Rozdział 8.

3.8K 229 161
                                    

Po kilku minutach obydwoje uspokoili się i, choć niechętnie, odsunęli się od siebie z wyraźnym zażenowaniem.

I jeden i drugi miał zaczerwienione oczy, co od razu zauważyli.

- P-przepraszam pana.- chłopak mówiąc to opuścił wzrok.

- Nie Pete, nie przepraszaj. Nic się przecież nie stało. Nawet się cieszę, że to zrobiłeś. Zaufałeś mi na swój sposób. Chociaż tak szczerze, to teraz pewnie wyglądam, jakbym się naćpał. Znowu.

Dzięki temu ostatniemu komentarzowi Peter uśmiechnął się prawdziwym uśmiechem sięgającym jego oczu.

- Jak już wcześniej mówiłem, musimy poważnie porozmawiać, jednak nie chciałbym tego robić tutaj. Przyślę do ciebie zaraz Stephena, który swoją drogą zaczął się zachowywać jak jakaś pielęgniarka. On sprawdzi twój stan i może będziesz mógł już wyjść. Od razu proszę, abyś się nie bał i przyszedł do mojego pokoju od razu, jak stąd wyjdziesz, dobrze? Obiecuję, że nic ci nie zrobię ani nie będę krzyczał.

- W-w porządku panie Stark. - Głos chopaka był niepewny i było w nim słychać napięcie.

Mężczyzna tylko zmarszczył brwi. Po chwili ciszy westchnął, wstał z krzesła kładąc dłoń na ramieniu nastolatka, który ledwo zauważalnie się wzdrygnął i ruszył na poszukiwania Strange'a. Im ten szybciej go przebada, tym szybciej będzie mógł wszystko wyjaśnić z pajączkiem.

***

Kiedy Stephen wszedł do pomieszczenia, w którym leżał chłopak, zastał go siedzącego na swoim łóżku i wpatrującego się z swoje zawinięte nadgarstki. Na jego twarzy nie było żadnych emocji, przez co czarodziej przyspieszył kroku.

- Hej Pete, słyszałem, że już się obudziłeś młody, to dobrze. Jak się czujesz? Możesz mieć lekkie zawroty głowy.

Brązowowłosy podniósł głowę i spojrzał beznamiętnie na Stephena.

- W porządku. - Jego  głos był tak samo bezbarwny jak twarz, przez co Strange zaczął się martwić. Zwykle ten chłopak promieniował. Mimo wszystko.

- Nie jestem tak do końca pewny, czy mówisz prawdę, Pete. Proszę, porozmawiaj ze mną, przecież ne jestem twoim wrogiem i nic ci nie zrobię. - Mężczyzna spojrzał na młodszego z błagalnym wyrazem twarzy, przez co młodszemu lekko zaszkliły się oczy.

Nagle na jego twarzy pojawiło się poczucie winy.

- Przepraszam, że widzi mnie pan w tym stanie, naprawdę mi przykro. - Parker mówiąc to cichym głosem spuścił wzrok znów  na swoje nadgarstki.

- Pete, proszę, nie przepraszaj, nie masz powodu! wiesz, martwię się o ciebie.

-Proszę tego nie robić, naprawdę. Na pewno ma pan wiele innych rzeczy na głowie. Nie ma powodu, aby mną się przejmować.

Po słowach Petera w pokoju nastała pełna napięcia cisza.

Mężczyzna był w szoku po tym,co usłyszał z ust nastolatka. Brzmiał on tak, jakby już się poddał. Jakby nie miał siły walczyć dalej. Tylko dlaczego akurat teraz? Czyżby Stark coś mu powiedział? Czarodziej wiedział, iż pomimo tego, że filantrop był już poza działaniem zaklęcia Lokiego nadal mógł nie byc sobą i powiedzieć coś złego. Miał nadzieje, że tym razem to nie jego wina.

- Peter, zaczynasz mnie przerażać! Wiesz przecież, że będę się przejmował, nawet, jeśli będziesz próbował mi wmówić, że nic się u ciebie nie dzieje i nie ma potrzeby do zmartwień. Zależy mi na tobie, młody, jesteś taki dobry i miły, pomagasz ludziom, jednak nie potrafisz dać pomóc sobie innym. Daj mi i innym tą możliwość pomocy tobie, ponieważ TY jak nikt inny na to zasługujesz.

INNY | STARK & PARKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz