Rozdział dwudziesty piąty

2.1K 186 124
                                    

Gwiazdka z nieba

Po rozmowie z Draco Harry wziął sobie długi, zimny prysznic. Był zbyt roztrzęsiony, żeby przejść nad tą decydującą konfrontacją do porządku dziennego. Musiał schłodzić zarówno rozpalone ciało, jak i rozgorączkowane myśli i nie wyszedł spod strumieni wody, dopóki zęby nie zaczęły dzwonić mu z zimna. Dopiero wtedy poszedł odszukać przyjaciół, którym musiał dokładnie opowiedzieć o spotkaniu Zakonu i zbliżającej się ostatecznej bitwie, co okazało się zadaniem wcale nie łatwym. Opowieść o planie uknutym przez Dumbledore'a była przecież zupełnie nieprawdopodobna z ich punktu widzenia, zwłaszcza że główną rolę odgrywał w nim znienawidzony przez nich Snape. Harry zastanawiał się nad mądrością dyrektora, która kazała mu ukrywać wszystkie te sprawy aż do tej pory. Przyjaciele co prawda na początku niedowierzali, a potem byli w szoku, obyło się jednak bez gwałtownych scen. Koniec końców Harry musiał przyznać, że każdy z ich trójki przyjął tę wiadomość spokojnie i zupełnie inaczej niż miałoby to miejsce jeszcze pół roku temu. Poza tym cieszył się, że wreszcie kwestia Draco została kategorycznie rozstrzygnięta, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości. To, co dotąd jego przyjaciele musieli brać na wiarę, teraz mogli przyjąć na podstawie świadectwa Zakonu. Jednak poważna i rozsądna rozmowa jaką odbyli, poruszając wszystkie te drażliwe i trudne tematy, świadczyła dobitnie o tym, jak wiele się przez ten czas nauczyli. I jak dojrzeli. Może nie do końca było to jego zasługą, ale Harry czuł się z siebie dumny.
Kiedy wyczerpali temat wydarzeń z wieży astronomicznej, powrócili do spraw bieżących. Okazało się, że praca Rona została zwieńczona sukcesem, a Hermiona uważała, że są z Malfoyem gotowi do transformacji rdzenia dolorykatora. Należało więc uczynić to jak najszybciej i przejść do ostatniego etapu: ćwiczenia inkantacji utrzymującej moc, Auxiliari Vis.(1)

Przez pierwsze dni każdy z nich starał się dojść do perfekcji w samodzielnych ćwiczeniach. Ostatecznym krokiem miało być wypracowanie synchronizacji. I właśnie tuż przed owym spotkaniem Harry podsłuchał pewną rozmowę, o której nigdy miał się nie dowiedzieć. Chciał na chwilę pobyć sam przed ponownym spotkaniem z Draco, by zebrać potrzebne do kontrolowania emocji siły i dlatego wymknął się w stronę mało uczęszczanego korytarza. Nie dotarł jednak do swojej ulubionej kryjówki, gdyż usłyszał znajome głosy. Męski należał do Draco, żeński do Hermiony. Podążenie za nimi było silniejsze od Harry'ego. Gdy zaś tylko dotarł na tyle blisko, by móc rozpoznawać słowa, zrozumiał, że rozmowa dwójki jego przyjaciół nie ma nic wspólnego z równaniami runicznymi i dolorykatorami.
— Naprawdę, Malfoy, zupełnie nie obchodzi mnie, czy coś czujesz do Harry'ego, czy nie — powiedziała Hermiona i Harry zamarł. Cieszył się, że na okazję tego spaceru ubrał się w swoją pelerynę. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien słuchać tej rozmowy, równie dobrze, jak z tego, że zostanie, choćby miał nastąpić koniec świata. — Chyba nawet wolałabym, żebyś nie czuł, bo gdyby był ci obojętny, nie pogrywałbyś z nim, a on mógłby o tobie zapomnieć.
— Nie pogrywam z nim — zaprotestował sucho Draco.
— Och, oczywiście — żachnęła się Hermiona. — Ciekawe, kto w takim razie bawi się z nim w kotka i myszkę. Kto podsyca w nim te wszystkie idiotyczne uczucia. Kto daje poczucie fałszywej bliskości, żeby potem zatrzasnąć drzwi.
— To Potter ostatnio trzasnął drzwiami — zauważył chłodno Draco.
Harry przypomniał sobie owa scenę i aż zgiął się z fizycznego bólu, jaki odczuł na wspomnienie tamtej chwili.
— Nie rozmawiaj ze mną jak z idiotką, Malfoy. Dobrze ci radzę — powiedziała ze złością Hermiona.
— O co ci właściwie chodzi, Granger? — zapytał nieprzyjemnym tonem Draco.
— Powiem ci, o co mi chodzi. W innej sytuacji powiedziałabym, żebyś zostawił nas w spokoju. Żebyś zostawił Harry'ego. Nigdy więcej się do nas nie odzywał i nie udawał przyjaźni. Niestety już tylko godziny dzielą nas od ostatecznej rozgrywki, a ty jesteś nam w niej potrzebny.
— Potrafisz być bardzo zachęcająca — prychnął Draco. — Po takiej przemowie, aż palę się do współpracy.
— Och, nie bądź śmieszny. Robisz to w swoim interesie. Wiesz, że tylko Harry może nam tak naprawdę pomóc.
— Nie bój się tego powiedzieć: Potter może ocalić świat — odparł Ślizgon z sarkazmem.
Harry widział teraz ciemne plamy przed oczami. Robiło mu się słabo. Cała ta rozmowa go raniła. Gesty, słowa, ton Draco, były jak trucizna. I cholernie bolały.
— Tak, może ocalić świat. Wiesz to równie dobrze, jak ja. Ale jeśli będzie myślał wyłącznie o tym, że pragnie umrzeć, naprawdę może mu się to nie udać.
— O czym ty, do cholery, mówisz?
— Dobrze wiesz!
— Może jednak mnie oświecisz? — zażądał ze złością chłopak.
Harry też nie do końca rozumiał, do czego zmierza przyjaciółka.
— O tym, że wasze stosunki są jak jakaś zwariowana huśtawka. Kiedy wszystko jest dobrze, Harry przechodzi jakby na wyższy poziom energii, promienieje. Odkąd odkryłam, jakim darzy cię uczuciem, bardzo łatwo przychodziło mi rozszyfrowanie jego nastrojów. To już trzeci i zarazem największy kryzys, jakiego jestem świadkiem. Harry stracił motywację do czegokolwiek. Nie mówię nawet o walce, mówię o życiu...
Na korytarzu zapadła cisza i Harry bał się, że przyjaciele usłyszą jego urywany oddech. Czy rzeczywiście Hermiona miała rację? Czy pragnął śmierci? Czy nic poza miłością Draco nie stanowiło dla niego żadnej wartości?
— Nie wiem, czy dobrze cię zrozumiałem, Granger. Chcesz, żebym pogodził się z Potterem, by odzyskał chęć do stawienia czoła czekającym go obowiązkom? — Chociaż Harry nie widział twarzy przyjaciela, wiedział, jaki wyraz przybrała. Charakterystyczne, ironiczne uniesienie brwi. Wygięcie ust. Ostre spojrzenie.
— Nie wiem, co między wami zaszło i wcale nie chcę — odparła Hermiona. — Ale bynajmniej nie chodzi mi o to byś pogodził się z Harrym, jak byłeś łaskaw to ująć. Żeby uniknąć nieporozumień: masz zrobić wszystko, by mój najlepszy przyjaciel uwierzył, że jego uczucia, które względem ciebie żywi, są odwzajemnione. Wszystkie uczucia.
— Mam go oszukać? — zapytał z niedowierzaniem Draco, a Harry musiał się oprzeć o ścianę. Dlaczego, dlaczego musiał to usłyszeć?
— Jesteś Ślizgonem — przypomniała mu Hermiona. — Zależy ci na tym, żeby przetrwać i robisz wszystko, co uważasz za słuszne, by tej sprawie dopomóc. Wychodzi mi na to, że Harry będzie bardziej potrzebny żywy niż martwy — sparafrazowała niedawne słowa Malfoya.
— Co za pamięć! — Draco gwizdnął. — Jestem jednak więcej niż pewny, że powiedziałem „Potter", a nie „Harry". Poza tym to wszystko prawda, pod warunkiem, że rzeczywiście to, co mi zaproponowałaś, uznam za słuszne.
— Jeśli chcesz przeżyć, radzę ci uznać. Jak już wspomniałam, nie obchodzi mnie, czy go oszukasz i jak to zrobisz. Jeśli tylko będzie mieć dość siły, żeby przeżyć tę wojnę, to w czasie pokoju pogodzi się z twoim odejściem. Jednego kochanka zawsze w końcu można zastąpić następnym.
— Jakaś ty pewna — zakpił Ślizgon.
— Nie jesteś niezastąpiony, Malfoy. Wbrew temu, co o sobie myślisz. Teraz jednak liczy się każda godzina i Harry nie ma czasu na zrozumienie, że jesteś dupkiem. Dlatego właśnie odszukasz go i przekonasz, że jest miłością twojego życia. Nie wnikam, jak to zrobisz. Z nas dwojga, to ty jesteś Ślizgonem — rzekła z pogardą dziewczyna i nie czekając na odpowiedź chłopaka, oddaliła się szybkim krokiem.
Draco przez dobrą chwilę stał i wpatrywał się w przestrzeń, po czym również opuścił nieuczęszczany korytarz.
Harry jednak potrzebował znacznie więcej czasu, by dojść do siebie, po usłyszanej rozmowie. Cena, jaką przyszło mu zapłacić za podsłuchiwanie nie przeznaczonych dla jego uszu rzeczy, była zdecydowanie wygórowana. Osunął się po ścianie i usiadł na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach.
Zatem Draco nie odwzajemniał jego uczuć. Wszystkie nadzieje prysły niczym mydlane bańki, puszczane przez mugolskie dzieci. Teraz już nie mógł mieć złudzeń. Bo właśnie sobie uświadomił, że mimo przekonania o beznadziejności sytuacji, dotąd je żywił. Jeżeli jednak Ślizgon w ogóle cokolwiek do niego czuł to, tak jak twierdził, było to jedynie pożądanie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego to tak bardzo boli, ale przecież uczucia nie mają zbyt wiele wspólnego z rozsądkiem. Nie da się ich ogarnąć umysłem, ani pojąć rozumem. Okazało się, że Hermiona znała go lepiej niż on sam. Naprawdę zapragnął po prostu umrzeć. Najlepiej tu i teraz.
Jego myśli nie miały jednak woli sprawczej i choć każda wolno upływająca minuta sprawiała mu ból, każąc w nieskończoność odtwarzać w myślach przebieg rozmowy, wciąż pozostawał żywy. Czuł się, jakby jakaś niewidzialna siła, korzystająca z jednego z piór Dolores Umbridge wyryła mu w sercu krwawymi śladami każde bolesne słowo Draco. W końcu jednak oderwał się choć trochę od samej rozmowy i zaczął rozmyślać nad konsekwencjami. Czy Draco posłucha żądań Hermiony? A jeśli tak, w jaki sposób zechce je zrealizować? I jak on, Harry, ma wtedy zareagować?
Gdzieś na dnie duszy tlił mu się zupełnie irracjonalny żal, że nigdy nie będzie mu dane uwierzyć. Że dobrowolnie ograbił się z kilku pięknych chwil w towarzystwie ukochanej osoby. Z ostatnich chwil.

Duma i Uprzedzenie | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz