Rozdział Szósty

2.8K 212 46
                                    

Wskazówki Dumbledore'a

Kolacja upłynęła pod znakiem urywanych rozmów, niepewnych spojrzeń i złowrogich szeptów. Stan Andy i wiadomość o śmierci Tima wstrząsnęły wszystkimi. Wojna spoglądała im prosto w oczy i zaczynali sobie zdawać sprawę, że nie ma dla nich odwrotu. Harry jadł mechanicznie, w ogóle nie czując smaku ani zapachu. Z niezmierną ulgą powitał widok bliźniaków i pozostałych znajomych, ale było to jedyne pozytywne uczucie, jakiego doznał. Trawił go koszmarny niepokój i nie pomagały żarty Weasleyów na temat tego, że śmierć się go nie ima i od tej pory przestają się o niego troszczyć i martwić, bo to tylko strata czasu. Myślał tylko o jednym i rzucał od czasu do czasu spojrzenia w kierunku Malfoya. Ten jednak kompletnie go ignorował.

W końcu McGonagall obwieściła im, że będą spali w Wieży Gryffindoru i że wszyscy teraz udadzą się właśnie tam pod opieką kadry, natomiast rano zaczną się przesłuchania. Jak łatwo było przewidzieć, owo oświadczenie wywołało niemałe poruszenie wśród kursantów. Wiadomość oznaczała przyznanie się do słabości i strachu. I jeszcze zdradliwe widmo podejrzeń. Dodatkowo dyrektorka poinformowała ich, że do odwołania kadra rezygnuje z ćwiczeń i wszelkie tego typu zachowania należy traktować jako realne zagrożenie.

Kiedy znaleźli się w pokoju wspólnym, zrobiło się strasznie tłoczno. Fred i George starając się rozluźnić atmosferę, rzucali żartami na temat dobrowolnego wpuszczania Ślizgonów do wieży Gryffindoru. Rozmowy przybrały na sile, czyniąc niemożliwy gwar, a nauczyciele usiłowali rozsądnie porozdzielać wszystkich do dormitoriów i porozstawiać odpowiednią ilość łóżek. Harry w ponurym milczeniu przeszukiwał wzrokiem kręcących się po pokoju ludzi. I w końcu, w najbardziej niepozornym kącie, zobaczył osobę, której szukał.
— Możemy porozmawiać? — zapytał, podchodząc.
— Nie — odpowiedział Malfoy, nawet na niego nie patrząc.
— Ale ja muszę — oświadczył Harry niespokojnie.
— Wybacz, ale to chyba nie mój problem. — Chłopak nadal na niego nie spojrzał.
— Draco... — powiedział Harry, chyba po raz pierwszy w swoim życiu w ten sposób zwracając się do Malfoya i poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.
— Nie próbuj tych tanich sztuczek. To na mnie nie działa — oświadczył Malfoy chłodno, spoglądając wreszcie w jego oczy, ale z taką niechęcią, że aż Harry'emu zrobiło się zimno.
— Proszę cię. Ja... — Harry czuł jak wali mu serce i wiedział, że to zupełnie bez sensu, ale musiał porozmawiać z Draco Malfoyem. Musiał.
— Nie zrobiłem tego dla ciebie, Potter. I nie obchodzi mnie twoja wdzięczność.
Wcale nie chodzi o wdzięczność! To chodzi o...
— To bez znaczenia — odpowiedział Harry. — Ważne jest, dla kogo tego nie zrobiłeś.
Malfoy przyjrzał mu się teraz z pewnym zainteresowaniem, choć minę nadal miał znudzoną.
— A znasz tutaj jakieś miejsce, w którym możemy liczyć choć na odrobinę prywatności? — zapytał wreszcie. — Bo na opuszczenie wieży nie mamy raczej szansy. — Tu spojrzał wymownie na Shacklebolta i Abeldorna stojących przy wyjściu.
— Jest jedno takie — odpowiedział po chwili namysłu Harry i zaczął powoli przeciskać się przez tłum. Dzięki Mapie Huncwotów wiedział o małej salce, do której dało się dostać ze schodów prowadzących do dormitoriów. Zakradał się tam czasem, gdy potrzebował samotności.
— Czekaj. — Malfoy szarpnął go za ramię. — Założę się, że zaraz sprawdzą obecność. Jeśli nas nie będzie, podniosą alarm. Nie mam dzisiaj ochoty na podobne akcje.
Harry posłuchał i usiedli na schodach. Rzeczywiście po niespełna dziesięciu minutach McGonagall zaczęła sprawdzać listę kursantów. Malfoy siedział z miną mówiącą: „A nie mówiłem?", a Harry czuł się idiotycznie. Wreszcie jednak formalności się zakończyły i wszyscy zaczęli powoli się rozchodzić. To uświadomiło mu, że powinien poinformować Freda i George'a, że jeszcze jakiś czas spędzi z dala od łóżka.
W końcu znalazł się z Malfoyem w ukrytej salce. Chłopak usiadł na parapecie i skrzyżował ręce na piersi.
— O czym chciałeś porozmawiać? — zapytał nieprzyjemnym tonem.
Harry usiłował sformułować jakieś sensowne zdanie.
— Nic nie rozumiem... — zaczął wreszcie, a Malfoy natychmiast przerwał mu szyderczym tonem:
— To dopiero nowość!
— ... ale trzeba z tym skończyć — dokończył twardo.
— Mianowicie? Z czym zamierzasz bohatersko skończyć? Bo na razie podejmujesz tylko heroiczne próby skończenia ze sobą.
— Malfoy!
— Sam widzisz, że naprawdę nie mamy o czym rozmawiać — skwitował z lekceważącą miną blondyn.
— To nieprawda. Jest bardzo dużo rzeczy, o których moglibyśmy... które... Tylko ty nie chcesz! — zdenerwował się Harry.
— Cóż za przenikliwość!
Harry spojrzał na niego ze złością i miał wielką ochotę po prostu mu przywalić. Chłopak wszystko utrudniał i go wkurzał, a lata łączącej ich nienawiści wcale nie pomagały. Musieli jednak w końcu się dogadać. To była zbyt ważna sprawa. A on zaczynał rozumieć, że Malfoy ma w niej do odegrania jakąś rolę, na dodatek zupełnie inną niż podejrzewał jeszcze miesiąc temu. Mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko jakoś się wyjaśni.
— Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś, ale na pewno miałeś jakiś powód.
— Doprawdy, jestem coraz bardziej zaskoczony twoimi analitycznymi zdolnościami, Potter.
— Nie mam cholernego pojęcia, o co chodzi, ale mimo wszystko: dziękuję.
— Zaczynam się robić śpiący... — Malfoy ziewnął ostentacyjnie.
— To przestań mi do cholery przerywać! — nie wytrzymał Harry. — Wszystko utrudniasz, ale...
— Wzruszyłem się.
— Musimy się w końcu dogadać!
— Ja nic nie muszę. I zaczyna mnie cała ta rozmowa strasznie drażnić. Idę spać. — Ślizgon zsunął się z parapetu i ruszył w stronę drzwi.
— Świetnie. Zatem dalej będziemy skakać sobie do gardła i zachowywać się jak smarkacze!
— Ja nic takiego nie robię. To ty mnie atakujesz cały czas. Rozhisteryzowany Złoty Chłopiec, który myśli, że cały świat kręci się wokół niego. Czego właściwie chcesz, Potter?
— Ja... — Harry czuł się skołowany i zagubiony.
— Salazarze! — jęknął Malfoy.
Harry wiedział tylko, że Malfoy prawdopodobnie uratował mu życie i to wywróciło cały jego system wartości do góry nogami. Na dodatek Malfoy prawdopodobnie nie był śmierciożercą. I Malfoy mu pomógł... Wreszcie Malfoy wiedział różne dziwne, niepokojące, ale zarazem ważne rzeczy. Merlinie! Jak się w tym nie pogubić?
— Możemy być razem w parze, jeśli to ci odpowiada — zaproponował w końcu chłopak po przedłużającej się chwili milczenia.
Harry zamrugał.
— C-co?
— To co słyszałeś, Potter. Rano będzie robiony spis. Możemy być razem. Nie wyobrażaj sobie tylko zbyt wiele. Nawet cię nie lubię i niedobrze mi się robi na myśl o twojej żałosnej wdzięczności. Uważam jednak, że to lepsze niż narażanie się na ciągłe molestowanie z twojej strony. Bo, jak sądzę, na to, że dasz mi spokój, nie mam szans. A teraz: dobranoc.
Harry nie zdobył się na żadną odpowiedź. Nie potrafił nawet ruszyć się z miejsca.

Duma i Uprzedzenie | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz