Czuję nagłe uderzenie gorąca, ale nic więcej. Po chwili dostrzegam zieloną iskrę i nagle uderzam o chodnik i zaczynam się po nim toczyć z dużą prędkością. Moje plecy trafiają na coś twardego.Aua!
Czuję ból w całej tylnej części ciała. Przez chwile nie mogę odzyskać ostrości wzroku, a gdy już to się dzieje zaczynają do mnie docierać poszczególne rzeczy. Czuję wokół siebie ramiona. Ludzkie ramiona.
- L... Loki?- dukam- Ale jak... jakim cudem?-
Teleportował nas? Przecież nie mógł... zdolności... moce... obręcze...
- Nie mam pojęcia...- mówi, słabym głosem i wzdycha z ulgą- Ale to nie ważne. To nie ważne...-
Wróciłeś po mnie.
Nim zdążę jakkolwiek zareagować ognisty bicz zawija się wokół Lokiego i odrywa go ode mnie po czym rzuca nim w gruzy.
- Nie!- krzyczę, zrywając się na równe nogi, choć przychodzi mi to z trudem.
Kiedy chcę biec do mężczyzny drogę znów przecina mi ognisty bicz. Odskakuję do tyłu i upadam na pośladki co wywołuje wybuch śmiechu u sprawcy zamieszania.
- Sigyn... syczę wściekle- Coś ty narobiła?!- dodaję wskazując na miejsce, gdzie poleciał mój mąż.
- No widzisz, moja droga, to kolejna rzecz, która nas różni.- woła blondynka, owijając sobie ognisty bicz wokół dłoni.
Patrzy na mnie z góry, niczym lew na ofiarę.
Dosłownie, bo siedzi na pojedzie Chitauri.- Ja już się z niego wyleczyłam w przeciwieństwie do ciebie!- stwierdza kobieta i posyła w moją stronę kilka pocisków.
Zaczynam biec ulicą żeby odsunąć ją od cywili, członków drużyny i przede wszystkim Lokiego.
- Uciekaj, uciekaj!- woła za mną Sigyn- Tym razem to nie Bifrost i Loki już ci nie pomoże!-
Cholera, jak ja nisko upadłam. Z królowej z głową na karku do osoby, która jak ostatni tchórz ucieka od zagrożenia zamiast stawić mu czoła.
Weź się do roboty, Tamora!
Odbijam się od ściany jakiegoś budynku i z pomocą płomieni, których używam niczym napędu z jetpacka, wskakuję na pojazd. Wygrywam Sigyn picz z rąk i zawijam wokół niej, po czym w ten sposób ściągam ją na dół. Z głuchym łoskotem uderzamy o ziemie.
- Co..?- duka blondynka.
Ma całą poharataną twarz, rozcięte czoło i jest cała umorusana w błocie. Przez chwile, robi mi się jej szkoda, bo w jej oczach dostrzegam strach i niepewność.
To już nie jest twoja Sigyn.
To już w ogóle nie jest Sigyn, tylko jakiś potwór.- Tamora!- słyszę damski krzyk.
Nie, to niemożliwe, co ona tutaj..?
- Tamora!- gdy ten sam głos znów woła moje imię odwracam się.
- Deethra?- pytam, zaciskając ręce mocniej na biczu, który wciąż trzymam.
Boję się tego co może nastąpić. Deet może stanowić zagrożenie, może...
- Myślałam, że zginęłaś...- przyznaje szatynka, a po jej twarzy zaczynaja spływać łzy- Widziałam jak, żeście spadli...-
- Deet to naprawdę nie pora na takie smęty, poza tym czy nie tego właśnie chciałaś?! Żebyśmy spadli?!-
- Pobiegłam po kogoś. Sama bym was nie podniosła.-
- Mniejsza o to, pomóż mi z nią... spokój ma być!- krzyczę, gdy Sigyn, korzystając z tego, że nogi ma w miarę wolne, zaczyna się z całej siły wiercić i co za tym idzie, ciągnąć mnie w przód.
- Uwaga, Chitauri!- woła Deet i tuż nad nami pojawia się kilka pojazdów, z wrogami.
Odskakuję do tyłu aby nie zostać trafiona i bicz zostaje przerwany przez pocisk przeciwnika.
No, niech mnie ktoś..!
Nim ja czy Deethra zdążymy zareagować na miejscu pojawia się inny, duży obiekt. A raczej postać. Duża, zielona, postać.
- Co to jest na wszystkich bogów?!- piszczy szatynka, a ja przez chwile zamieram w bezruchu.
Nagle wszystko do mnie dociera, gdy „nowoprzybyły" zaczyna miotać Sigyn niczym szmacianą lalką.
Zielona bestia. No tak.
- Spokojnie, Deet!- wołam do niej- To tyko nasz... „kolega z pracy"...-
Blondynka zostaje dosłownie wbita w chodnik, a „zielony" wskazuje głową na budynek, w którego gruzach wylądował wcześniej Loki.
Nakazuję Deethrze pilnować Sigyn, choć szczerze wątpię żeby jasnowłosa spróbowała uciekać, i razem z Brucem Bannerem w innej postaci biegniemy w stronę gruzów, ale Lokiego nigdzie nie widać.
CZYTASZ
Salva Mea|marvel ff|
FanfictionKontynuacja „Gloria Regali". -------------------------- Upłynęło dwanaście miesięcy od wydarzeń w Asgardzie. O Tamorze Aniddöttir i Deethrze słuch zaginął. Tymczasem na horyzoncie pojawia się pewne, intrygujące rodzeństwo oraz nowe lecz nie do końca...