Rozdział Ósmy

2.4K 217 46
                                    

Szpieg

Po kilku szklaneczkach francuskiego ponczu przygotowywanego, wedle zwyczaju, jeszcze przez narzeczonych, świat stawał się całkiem znośnym miejscem. Nie słyszało się hałasu, tylko przyjemny szum; nie dostrzegało się tłumu, a jedynie liczne towarzystwo; nie było niemiłych obowiązków, istniały same przyjemności. Harry zaprosił do tańca Hermionę, odprowadzony groźnym spojrzeniem Rona i podczas piosenki wysłuchał długiej reprymendy na temat tego, że ma natychmiast zająć się Ginny. Oczywiście wytłumaczył przyjaciółce, że od samego początku miał taki zamiar, ale bliźniacy zrobili mu kawał.
— Rozumiesz, sparowali ją z Francisem czy innym Żakiem-Szmakiem.
— Na Merlina, Harry, przecież wy już jesteście totalnie pijani! — oburzyła się dziewczyna.
— Przesadzasz.
— Ile wypiliście tego ponczu z chłopakami? Przyznaj się! — Zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
Harry zrobił rozmarzoną minę. Bill zebrał swoje męskie rodzeństwo w altance, zapraszając również Harry'ego, i przyniósł cały baniak ponczu. I tak kolejka za kolejką, za zdrowie pana młodego, jego żony, a także przyszłych dzieci, wnuków i nawet prawnuków opróżnili go do dna.
— Tylko odrobinkę. — Harry zobrazował tę ilość ledwo dostrzegalną szparką między kciukiem a wskazującym palcem.
— Nie chcę znać w takim razie waszej definicji „odrobinki" — prychnęła dziewczyna. — Nie było was całe wieki!
— Założę się, że nie cierpiałyście zbytnio z tego powodu — zauważył z przekąsem.
— No wiesz?
— No chyba właśnie nie chcę wiedzieć. Ci wszyscy... — Powiódł ręką po francuskich gościach.
— Faceci są okropni — skonstatowała bardzo filozoficznie Hermiona, po czym dygnęła. — Bardzo dziękuję za taniec, Harry.
— Ależ cała przyjemność po mojej stronie. — Skłonił się przesadnie nisko. — Pozwolisz, że odprowadzę cię do twojego narzeczonego?
— To nie jest mój narzeczony — syknęła. — I to chyba raczej ja muszę cię odprowadzić.
— Kłócicie się? — zapytał podejrzliwie Ron, bo zbliżyli się już do niego na wystarczającą odległość, by mógł ich słyszeć.
Harry miał odpowiedzieć przyjacielowi, gdyż poczuł, że język rozwiązał mu się całkowicie, ale Hermiona go wyprzedziła.
— Właśnie mówiłam Harry'emu, że na następnej zabawie pijecie tylko soczek z dyni.
— To planujemy następne wesele? - zdziwił się Harry.
— Tak, twoje i Ginny. — Hermiona uśmiechnęła się złośliwie.
— Taaak? — zainteresował się Ron.
Harry stojąc za Hermioną, nakreślił znaczące kółeczko na czole.
— Właśnie, gdzie się podziała Ginny?
— A co miała tu stać samotnie i czekać, aż znudzi wam się picie ponczu w altance?
— Miono, zrobiłaś się strasznie wojownicza... — zauważył Ron.
— Och, Hermiona tylko sugeruje, że drugiej takiej jak ona sama ze świecą nie znajdziesz. Bierz, Ron, i zaklepuj! — Harry wyszczerzył się w uśmiechu i błyskawicznie odwrócił na pięcie, ruszając na poszukiwania Ginny.

Czas mijał bardzo szybko. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie, wszyscy bawili się, tańczyli, śpiewali i wznosili toasty za zdrowie i szczęście młodej pary. Jeszcze tylko o północy nastąpiła krótka przerwa, a goście skupili się koło nowożeńców.
— Welon! — Ginny pociągnęła go do kręgu. — Fleur będzie rzucać welon!
Kiedy wszystkie panny zostały poproszone do środka, Harry wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Zresztą nawet gdyby nie słyszał wcześniej o podobnym zwyczaju, marudzenie Rona z jednej strony, a żarty i docinki bliźniaków z drugiej, szybko by mu to uświadomiły. Och, zawracanie głowy z takimi tradycjami! Przecież tak dobrze się bawiliśmy bez tego.
— Ej, stary, dobrze się czujesz? — Ron szturchnął go w bok.
— Co? A, tak — mruknął i nadal wpatrywał się w Fleur.
Tylko nie Ginny, tylko nie Ginny!, powtarzał w myślach jak mantrę. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo przerażała go podobna wizja, ale nie mógł skupić się na niczym innym i powtarzanie tego, niczym cudownej inkantacji, przynosiło mu ulgę. Tylko nie Ginny!
Najwyraźniej jednak nie była to pełnowartościowa inkantacja, bo właśnie Ginny złapała welon, co zostało powitane dzikim aplauzem gości, radością pani Weasley, wzmożoną aktywnością dowcipkowania bliźniaków i wymienianiem entuzjastycznych uścisków przez ojca Fleur i pana Weasleya.
Najgorsze jednak dopiero miało nastąpić, bowiem, ku swojemu przerażeniu, Harry, razem z Ronem i resztą jego rodzeństwa został wypchnięty na środek sali, a Bill zastąpił swoją żonę.
— O co chodzi, Ron? — Harry syknął do przyjaciela.
— Jak to o co? Łapiemy krawat, stary!
— Ale po co?
— Harry, no do pary! — Ron wywrócił oczami na tak jawną niewiedzę przyjaciela.
I w ten sposób Harry, zanim zdążył się zorientować, ściskał w ręce krawat.
— I co teraz?
Co za idiotyczne zwyczaje są na takich ślubach!
— Teraz to już Ginny się tobą zajmie, kolego! — Fred klepnął go w plecy i mrugnął do niego porozumiewawczo.
Na szczęście chodziło tylko o jeden taniec, a skoro Ginny była z niego tak szaleńczo zadowolona, to ostatecznie mógł się poświęcić. Przecież i tak nikt chyba nie wierzył w te idiotyczne przesądy, prawda? Tylko dlaczego Hermiona się do niego dziwnie uśmiecha? I o co chodzi Ronowi, że szczerzy się kretyńsko? I bliźniacy... znowu z czegoś się śmieją!

Duma i Uprzedzenie | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz