Rozdział 9.2

3K 193 62
                                    

Gdy w końcu Tony zdołał się uwolnić spod mgiełki przykrywającej jego świadomość, a w głowie usłyszał trzask rozbijanego szkła, otworzył szeroko oczy i szybko wstał.

- Boże, co ja zrobiłem?! Dlaczego ZNOWU TO ZROBIŁEM?! - Mężczyzna złapał się za głowę, z nerwów dostał ataku paniki, uczucie, którego bardzo dawno nie miał i, co najważniejsze, nigdy więcej nie chciał mieć. Ostatni raz przydarzyło mu się to przed poznaniem swojego mentora.

Słysząc krzyk miliardera Strange wpadł do pokoju jak burza, jednak widząc w nim tylko mężczyznę, a gdzieś z tyły głowy rejestrując brak chłopaka, już podejrzewał co się stało. I bardzo mu się to nie spodobało.

Zmarszczył brwi, jednak szybko podszedł do geniusza łapiąc go za ramiona i lekko potrząsając. Widząc jednak, że mężczyzna nie reaguje i blednie z każdą kolejną sekundą, ostrożnie posadził go na wcześniej zajmowanym przez Petera łóżku. Usiadł na piętach przed Starkiem.

- No, Tony, spokojnie, oddychaj, już. No dawaj, wdech, jeden, dwa, trzy i wydech. Bardzo dobrze, jeszcze raz, wdech... - Uspokojenie mężczyzny zajęło mu dobre piętnaście minut, które były wypełnione gwałtownym łapaniem powietrza i cichym płaczem brązowookiego.

Strange był w szoku, gdy dostrzegł pierwsze łzy spływające po twarzy Miliardera. Ten Casanova, który zawsze sprawiał, że to inni płakali, siedział teraz przed nim dusząc się własnymi łzami. Często w żartach nazywali go "człowiekiem z kamienia i stali", ponieważ nigdy nie pokazywał swoich uczuć.

A tu proszę, wystarczyło, aby Stephen wyszedł na niecałe dziesięć minut z pokoju, zostawiając ze Starkiem Petera, a ten dumny, zimny drań nagle zamienił się w uczuciowego mężczyznę, który okazywał swój ból i strach.

Obawiał się tylko w jakim stanie był aktualnie Peter, skoro Stark aż płakał.

- Stephen... Stephen, co ja zrobiłem! Wszystko zepsułem, rozumiesz?! WSZYSTKO! Peter teraz mnie nienawidzi, boi się mnie! Nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się przeze mnie stanie! Boże, dlaczego ja musiałem to powiedzieć?! On mi teraz już nigdy nie zaufa, ja to wiem! A tak się starałem, aby czuł się przy mnie bezpiecznie... I teraz wszystko spieprzyłem. Wszystko... - Mężczyzna na początku krzyczał, jednak pod koniec znów dławił się własnymi łzami, więc jego słowa były cichsze, wręcz niezrozumiałe, jednak dla czarodzieja siedzącego naprzeciwko, były zrozumiałe aż za bardzo.

Zbladł.

- Tony... Coś ty zrobił tym razem? - W głosie Strange'a słychać było przerażenie i zrezygnowanie. Jego oczy były wielkie.

- Jarvis.

- Już się robi Szefie. - I przez Stephenem pojawiło się nagranie sytuacji sprzed niecałej godziny. Mężczyzna widząc zachowanie i słysząc słowa Geniusza, zmarszczył brwi.

„Loki... To znów jego wina! Jego i tego cholernego zaklęcia! Tylko jak ono zadziałało, skoro ten nie miał dostępu do Tony'ego..."

Gdy nagranie się skończyło, Opiekun Kamienia podszedł do Filantropa i, delikatnie i powoli, jakby Stark był jakimś dzikim zwierzaczkiem, przyciągnął mężczyznę do swojej piersi i przytulił go w geście pocieszenia, w międzyczasie czując już tak dobrze znane wzdrygnięcie, które to zawsze przechodziło Petera.

„Dziwne... Ten sam dreszcz..."

Gdy Stark poczuł ramiona otaczające jego sylwetkę, na początku nie wiedział co zrobić, był skołowany.

„Dlaczegóż to Stephen pociesza mnie a nie przejmuje się Peterem?! To mój Pajączek potrzebuje pocieszenia, nie ja! Ale z drugiej strony, jest to jednak bardzo miłe z jego strony..."

INNY | STARK & PARKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz