6. Jestem jego żoną...

1K 74 20
                                    


Lecimy myśliwcem jakim na miejsce przybyła Natasha. Sigyn jest odpowiednio zabezpieczona, ubrana w coś na kształt kaftana bezpieczeństwa i przypięta do krzesła. Chcieli jej też zakleić usta, ale nie było czym.

Stoimy z Aaronem nieco z boku. Mężczyzna ma do mnie pretensje za moje wcześniejsze zachowanie.

- Amber, mówiłem ci, żebyś się nie wychylała.-

- Przecież nie zrobiłam nic złego.-

- Narażanie się na śmierć to według ciebie nic złego?-

- Wiem, że się wystraszyłeś, ale nie możesz mnie traktować jak dziecko. Mogłam jej wytracić broń z ręki wcześniej.-

- Amber, przestań. Cały czas się rwiesz do „bohaterskich" czynów. Komu coś chcesz udowodnić? Mi? Sobie?-

- Nic nikomu nie chce udowodnić. Zrobiłam to, co uznałam za słuszne. Tamten starszy mężczyzna miał całkowitą racje.-

- Po prostu przestań się zachowywać w tak brawurowy sposób, bo wpędzisz się do grobu.-

Naszą, wątpliwej jakości, konwersacje przerywa głos z radia przy fotelu pilota.

- Dawajcie ją tu.- mówi Fury i Natasha kończy z nim połączenie.

- To nie pasuje.- szepcze Steve do Tony'ego.

- Zła muzyka?-

- Czemu nie walczyła? To jedna z najsilniejszych fizycznie kobiet, jakie znam. A już wcześniej Amberlea zwróciła uwagę na to, że wyglada to wszystko jakby Sigyn chciała zostać złapana. Jakby chciała się dostać do siedziby agencji.-

- Pan też się nieźle ruszał jak na staruszka. Pilates pomaga?-

Steve wywraca oczami na słowa Starka. Nie podoba mu się jego brak powagi.

Z resztą... mi też trochę nie.

- Co?-

- Rytmika. Sporo pan przegapił, Kapitanie Sopel.-

- Fury nie mówił, że pan wpadnie.-

- Nie? No cóż. Życie zdecydowało za mnie, bo „wpaść" to wpadli, ale ci dwoje...- tu Tony wskazał na mnie i na Aarona- Do mnie, wczoraj, z Coulsonem.-

Już mam się odezwać, gdy słyszę grzmot. Chwile potem nocne niebo rozświetla błyskawica, a po oknie, koło którego stoimy z Aaronem, jak gdyby nigdy nic zaczyna sobie sunąć lód.

- Znaleźli nas.- szepcze mężczyzna i się wzdryga.

Nie tylko on. Sigyn także nie wydaje się zadowolona z obrotu sprawy i rozgląda się, z niepokojem wymalowanym na twarzy.

- Co się dzieje?- pyta Natasha swojego co-pilota.

- A ty co?- Steve zwraca się do związanej kobiety- Nie lubisz burzy?-

- O cholera!- wyrywa się Romanov.

Przednie szyby myśliwca pokrywa lód, który znacznie ogranicza widoczność, a błyskawica uderza tuż przed nami.

O cholera to mało powiedziane.

Nagle maszyną wstrząsa.

- Mamy coś na dachu!- woła Natasha po czym myśliwcem znów trzęsie- Dwa cosie!- kolejne uderzenie- Nawet trzy!-

Maszyna trzęsie się jak oszalała. Tony ubiera część zbroi osłaniającą głowę, Kapitan wkłada maskę, a ja zaciskam pięść, wokół której natychmiast pojawia się płomień. Stark naciska jakiś przycisk na ścianie i podwozie myśliwca opada.

Salva Mea|marvel ff|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz