Rozdział 4

3.8K 203 112
                                    

Różne rodzaje bólu

Ostatnie odkrycie Harry'ego tak nim wstrząsnęło, że nie zjawił się na kolacji. Miał zamiar nie wracać również na noc do dormitorium, ale obawiał się, że może to wywołać niepotrzebną panikę i w efekcie będzie miał mniej spokoju niż u siebie w łóżku. A teraz najbardziej potrzebował właśnie spokoju. I ciszy.
Chciał się nad tym wszystkim spokojnie zastanowić. To oczywiste, że nie był tamtej nocy sobą, ale coś wciąż wzbudzało jego obawy. I wbrew pozorom tym razem nie chodziło o Malfoya. Prawdopodobnie to, co wczoraj sobie ubzdurał jako wspomnienie, stanowiło tylko jakąś chorą wizją. Nie mniej jednak pozostawało nieco niepokojące. Czy to mogło oznaczać... czy tamto uczucie... czy... Cholera! Tak bardzo chciałby porozmawiać z Ronem. A nie mógł. I to nie dlatego, że chłopak nie znajdował się teraz w Hogwarcie. Wiedział, że nawet kiedy będzie miał już przyjaciela blisko, nic mu nie powie. Uderzył pięścią w ścianę z bezsilnej złości.
— Za moich czasów młodzież wykazywała się większą samokontrolą — oburzył się jakiś czarodziej, przemykając z miną pełną niesmaku ze swojego obrazu przedstawiającego pusty pokój na inny, pełen rozchichotanych panien.
Czy coś z nim jest nie tak? To chore, że myśli teraz o czymś takim, kiedy nawet tej nocy wszyscy mogą zginąć.
Jestem cholernym świrem! Z wściekłością kopnął w kamienną balustradę.
— Od razu uprzedzam, że jeśli odważysz się zamierzyć w moją stronę, zacznę krzyczeć — odezwała się Gruba Dama zgorszonym tonem.
Nawet nie zauważył, że znalazł się już przed wejściem do pokoju wspólnego.
— Podaj hasło albo idź dawać upust swojej złości gdzie indziej. Najlepiej w okolicy lochów.
— Manewry — warknął Harry i szybko wślizgnął się do środka. Na szczęście nikt go nie zatrzymał i dotarł bezpiecznie prosto do swojego łóżka. Jednak mnożące się w jego głowie pytania nie dawały mu spokoju.
Przecież podobała mu się Cho. I Ginny. Właśnie, Ginny! Na samą myśl o rudowłosej przyjaciółce odczuł ulgę. Wszystko z nim w porządku. Jest normalny! Może rozstał się z nią zbyt pochopnie przed wakacjami. Ale to tylko dlatego, że chciał ją chronić. Każdy by tak postąpił, prawda? Najwyraźniej to nie była dobra decyzja. Może mógłby zmienić zdanie? Wszystko od razu okaże się prostsze. To dlatego czuł się taki zagubiony. Po prostu mu jej brakowało. Jak mógł wcześniej na to nie wpaść?
— Ginny... — westchnął sennie, ale gdzieś na dnie świadomości odezwał się jeszcze głos mówiący, że człowiek, jeśli jest wystarczająco zdeterminowany, potrafi oszukać nawet samego siebie. Jednak sen skutecznie rozprawił się z tą ostatnią, niewygodną myślą.

Rano obudził się dość późno i wszyscy byli już na nogach.
— Wstałeś? Nareszcie! — przywitał go Will, jeden z aurorów dzielących z nimi dormitorium.
— O, Harry! Spałeś jak zabity! — poinformował go Fred.
— Był tutaj Remus, chciał z tobą porozmawiać.
— O czym? — Harry poczuł, że mimowolnie się naburmusza. Wciąż czuł złość na Lupina.
— Zastanówmy się... — Fred sparodiował przemądrzałą minę. — Pewnie nie o tym, że jesteś na niego obrażony.
— Wcale nie jestem! — zaprotestował zły, że tak łatwo go rozszyfrować.
— Mam nadzieję, że jak będziesz miał coś naprawdę do ukrycia, będziesz się bardziej starał niż teraz, stary — oświadczył poważnie George.
Wszyscy obecni zachichotali zgodnie. Harry rzucił w bliźniaka poduszką.
— Idziemy na śniadanie? — zaproponował Will. — Kiszki grają mi marsza.
— Tak, idziemy — potwierdził Fred, wymownie głaszcząc się po brzuchu. — A ty, Harry, lepiej się pośpiesz. Lupin kazał ci być piętnaście minut przed zajęciami.
Harry rzucił drugą poduszką, ale chłopak okazał się szybszy, bo odbiła się tylko od zamykanych właśnie drzwi.

— Chciałeś ze mną rozmawiać, Remusie? — zapytał Harry, wchodząc do klasy, gdzie zwykle uczyli się zaklęć obronnych.
— Harry, odniosłem wrażenie, że jesteś na mnie zły. — Lupin spojrzał na niego uważnie.
— Musiało ci się wydawać — mruknął, ale nie podniósł oczu na mężczyznę. Rewelacja. Jest mistrzem kłamstwa. Chyba przydałby mu się mały kurs u Ślizgonów. Czy ja mam obsesję na punkcie tych kretynów?
— Nic mi się nie wydaje. Nawet na mnie nie patrzysz.
Harry podniósł wzrok i pretensje odżyły ze zdwojoną siłą.
— To było nieuczciwe! I wycelowane ewidentnie we mnie!
— Amy bardzo słusznie zauważyła wtedy jedną rzecz. To nie moja osoba sprawiła, że zostałeś trafiony zaklęciem paraliżującym.
— Ale nie zmienia to faktu, że twoja osoba okazała się być po stronie „szarych" i to ja byłem ofiarą tego spisku! — Harry za wszelką cenę chciał zagłuszyć świadomość, czyja osoba to sprawiła.
— Harry, przecież wiesz, jaką rolę odgrywasz w całej tej wojnie. A incydent z podwójnym agentem miał was nauczyć, że nie można ufać...
— Komu? Tobie mam nie ufać? — Harry nie wytrzymał i podniósł głos, chociaż przez głowę mu przemknęło, że ostatnio niepokojąco często traci panowanie nad sobą. — To komu mogę jeszcze ufać? Za chwilę powiecie mi, że Ronowi i Hermionie też nie powinienem! To jakiś absurd! To jest chore!
— Uspokój się, Harry.
— Nie chcę — burknął w odpowiedzi, ale sam wiedział, że powinien przystopować. — Mam nie ufać swoim przyjaciołom, ale wrogom owszem, prawda? Na przykład takiemu Malfoyowi.
— Po pierwsze cała akcja nie miała na celu pognębienia cię, wierz mi.
Harry prychnął. Jakoś on odebrał to inaczej. Chociaż przez swoje najświeższe „wielkie" problemy zapomniał się tym martwić i cały gniew ożył w nim tak naprawdę dopiero dziś rano, a właściwie teraz.
— Po drugie — kontynuował Remus. — Nigdy nie będę cię namawiał, żebyś zaufał Malfoyowi. Nigdy. Masz go chwilowo akceptować pod dachem Hogwartu i obserwować. Ale nie: ufać mu. Powiem więcej. Dzień, w którym byś to zrobił, uznałbym za przeklęty. I możesz na mnie liczyć. Zawsze. — Położył dłoń na ramieniu Harry'ego i ten poczuł, że naprawdę się uspokaja.
— Nie zrobisz mi tego więcej? — upewnił się Harry, wciąż jeszcze trochę urażony.
— Możesz mi ufać, wiesz o tym. — Remus spojrzał na niego poważnie i Harry skinął powoli głową. — Naprawdę nigdy nie będę walczył po przeciwnej stronie niż ty. Nigdy.
Dobrze, że wszystko sobie wyjaśnili. To, czego w tej chwili najmniej potrzebował, to niedomówienia z tymi bliskimi, którzy jeszcze mu pozostali.

Duma i Uprzedzenie | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz