiedziałam, że bez nich nie dałabym sobie rady. Za to właśnie jestem im wdzięczna. Są ze mną zawsze wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebuję. Zawsze mogę na nich liczyć.
-Będziemy się już zbierać. Zostawimy was samych.-Rachel wstała z kanapy. Wiedziała czego teraz nasza czwórka potrzebuje najbardziej. Zabrali swoje rzeczy i żegnając się z nami, wyszli. Widziałam pustkę w oczach Joey'a. Odzyskaliśmy dziecko, ale on nadal miał wyrzuty sumienia. Nie mogę powiedzieć, że wcale nie jestem zła. Wiem jednak, że nie chciał tego zrobić. Będę musiała szczerze z nim porozmawiać. Ale zrobię to później. Teraz chcę się skupić na rodzinie. Wzięłam na ręce Ericę, a Chandler złapał Jacka. Usiedliśmy na kanapie.
-Wies mamo, ze ta pani tez miała na imię Eica? To tak ja ja!-Mała wyglądała na bardzo zadowoloną.
-Tak kochanie, wiem o tym... Coś jeszcze ci mówiła?-Może nie powinnam wypytywać dziecka o takie rzeczy, ale naprawdę chciałam to wiedzieć.
-Ze was zna. Mówiła, ze chciałaś, zeby się mną zaopiekowała.
-Nie chciałam tego Erico. Zostać z tobą miał wujek Joey. Nie możesz odchodzić od dorosłych, którym pozwalamy na opiekę nad tobą i twoim bratem, tak?
-Zawsze mówimy wam, z kim spędzicie czas. Trzymajmy się tego, zgoda?-Chandler włączył się do rozmowy. Oboje wiedzieliśmy, że dzieci są za małe, żeby cokolwiek zrozumieć z tego wszystkiego. Mają dopiero ponad 3 latka. Czas leci szybko, ale to wciąż jeszcze dzieci. Od początku jednak, będziemy starać się mówić im co jest dobre, a co złe. Od tego przecież jesteśmy.
Po długiej rozmowe i zabawie z maluchami, położyliśmy je do łóżeczek w pokoju. Zasnęli już chwilę później. Ja też byłam zmęczona. Duża dawka emocji zrobiła swoje. Poszłam do łazienki. Lekki i całkiem szybki prysznic zmył ze mnie resztki smutku i nerwów. Założyłam za dużą koszulę w kratę na mokre jeszcze ciało. Włosy przetarłam kilka razy ręcznikiem. Wilgotne jeszcze, ciemne pasma, spięłam do góry, jak to miałam w zwyczaju. Posprzątałam po sobie prysznic, wywiesiłam mokre ręczniki i wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam Joey'a siedzącego na kanapie. Spojrzałam szybko na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy.
-Co tu robisz o tej porze?-Zapytałam.
-Nie mogę spać-Podniósł się z kanapy-Z Chandlerem już rozmawiałem... Z tobą też chciałbym.
-Jasne... Piwa? Albo może masz ochotę na jakąś kanapkę?-Stanęłam obok kanapy, wskazując ręką na kuchnię.
-Nie wiem sam...-Podszedł do lodówki- Nie dam rady chyba przełknąć niczego...-Wziął wspomnianą wcześniej kanapkę i wziął kęs. Jasne.
-No dobrze. Mam zacząć mówić?-Zapytałam wprost. Nie chciałam, żeby przerywał jedzenia. Czułam się trochę pewniej, kiedy miał coś w ustach i nie mógł tak szybko odpowiadać. Miałam wtedy lekką przewagę.
-Nie. Ja zacznę.-Odłożył kanapkę, na wzięty przez siebie fioletowy talerzyk z jakimś kwiatkiem. Zauważyłam, że wziął go z górnej półki. One tam nie leżały. Ich miejsce jest przecież...
-Mon? Słuchasz mnie?-Zapytał przyjaciel.
-Jasne, tak! Wybacz... Możesz powtórzyć to, co mówiłeś?
-Chciałem cię... was obu przeprosić. Naprawdę nie chciałem, żeby sytuacja z dzisiaj miała kiedykolwiek miejsce. Wiesz jak bardzo kocham twoje dzieci. Ale zrozumiem, jeśli nie pozwolicie mi więcej się nimi zająć. Nie chcę wam sprawiać zawodu... Nie chcę was też ranić...
-Wiem.-Przerwałam. Wiedziałam, że mówi szczerze. Chciałam mu wybaczyć wszystko. Ale jednak tutaj chodziło o moje dziecko.-Zajmie nam trochę czasu nim komukolwiek powierzymy opiekę nad dziećmi. To nie była twoja wina. Chciałabym mieć już ten rozdział za sobą.
-Jesteś tego pewna?-Nie wydawał się przekonany.
-Przecież nie zrobiłeś tego specjalnie Joey.-Podeszłam do przyjaciela, aby go przytulić. Wiedziałam, że ani on, ani my nie będziemy w stanie szybko zapomnieć o tej sytuacji. Wymagała ona od nas wiele nerwów. Ale przecież jesteśmy przyjaciółmi. Jakoś musimy to przetrwać. Mam nadzieję, że z czasem o wszystkim zapomnimy.
Długo jeszcze staliśmy tak objęci. Przez chwilę miałam wrażenie, że czuję na ramieniu łzy mężczyzny. Postanowiłam jednak nie pytać o to. Przerwał nam głos mojego męża.
-O cześć Joey. Słuchaj, ja wiem, że Joey nie dzieli się jedzeniem, więc zapamiętaj proszę, że Chandler nie dzieli się żoną.
Podszedł do mnie przytulając mnie od tyłu. Joey uśmiechnął się lekko, łapiąc się prawą ręką za tył głowy.
-Zapamiętam.-Odwrócił się w stronę pozostawionej przez siebie kanapki. Wziął ją z talerzyka.-To ja już pójdę.
Pożegnaliśmy się i wyszedł. Już miałam ruszać w stronę pozostawionego przez mężczyznę naczynia, ale powstrzymał mnie mąż.
-Pozwól, że ja to zrobię.-Złapał mnie za dłoń.-Ty połóż się już spać. Miałaś ciężki dzień.
Miałam ochotę go przytulić i pocałować. Siły jednak, a raczej ich brak, nie pozwalały mi na to. Postanowiłam posłuchać mężczyzny. Puścił moją dłoń i wziął talerzyk. Pokierowałam się w stronę sypialni. W drzwiach tylko jeszcze obróciłam się, żeby na niego spojrzeć. W żółtych rękawiczkach wyglądał komicznie. Ale przyznam, że całkiem dobrze się zabierał za umycie tego i kilku innych naczyń. Podeszłam do łóżka. Nawet nie zdążyłam się w nim dobrze ułożyć, gdy nagle zadzwonił telefon.
-Odbiorę!-Krzyknął Chandler. Stanowczo za dużo na siebie bierze.
-Nie śpię jeszcze przecież! Mogę...
-Chandler Bing przy telefonie.-Usłyszałam głos męża. Okej, nie pozwoli mi wyjść już z łóżka. A oboje przecież powinniśmy się już położyć. To był z pewnością jeden z najtrudniejszych dni w naszym życiu.
Postanowiłam jednak nie kłaść się jeszcze tylko podsłuchać, kto tak ważny nie pozwala nam w końcu odpocząć.
-Tak, oczywiście. Pojawimy się tam jutro, dzięki Pheebs.
Odkładanie słuchawki i kroki w moja stronę. Chandler otworzył drzwi do sypialni.
-Co się stało?-Od razu zapytałam. Musiałam to wiedzieć, skoro, jak było słychać, dotyczyło to nas obojga.
-Phoebe dzwoniła. Pamiętasz jej kolegę z policji? Nie pamiętam jak się nazywał... W każdym razie...
-Chodzi o Ericę?
-Musimy się stawić jutro na posterunku.
-Będziemy z nią rozmawiać?
-Chyba nie... Najprawdopodobniej tylko z policją. Phoebe nic wiecej nie mówiła.
Poczułam jak mój żołądek się kurczy... Jakby coś go naciskało. To stres. Mąż położył się obok mnie. Normalnie raczej bym nie zasnęła, ale dzisiejszy dzień sprawił, że już po kilkunastu minutach, zanurzona byłam we śnie.

FRIENDS -Ten po zakończeniu serialuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz