Rozdział 11

28 3 4
                                    

Kolejny dzień, a ja znowu bez jakichkolwiek chęci do życia. Nie wiem czy ktoś to czyta i czuję się jak ja. Jeżeli tak, to wiedz, że nie jesteś sam(a)! Budzę się i nie chce robić nic tylko leżeć. Leżeć, spać i nigdy się nie obudzić. Brzmi znajomo? Nie dam rady na nic, oprócz na jedzenie. Czy to nie przerażające? Dzisiaj nie miałam siły. Nie na wyjście do szkoły. Nie na to, żeby pójść umyć twarz, zęby.. ubrać się. Po prostu nie dam rady. Nie chodzi o fizyczność, bo z nią było raczej okej. Tu chodzi o psychikę, która już sama nie wytrzymuje ze sobą. Chyba zaczął się u mnie proces samodestrukcji. Żadnego ruchu, tylko żarcie, bez znajomych, sama jak palec. Co to ma niby być za życie?

Leżałam i myślałam, a czas płyną tak bardzo nieubłaganie. Chciałabym go zatrzymać... tak bardzo. Odetchnąć, odpocząć od tego wszystkiego... Myślałam jaka jestem gruba i beznadziejna. Nikt mnie nie pokocha i nikogo ja nie pokocham, bo takie były realia. Kto by chciał pokochać takie monstrum jak ja? Chociaż może lepszym pytaniem byłoby: kto byłby w stanie pokochać takie monstrum jak ja? Odpowiedź była raczej oczywista i składała się z czterech liter. Nikt.

Nim się ocknęłam była już 08:00. Czyli godzina kiedy to zaczynam lekcje. A więc pierwsza lekcja się już zaczęła. Przy odrobinie chęci i pominięciu kilku rzeczy, które robię codziennie przed wyjściem do szkoły to może i bym zdążyła na drugą lekcję. Ale nie. Nie dzisiaj, nie chcę. Bardzo chciałam wykorzystać ten fakt, że jestem sama w domu i w nim zostać. W moim azylu, gdzie nigdzie indziej nie czuję się tak bezpiecznie jak tutaj. W końcu to mój dom i tu zostałam wychowana. Jest mi tu najlepiej na świecie.

Wstałam około 10:00. Byłam totalnie jakby wyssana z energii, pomimo że spałam normalnie jak zabita plus przecież leżałam bezczynnie przez dwie godziny. Nałożyłam grube skarpety na nogi i poszłam do kuchni. Wzięłam mój ulubiony kubek i nalałam sobie z dzbanka kawy. Podgrzałam ją w mikrofalówce, aby była gorąca. Nienawidzę zimnej kawy, ugh. Podczas kiedy moja kawa nabierała temperatury ja postanowiłam zrobić sobie jakieś śniadanie, bo mój rozepchany do granic możliwości żołądek zaczął się domagać pożywienia.

Chciałam jeść zdrowo i tak też poczyniłam. Zrobiłam płatki owsiane na wodzie z dodatkiem słodkiego banana i truskawki. Mimo, że nie była jakoś specjalnie słodka to i tak zjadłam ją bardzo szybko, ponieważ to jedzenie, a tylko to się liczy dla mojej psychiki. Potem już tylko poczłapałam ponownie do mojego łóżka z kawą i tam ją wypiłam. Wzięłam laptopa i zaczęłam oglądać seriale podczas gdy inni normalni i zdrowi uczniowie siedzieli w szkolnych ławkach i uczyli się.

Czułam się z tym strasznie, a wyrzuty sumienia chyba sięgnęły kosmosu jak nie dalszej galaktyki. Każdy pracuje, rozwija się, a ja po prostu stoję w miejscu jak nie cofam się w rozwoju. Czuję się skończoną idiotką. Nagle zapragnęłam to zmienić. Pieprzyć te seriale i tak nawet niezbyt je lubię. Weszłam w wyszukiwarkę i zaczęłam szukać jakiegoś dobrego psychologa w mojej okolicy. Znalazłam naprawdę paru dobrych, mieli wysokie oceny. Najgorsze było to, że nie wiedziałam ile przyjmują na godzinę sesji. Nie chciałam, żeby wyszło zbyt drogo, bo ja nie płaciłabym za nią tylko najpewniej moi rodzice. A potem znowu miałabym wyrzuty sumienia za to, że ciągnę od nich hajs. I jak tu sobie pomóc? Koniec końców i tak z tym nic nie zrobiłam tylko znowu zaczęłam oglądać seriale. Tak jest łatwiej, wszystko olać.

I tak minął mi czas do godziny 19:00. Tak, leżałam i oglądałam seriale na zmianę z tym, że chodziłam do kuchni po kolejne kubki kawy czy jedzenie. Miałam się odchudzać, ale to też pieprzyć i tak już zostanę wiecznie gruba.

Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. To była moja mama.

-Cześć kochanie, jak tam w szkole? - zapytała mnie odstawiając zakupy na stół.

Do końca życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz