Rozdział dwudziesty pierwszy

2.5K 206 100
                                    

Zaufanie

— To naprawdę ty ukradłeś ten dolorykator! — wykrzyknął Harry, przypominając sobie wydarzenia ze szkolenia.
— Salazarze, wścibstwo Gryfonów przekracza wszelkie granice — warknął Draco i zatrzasnął wieko skrzyni.
— Po co ci ten odrażający sprzęt? — Harry wzburzonym tonem zażądał odpowiedzi.
Draco jęknął.
— Czy istnieją jakieś szanse, że opuścicie moje dormitorium? — zapytał. Po jego minie od razu można było poznać, że nawet jeśli znajdował się tego wieczoru pod wpływem jakichś substancji poprawiających humor, to przestały działać, jak ręką odjął.
Jednak Harry nawet nie drgnął. Przyglądał się Malfoyowi wstrząśnięty. Hermiona patrzyła na chłopaka przenikliwie. Nawet Ron nie zdradzał ochoty do wyjścia.
— Świetnie — mruknął Ślizgon i wskazując różdżką drzwi, wymamrotał jakieś zaklęcie. — Zatem lepiej, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
— Chciałeś zrobić na złość Abeldornowi? — Harry nie zamierzał zrezygnować z prób otrzymania odpowiedzi. — Po to go ukradłeś?
— Cholera, nie mam pojęcia, co on tu robi. — Draco zmarszczył brwi.
— Tylko się nie zgrywaj! — ostrzegł go Harry. W jego głosie wibrowała złość.
— Ależ nie zgrywam się, Potter. Wierz mi, dotąd był o wiele lepiej ukryty, mimo że mało kto ośmiela się grzebać w moim kufrze.
— Nikt ci nigdzie nie grzebał, Malfoy — zauważył Ron.
— Ale wtykacie, jak zawsze zresztą, nos w nie swoje sprawy. To wystarczające nadużycie.
— Odpowiesz mi wreszcie, po co nadal ćwiczysz na sobie te cholerne zaklęcia, czy nie? — zdenerwował się Harry.
Dolorykatory zawsze wprawiały go w pewien rodzaj rozdrażnienia i miał nieodparte wrażenie, że te przedmioty wytwarzają wokół siebie złowrogą aurę. Dlaczego Ślizgon to robił?
— Harry, myślę, że to nie jest do końca tak, jak ci się wydaje. — Hermiona wciąż nie spuszczała wzroku z Malfoya, a ten odwzajemniał jej się pewnym siebie spojrzeniem. Na jej słowa jego usta lekko drgnęły w ironicznym grymasie. — Nie sądzę, by Malfoy lubował się w zadawaniu sobie bólu. Co innego innym... - Ślizgon nie zareagował na prowokację, więc kontynuowała. — Jest jeszcze druga, znacznie gorsza możliwość.
— O czym ty mówisz, Hermiono? — zdziwił się Harry.
— Widzę, że Granger czytała te same książki, co ja — odezwał się wreszcie Malfoy.
— Nie jestem co do tego przekonana — stwierdziła chłodno Hermiona. — Jednego jednak jestem całkowicie pewna. Rozmowa, którą mieliśmy dziś odbyć, Harry, dotyczyłaby w głównej mierze dolorykatorów.
— Te książki... — zaczął Harry, ale przyjaciółka mu przerwała, jakby bojąc się, że powie za dużo.
— Tak, większość z nich, a właściwie wszystkie, mówią właśnie o nich. To nie tylko przyrządy do nauki pospolitego zadawania bólu. To przede wszystkim magiczne przedmioty o potężnej mocy.
— Artefakty — mruknął Draco.
— To znaczy?
— Nic więcej przy nim nie powiem — oświadczyła zdecydowanie Hermiona, krzyżując ręce na piersiach.
— Och, daj spokój, Granger. Wiesz tyle, co ja. — Hermiona wciąż jednak milczała, więc dodał: — Mam wszystko, czego mi trzeba.: magiczny artefakt i niebezpieczną wiedzę. Brakuje tylko ofiary. Och, zaraz! — Ślizgon przyłożył dłoń do skroni w geście, sugerującym, że właśnie sobie coś przypomniał. — Przecież ofiara dobrowolnie przyszła do mojego dormitorium. Cóż... — Draco zwrócił się w stronę Harry'ego. — Wygląda na to, że będę musiał cię zabić. Co ty na to, Potter?
— To nie jest śmieszne — odpowiedziała za Harry'ego Hermiona.
— No, tak. Zapomniałem, że Gryfoni nie mają poczucia humoru — mruknął Ślizgon.
— Draco! — zawołał ostrzegawczo Harry.
— Boisz się, że cię zabiję? — zapytał wyzywającym tonem Malfoy.
— Nie bądź śmieszny — oburzył się Harry.
Draco spojrzał z satysfakcją na dziewczynę, ale deklaracja Harry'ego nie zrobiła na niej żadnego wrażenia.
— Och, w porządku. Brakuje mi pewnych elementów wiedzy, które ty mogłabyś uzupełnić — przyznał Malfoy, patrząc nieco zaczepnie na Gryfonkę. Hermiona tylko prychnęła. — Ale skoro Granger wie już wszystko, to przecież wam wystarczy. Nie musicie mnie wtajemniczać. Wydaje mi się, że dolorykator przy odpowiedniej wiedzy i umiejętnościach może stać się bardzo cennym przedmiotem w ostatecznej rozgrywce, dlatego uznałem, że dobrze będzie mieć go na własność. Macie już więc świadomość, że jestem w jego posiadaniu, zatem gdy zajdzie taka potrzeba, wiecie, gdzie mnie znaleźć. A teraz, pozwólcie, wrócimy do reszty, zanim zaczną o nas plotkować.
Malfoy ruszył w stronę drzwi, ale Harry zastąpił mu drogę i spojrzał na przyjaciółkę.
— Hermiono? — To było bardziej wezwanie do odpowiedzi, niż pytanie.
— Jesteś pewny, Harry? — Dziewczyna zmarszczyła brwi, rozumiejąc, co mu chodzi. Mogła akceptować, że Harry przyjaźni się z Malfoyem, ale nie oznaczało to wcale, że sama również zamierzała mu ufać.
— Tak. Porozmawiajmy — potwierdził Harry.
— A nie możemy stąd najpierw wyjść? — zapytał z nadzieją Ron. — A potem sobie tu wrócisz i wszystko mu opowiesz. — Ton jakim wypowiedział zaimek „mu", wyraźnie sugerował, co myśli o Ślizgonie.
Malfoy spojrzał złowrogo na Rona, a potem przeniósł wzrok na Harry'ego.
— No dalej, nie krępuj się. — Usta Draco wygiął ironiczny uśmieszek. — Idźcie się naradzić, a potem przedstawisz mi ocenzurowaną wersję.
Ron prawie niezauważalnie skinął głową, dając Harry'emu do zrozumienia, że to świetne wyjście. Hermiona zastygła w oczekiwaniu.
— Nie — odpowiedział twardo Harry, wpatrując się w szare oczy Ślizgona i zastanawiając się, czy to możliwe, że widzi w nich jednocześnie obawę i nadzieję. — Porozmawiamy tutaj i teraz. A ty, Hermiono, powiesz nam wszystko, co wiesz.
Hermiona ciężko westchnęła, Ron mruknął coś pod nosem, ale Harry zwrócił tylko uwagę na radosny błysk w oczach Draco i to wystarczyło, by utwierdzić go w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję.
— Nikt nas nie może podsłuchać? — upewniła się Hermiona.
— Muffliato! — Harry machnął różdżką. — Już nie.
Skrzywiła się na znak, że nie pochwala nadużywania tego zaklęcia i usiadła na brzeżku fotela ustawionego przy małym stoliczku.
— W porządku. Dolorykatory mają bardzo długą historię, która sięga aż średniowiecza — zaczęła opowiadać Hermiona.
Ron jęknął i również opadł na pobliski fotel. Harry i Draco przysiedli na łóżku.
— Pierwszy egzemplarz został zaprojektowany przez Markusa del Giotto w 1320 roku i nie był wtedy dolorykatorem w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Był przedmiotem zaprogramowanym przez skomplikowany Czar Przeniesienia i niekoniecznie musiał działać jak lustro.
— Pytanie Sonii! — przypomniał sobie nagle Harry. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale teraz naprawdę je pamiętał. Wtedy, po zajęciach z Abeldornem bezskutecznie usiłował odnaleźć je w przestrzeni pamięci, a teraz po prostu samo się pojawiło.
— Dokładnie. To dzięki niej zwróciłem na nie uwagę. Reakcja Sykstusa świadczyła o tym, że coś się za tym kryje — przyznał Draco. — A potem jeszcze ta pierwsza kradzież, z którą nie miałem nic wspólnego.
Hermiona i Ron patrzyli na nich z pytaniem w oczach.
— Na pierwszych zajęciach z Abeldorenem, na których zaprezentował nam dolorykatory, Sonia zapytała, czy działają dokładnie jak lustra — wyjaśnił im Harry.
— I co jej odpowiedział? — chciała wiedzieć Hermiona.
— Że te, których używamy, tak.
— Nie sądzę, by mówił prawdę — orzekł Draco.
— Po tym, co o nich przeczytałam, ja też nie — zgodziła się z nim Hermiona. — W ogromnej większości oczywiście działały właśnie jak lustra, ale dało się to zmienić. Myślę, że i w tym przypadku tak jest. — Wskazała ręką skrzynię. — Tak czy inaczej rdzeniem dolorykatora, który kiedyś nosił nazwę revertikatora(1), był, jak już wspomniałam, Czar Przeniesienia. Trafienie w niego jakimkolwiek zaklęciem, powodowało jego odbicie w stronę osoby, która je wyczarowała. Przyczyny, z jakich został stworzony są niejasne. Według jednej z książek Markus po prostu eksperymentował, według innej były to próby stworzenia idealnej tarczy.
— Co w takim razie się nie udało? — zainteresował się nagle Ron. — Gdyby używać takiego revertraktora...
— Revertikatora — poprawiła go odruchowo Hermiona.
— Mniejsza z tym. — Machnął ręką. — Pomyśl, to byłaby naprawdę tarcza doskonała. Nikt nie mógłby cię tknąć! — Oczy Rona błyszczały.
— Wielu wcześniej podzielało twój zapał, Ron — ostudziła jego podniecenie. — Okazało się jednak, że moc takiego revertikatora, sama w sobie jest za słaba. Mógł odbijać zwykłe zaklęcia, ale gdy chodziło o klątwy i uroki, wymagał od czarodzieja używającego go jako tarczę tak dużego nakładu mocy, że aż niemożliwego. Trzeba było z tego zrezygnować. Nie sprawiło to jednak, że przedmioty straciły swoją niezwykłą moc i wszyscy przestali się nimi interesować. Przez wieki wielu próbowano zamienić go na tarczę, przeprowadzając różne eksperymenty. Wreszcie niejaki Niklas Zotorwjeski wymyślił coś innego. Mianowicie udało mu się dokonać zmiany w magicznej formule rdzenia i zmodyfikować Czar Przeniesienia w ten sposób, że owszem, revertikator odbijał zaklęcie, ale w stronę konkretnej, wskazanej osoby i niekoniecznie musiała być to ta sama, która rzucała czar.
— Laleczka wu-du — powiedział Draco.
— Dokładnie — przyznała Hermiona posępnie, a Harry zaczął się gorączkowo zastanawiać, gdzie w tym wszystkim tkwi haczyk.
— Ale to z pewnością też nie jest takie proste? — zapytał. — Gdyby tak było zebralibyśmy się wszyscy, wspólnymi siłami zmodyfikowalibyśmy nawet kilka dolorykatorów tak, by odbijały klątwy w stronę Voldemorta i po krótkiej chwili mielibyśmy go z głowy.
— No właśnie. Pamiętaj jednak, że nie jest to wiedza ogólnodostępna, a dolorykatory wycofano z użytku z częściowo z powodu odkrycia Niklasa, ale też i pewnej grupy ludzi około pięćset lat temu.
— Ramiowie z Arleu — wtrącił Malfoy. Hermiona uniosła w zdziwieniu brwi. — Akurat tę cząstkę historii znam — wyjaśnił. — Grupa ludzi, właściwie sekta, która obrała sobie za przedmiot kultu ból.
Ron wzdrygnął się z obrzydzeniem.
— Tak, rzeczywiście — przyznała dziewczyna. — Używali revertikatorów jako narzędzi tortur, zadając ból innym, a także jako środków do samoudręczenia. Uważali, że ból oczyszcza i pozwala wyzwolić w czarodzieju wyższe poziomy magicznej energii. Przez ich działalność przedmioty te zostały właściwie zakazane.
— Za czasów sekty, istniało prawo, które oficjalnie uważało je za przedmioty czarnomagiczne i zakazane. Ramiowie przez długi czas byli poszukiwani, wreszcie wszyscy zostali aresztowani i osadzeni w więzieniu, a dolorykatory zniszczone. Jednak, jak to zwykle bywa, nie wszystkie... Prawo zaś przestało o tym wspominać, ponieważ Ministerstwo uznało, że problem przestał istnieć — dodał Draco.
— Czy w takim razie oznacza to, że możemy użyć tego dolorykatora, jako narzędzia do pozbycia się Voldemorta? — To w dalszym ciągu brzmiało zbyt pięknie. Harry wiedział, że na pewno jest jeszcze coś, o czym Hermiona dotąd nie powiedziała. Zresztą wyraz jej twarzy wyraźnie mówił, że zbliżyła się do terenu wiedzy, o którym wolałaby nie wspominać.
— To nie jest takie proste. Nie wiem, czy będziemy umieli sami dokonać transformacji rdzenia dolorykatora i zmodyfikować zaklęcie. A poza tym nie wystarczy po prostu zażyczyć sobie, by przekierowywał zaklęcia w stronę konkretnej osoby. Do tego wymagana jest jeszcze jakaś cząstka tej osoby.
— Jak do eliksiru wielosokowego? — chciał wiedzieć Draco.
— Dokładnie — przyznała.
— Aha. — Harry miał już jasność. Ponura układanka wreszcie stworzyła całość.
— Tarcza: nie, laleczka wu-du: nie... Do dupy! — wyraził swoją nieskomplikowaną opinię Ron.
— Ta druga opcja nie jest niemożliwa — zauważył Draco, a Hermiona zmroziła go wzrokiem.
O co jej chodziło? Harry nie rozumiał. Faktycznie mieli marne szanse na powodzenie, ale miał niejasne wrażenie, że dziewczyna czegoś bardzo się obawia. Czego?
— A zdobędziesz cząstkę V-Voldemorta, Malfoy? — zapytała wyzywająco.
Ach, tego.
— W końcu jestem śmierciożercą — zauważył, powodując niemal śmierć Rona przez uduszenie z braku tchu.
— Nie wiem, długo nad tym wszystkim myślałam i nie mam pojęcia, czy istnieje jakakolwiek szansa na powodzenie — oświadczyła, jakby w ogóle nie biorąc słów Ślizgona pod uwagę.
— Będziemy musieli pomyśleć nad tym wspólnie — zdecydował Harry. — Czy w tych książkach od Dumbledore'a są jakieś wskazówki, jak zmodyfikować Czar Przeniesienia?
Hermiona skinęła głową.
— Są. Bardzo zawiłe, ale są. Może jeśli usiądziemy nad nimi wszyscy razem, uda się nam coś z nich zrozumieć.
— W takim razie spotkamy się w niedzielę w pokoju życzeń — zdecydował Harry.
— W porządku — zgodził się Draco.
— A kto ci powie... — chciał wyrazić swój protest Ron, ale wzrok Hermiony powstrzymał go przed dokończeniem zdania.
— Świetnie — zgodził się Harry.
— Granger, a czy mógłbym do tego czasu pożyczyć sobie te twoje mądre książki? — zapytał Malfoy.
Hermiona spojrzała pytająco na Harry'ego, a on skinął głową. Dziewczyna westchnęła przeciągle.
— Jeśli masz ochotę na spędzenie ze mną czasu w bibliotece — odparła.
— Po moim trupie! — warknął Ron.
— I Rona, oczywiście — dodała pośpiesznie Hermiona.
— Nie można wynieść ich z biblioteki? — zdziwił się Ślizgon.
— Specjalnie strzeżone pozycje — odpowiedziała.
— Cóż, w takim razie spotkamy się jutro w południe w bibliotece — zdecydował Draco.
— Na dodatek będzie trzeba przekonać panią Pince, by was dopuściła, bo ostatnio, kiedy wszyscy chcieliśmy je przejrzeć, robiła trudności. Teoretycznie tylko ja mam pozwolenie.
— Ja się nią zajmę — obiecał Ślizgon. — Dopuści nas.
Ron miał taką minę, jakby właśnie obwieszczono zbliżający się koniec świata, a Harry miał ochotę zachichotać. Biedy Ron, nie dość, że będzie uwięziony w bibliotece, to na dodatek w towarzystwie Malfoya!
— W porządku — zgodziła się Hermiona. — W takim razie do jutra. Chodźmy, Ron.
Chłopakowi nie trzeba było tego powtarzać. Kiedy tylko Malfoy odblokował drzwi zaklęciem, Ron zniknął za nimi w mgnieniu oka. Harry też zamierzał udać się do wieży. Czuł, że zaczyna boleć go głowa i przeszła mu jakakolwiek ochota do zabawy.
— To do niedzieli — pożegnał się w progu.
— Hmm, Harry? — Draco chrząknął. — Może też byś przyszedł jutro do biblioteki? Nie jestem pewien, czy się tam w trójkę nie pozabijamy...
— Nie możesz po prostu zjeść jeszcze jednego cukierka? — zażartował Harry, ale Draco zrobił cierpiętniczą minę, więc dodał: — No dobra, przyjdę.
— Świetnie! Ale skoro już o tym mowa, to kiedy następnym razem zjesz cukierka: Ufam Komu Popadnie, uważaj z kim rozmawiasz.
— Och, spokojnie panie „Kto Popadnie", byłem bardzo ostrożny.

Duma i Uprzedzenie | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz