Lecimy myśliwcem jakim na miejsce przybyła Natasha. Sigyn jest odpowiednio zabezpieczona, ubrana w coś na kształt kaftana bezpieczeństwa i przypięta do krzesła. Chcieli jej też zakleić usta, ale nie było czym.Stoimy z Aaronem nieco z boku. Mężczyzna ma do mnie pretensje za moje wcześniejsze zachowanie.
- Amber, mówiłem ci, żebyś się nie wychylała.-
- Przecież nie zrobiłam nic złego.-
- Narażanie się na śmierć to według ciebie nic złego?-
- Wiem, że się wystraszyłeś, ale nie możesz mnie traktować jak dziecko. Mogłam jej wytracić broń z ręki wcześniej.-
- Amber, przestań. Cały czas się rwiesz do „bohaterskich" czynów. Komu coś chcesz udowodnić? Mi? Sobie?-
- Nic nikomu nie chce udowodnić. Zrobiłam to, co uznałam za słuszne. Tamten starszy mężczyzna miał całkowitą racje.-
- Po prostu przestań się zachowywać w tak brawurowy sposób, bo wpędzisz się do grobu.-
Naszą, wątpliwej jakości, konwersacje przerywa głos z radia przy fotelu pilota.
- Dawajcie ją tu.- mówi Fury i Natasha kończy z nim połączenie.
- To nie pasuje.- szepcze Steve do Tony'ego.
- Zła muzyka?-
- Czemu nie walczyła? To jedna z najsilniejszych fizycznie kobiet, jakie znam. A już wcześniej Amberlea zwróciła uwagę na to, że wyglada to wszystko jakby Sigyn chciała zostać złapana. Jakby chciała się dostać do siedziby agencji.-
- Pan też się nieźle ruszał jak na staruszka. Pilates pomaga?-
Steve wywraca oczami na słowa Starka. Nie podoba mu się jego brak powagi.
Z resztą... mi też trochę nie.
- Co?-
- Rytmika. Sporo pan przegapił, Kapitanie Sopel.-
- Fury nie mówił, że pan wpadnie.-
- Nie? No cóż. Życie zdecydowało za mnie, bo „wpaść" to wpadli, ale ci dwoje...- tu Tony wskazał na mnie i na Aarona- Do mnie, wczoraj, z Coulsonem.-
Już mam się odezwać, gdy słyszę grzmot. Chwile potem nocne niebo rozświetla błyskawica, a po oknie, koło którego stoimy z Aaronem, jak gdyby nigdy nic zaczyna sobie sunąć lód.
- Znaleźli nas.- szepcze mężczyzna i się wzdryga.
Nie tylko on. Sigyn także nie wydaje się zadowolona z obrotu sprawy i rozgląda się, z niepokojem wymalowanym na twarzy.
- Co się dzieje?- pyta Natasha swojego co-pilota.
- A ty co?- Steve zwraca się do związanej kobiety- Nie lubisz burzy?-
- O cholera!- wyrywa się Romanov.
Przednie szyby myśliwca pokrywa lód, który znacznie ogranicza widoczność, a błyskawica uderza tuż przed nami.
O cholera to mało powiedziane.
Nagle maszyną wstrząsa.
- Mamy coś na dachu!- woła Natasha po czym myśliwcem znów trzęsie- Dwa cosie!- kolejne uderzenie- Nawet trzy!-
Maszyna trzęsie się jak oszalała. Tony ubiera część zbroi osłaniającą głowę, Kapitan wkłada maskę, a ja zaciskam pięść, wokół której natychmiast pojawia się płomień. Stark naciska jakiś przycisk na ścianie i podwozie myśliwca opada.
![](https://img.wattpad.com/cover/205306731-288-k30438.jpg)
CZYTASZ
Salva Mea|marvel ff|
FanfictionKontynuacja „Gloria Regali". -------------------------- Upłynęło dwanaście miesięcy od wydarzeń w Asgardzie. O Tamorze Aniddöttir i Deethrze słuch zaginął. Tymczasem na horyzoncie pojawia się pewne, intrygujące rodzeństwo oraz nowe lecz nie do końca...