Rozdział 1

46 6 1
                                    

Nienawidzę poranków. Znaczy, kiedyś lubiłam. Potrafiłam wstać o godzinie 06:00 nad ranem z uśmiechem na twarzy, że mamy w końcu nowy dzień i tyle możliwości. Ale to przeszłość, zanim jeszcze znowu przytyłam. Wtedy wszystko wydawało się prostsze. Teraz życie jest ciężkie jak ja. Wracając: nienawidzę poranków. Wstanie to dla mnie udręka. I ten cholerny budzik! Błagam niech ktoś go wyłączy albo zatrzyma czas na tak długo, żebym w końcu mogła się wyspać. Najchętniej to bym została w nim cały dzień albo i nawet całe swoje życie. Uwielbiam swoje łóżko; jest takie wygodne, miękkie i jeszcze jakie ciepłe! Ciężko z niego wstać kiedy wie się, że kolejny dzień nie przyniesie niczego dobrego. Wtedy propozycja zostania w nim na zawsze wydaje się bardzo atrakcyjna. Łóżko jest dla mnie jak azyl. Mogę się w nim schronić, to takie moje osobiste miejsce, które uwielbiam. Nie myślę wtedy jakoś długo o tym, co złe, bo od razu po położeniu głowy na poduszkę otula mnie sen. Dopóki nie obudzi mnie przecież ten budzik... I wtedy rozpoczyna się najgorsze. Nowy dzień! I od razu po otwarciu oczu nie masz ochoty się nigdzie ruszać, a wstanie z ciepłego wyrka jest ogromnym wyzwaniem. Biję się czasem sama ze sobą czy by nie odpuścić szkoły w zamian za jeden dzień cudownego odpoczynku i łóżeczku. Naprawdę, koszmarnie mi się wstaje, kiedy jeszcze przy tym towarzyszą mi negatywne emocje związane ze szkołą. Kiedy jednak zdecyduję się wstać od razu tego żałuję, ale przecież znowu się już do niego. I nadchodzi kolejna chwila zgrozy. Co ja mam zjeść na śniadanie?

To dla mnie naprawdę ogromny dylemat. Mam do wyboru przecież żywność zdrową i mniej zdrową, pyszną i słodką czy mniej pyszną wytrawną. Kanapki? Odpadają. Płatki na mleku? Odpadają. Jogurt naturalny albo serek wiejski z owocami albo z warzywami? Nie, do widzenia. Nie trudno się domyślić, że wybieram zawsze te słodkie posiłki. O ile można to nazwać posiłkami. Dla niektórych owoce to słodycz. Nie dla mnie. Dla mnie coś co jest słodkie powinno zawierać dosłownie tonę cukru, który naprawdę czuć. A o co mam na myśli z tym posiłkiem? W zasadzie to nie jest posiłek. Ogólnie na śniadanie coraz częściej zdarza mi się zjadać pączki. Ale to nie byle jakie pączki! Naprawdę duże, polane czekoladą albo posypane wiórkami kokosowymi i w środku z nadzieniem czekoladowym albo kukułkowym! Zawsze dwa takie pączki stanowią moje śniadanie, a jem w trakcie kiedy idę do szkoły. Są naprawdę przepyszne, jedne z moich ulubionych (jeżeli macie takowe do spróbowania musicie koniecznie je spróbować!). Nie mam pojęcia jak muszę okropnie wyglądać. Tłusta dziewczyna idąca przez miasto, która je pączki na śniadanie. Trochę wstyd, ale serio, nie obchodzi mnie wtedy co inni sobie o mnie myślą. Liczy się wtedy ten smak pączka, liczy się ta chwila, kiedy posmakuję go. Trochę dziwnie to brzmi trzeba przyznać, ale przynajmniej jestem szczera.

Wybrać ciuchy rano też mi jest bardzo ciężko, jednak przez to, że przytyłam naprawdę dużo to nie wyglądam już tak dobrze jak wcześniej, widać mi brzuch, grube nogi i ręce. I w sumie to nie dbam jakoś szczególnie o mój outfit tylko po prostu ubieram pierwsze lepsze ubrania. Nie jestem nawet w stanie dobrać do siebie jakiejś pasującej części garderoby. Czasem nawet nie mam siły umyć zębów. Co do robienia makijażu- czasem go zrobię, a czasem nie. Zależy od tego ile mam siły jakiegoś dnia. Jak więcej to pomaluję się i wyprostuję włosy. Jak mniej to chyba wiadomo: wyglądam jak żywy trup.

A szkoła? Najchętniej bym do niej nie chodziła. Ale nie chodzi o te powody, które ma każdy: bo nie chce się uczyć lub wstawać. Nie, ja lubię generalnie chodzić do szkoły i się uczyć, ale problem polega w... moim wyglądzie. Skoro wyglądam jak zombie to raczej nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać albo się kolegować. Siedzę przeważnie sama cicho i staram się nie zwracać na siebie uwagi, żeby nie narobić sobie kłopotów. Nikt raczej nie chce wchodzić ze mną w głębsze relacje, ale przyznam, że wcale im się nie dziwię! Pomimo, że próbuję nawiązać jakikolwiek kontakt z drugą osobą w klasie to ta ignoruje moje istnienie, a to nie jest zbytnio miłe. Ale ogólnie myślę, że właśnie to przez mój wygląd ludzie myślą, że jestem głupia, gruba i niezdarna. Gdyby tylko wiedzieli...

Wstydzę się siebie, dlatego staram się jak najmniej wychodzić z domu jak to możliwe. Nie chcę wdawać się w konfrontacje z innymi ludźmi. Kiedy jestem sama przynajmniej wiem, że nie będę miała za chwilę jakiegoś problemu, który może przynieść mi druga osoba z zewnątrz. Tylko ja i swoje problemy, a nie dodatkowo jeszcze czyjeś. Choć czasem brakuje mi prawdziwej przyjaciółki, dla której bym mogła być jak siostra: wygadać się, powygłupiać czy urządzać wspólne nocowania. Generalnie to nie mam znajomych. Przytłacza mnie to ogromnie podczas dnia i bardzo rani. Wtedy w duszy ma się jakąś nieopisaną pustkę, którą nie wie jak się wypełnić. Naprawdę dziwne uczucie.

Co do szkoły. Ocen nie mam wybitnych ponieważ nie mam ochoty się uczyć. Kiedy jestem w szkole powtarzam sobie: ,,Od dziś zacznę się więcej uczyć i się przykładać. W końcu buduję swoją przyszłość!", ale zazwyczaj jak wracam do domu kładę się na łóżku i przeglądam najróżniejsze sociale. Tak mija mi całe popołudnie i wieczór. Później idę spać nawet nie zaglądając do książek. I tak od początku. Potem mam ogromną niechęć do samej siebie i ogromne wyrzuty sumienia, bo wiem, że taką drogą nic nie osiągnę w życiu. Chociaż nawet gdybym się uczyła nie miałabym zbytniej wiary w to, że będę miała dom, samochód czy rodzinę w przyszłości... Jestem uczennicą dwójkową i trójkową, a tam gdzie chodzę do liceum są same piątkowi i czwórkowi uczniowie. Nie pasuję tam, czuję to w krwi i kościach.

Po prostu jestem Inna.

Do końca życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz