Dach. To właśnie było miejsce w którym przebywał kapitan Raimon przez ostatnie dni. Nie mógł nadal pozbierać się po odejściu najlepszego przyjaciela. Osoby, którą kochał. Już nie tylko jak brata... tylko jak kochanka. Bal się tylko spojrzeć mu w oczy i powiedzieć mu to prosto w twarz. niestety teraz jest już za późno... Mamoru nie wiedział kiedy zdarzy się następna taka okazja do spotkania i wyznania miłości.
ー Jestem cholerym idiotą... ー mruknął pod nosem przeklinając sam siebie. Tylko lekko podniósł głowę, a zauważyl Aki w wejściu. Patrzył na dziewczynę przymulonym wzrokiem.
ー Endou-san... ー wzkazała boisko za siatką. Na boisku Endou zobaczył Tachimukaiego trenującego Rękę Majina. Patrzył na niego przez dłuższą chwilę. Był pod nie małym wrażeniem. Co prawda Yuukiemu nie wychodziło to najlepiej, ale próbował i próbował. Próbował aż do upadłego. To aż zadziwiające ile on miał w sobie siły i jaką ma do tego cierpliwość. W końcu opanował tą technikę i duch Majina się nie rozpłynął. Tachikukai był bardzo szczęśliwy, jak i również zaskoczony, oraz dumny z siebie. Jego trudy nie poszły na marne. Teraz wystarczało tylko pielęgnować tę umiejętność i ją udoskonalać. Wzruszony Mamoru wstał i po jakimś czasie znalazł się na boisku. Najwidoczniej odzyskał w siebie wiarę.
୨˚̣̣̣͙୧ - - - - - ୨˚̣̣̣͙୧
Pierwsze co zauważyl Kazemaru to był biały sufit. Zupełnie jak w szpitalu. Momentalnie przypomniał mu się czas w którym leżał w tym miejscu ze świadomością, że nie żyje jego ojciec. Chłopak przewrócił się momentalnie na drugi bok zamykając oczy i zakrywajac dłońmi twarz. Jednak kątem oka przez ułamek sekundy widział coś innego. To nie był szpital. Tego chłopak był pewny na sto procent. Pokój był szaro-bialy, niby przytulny, ale jednak bardzo "chłodny".
ー Co jest do cholery...? ー mruknął pod nosem i odsłonił twarz. Zaczął po kolei badać wzrokiem rzeczy znajdujące się w pokoju. Zauważył szafkę nocna, na której znajdowała się lampa. W sumie... to tyle. Ilość rzeczy w pokoju przyprawiała o dreszcze. Kazemaru się wzdrygnął. Odrzucił kołdrę, wstał i podszedł do drzwi. Niestety okazało się, że były zamknięte. Odsunął od nich przeklinając pod nosem. Jakim cudem mógł się tak zwieść? Dać się porwać?! Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszli trzej mężczyźni. Dwaj wyglądali na ochroniarzy. Stali oni z tyłu po bokach. Po środku bardziej z przodu stał o wiele szczuplejszy jegomość niż tamci dwaj. Miał również lekko żółtawą skórę i ciemne oczy.
ー A więc obudziłeś się? ー zadał raczej retoryczne pytanie. Nie chciał odpowiedzi od akwamarynowłosego. Cały czas patrzył na niego z góry uśmiechając się.
ー Kim ty jesteś i dlaczego tak głupio się uśmiechasz? ー warknął. Mimo, iż chłopak był strasznie wystraszony, to nie chciał dać tego po sobie poznać. Miał nadzieję, że jeżeli będzie się rzucał to zostawi go w spokoju.
ー Po co ci to wiedzieć, gówniarzu? ー dorosły pstryknął palcami, a dwaj ochroniarze podeszli do czternastolatka i złapali go za ręce i zaczęli ciągnąć do ich prawdopodobnie szefa. Ichirouta próbował się wyszarpać, niestety mężczyźni byli bardzo umięśnieni i nic mu się nie udawało. Po jakimś czasie znaleźli się w jednym z pomieszczeń tego budynku. Panowała w nim niesamowita... dziwna atmosfera. Samo pomieszczenie było dość ciemne, tylko na środku, gdzie prawdopodobnie siedział szef tej całej bandy licho świeciała zaledwie jedna żarówka. Wspomniany szef siedział tyłem, przez co Kazemaru nie mógł zauważyć jego twarzy, spowodowało to ciarki na plecach akwamarynowłosego. Teraz myślał tylko o jednym, mianowicie - "W co ja się kurwa wpakowałem". W tym samym momencie do wielkiej sali zostało wprowadzonych paru innych chłopców. Kazemaru przegryzł wargę i popatrzył na towarzyszy swojej niedoli. Zauważyl w nich... Kevina?! Przecież on zrobił sobie coś poważnego z nogą? Już wszystko w porządku?! Następną osobą był Handa, a zaraz obok niego Matsuno! Wszyscy którzy... odeszli z Raimon przez tych całych kosmitów. Szef mężczyzn w garniturach nadal siedział do wszystkich tyłem, jakby nie chciał pokazać swojej twarzy.
ー Więc przybyliście? ー zapytał bardzo spokojnym, męskim głosem, po czym najzwyczajniej w świecie się zaśmiał. Nikt mu nie odpowiedział. Najwidoczniej chłopcy nie mieli siły, ani ochoty, a rośli mężczyźni... mogli się go bać? Chyba tak. W końcu to ich szef... On decyduje o ich losie, czy zostaną w pracy, a może ją stracą. Tak czy inaczej postać mówiła dalej. ー Czy to wy byliście tymi, którzy odeszli z drużyny zwanej Raimon po meczu z kosmitami?
Kazemaru przegryzł wargę. Tak. To oni... Ale skąd ten facet to wie? Po kolegach z drużyny Ichirouty też było widać frustrację. Z resztą... co się dziwić? Porwali cię, a teraz zamierzają zadawać pytania. To musi być okropne przeżycie. Po zadaniu pytania mężczyzna się zaśmiał, a wszystkich dookoła przeszły ciarki...ー Czy nie chcielibyście stać się... silniejsi? Doznać większej siły? Pokonać swoich wrogów? Ah, powiedzcie, czy nie byłoby wtedy wspaniale? Uczucie... Wyższości! ー na sali znowu było słychać jego jakże przerażający śmiech. ー Oczywiście, że byście chcieli. Dostaniecie to. Pod warunkiem, że będziecie mi posłuszni. Przemyślcie dobrze tą propozycję.
Skończył, a chłopcy zostali wyprowadzeni z pomieszczenia, w dodatku takim sposobem, że nie widzieli siebie nawzajem. Mimo, że prawdopodobnie wzrokiem spotkali się w sali. Kazemaru został ponownie wprowadzony do pomieszczenia w którym się obudził. A może raczej nie wprowadzony, tylko wręcz wrzucony.
Myślał teraz tylko o dwóch rzeczach. Pierwszą było "Ciekawe jak ma się Endou.", a drugą "Co ja mam teraz zrobić?". Właśnie. Co ma zrobić? Próbować uciec? Ale... pokonanie swoich nieprzyjaciół brzmi tak... niesamowicie...
CZYTASZ
Everything || EnKaze
FanfictionEndou i Kazemaru znają od odkąd byli mali, ale nie zdawali sobie wtedy sprawy że swoich uczuć, w końcu małe dzieci nie do końca wiedzą co to miłość i to nie tylko ta do rodziców... -> japońskie imiona -> boy's love -> możliwa przemoc -> wulgaryzmy ...