Prawda - 5

470 21 4
                                    

Patrzył się na mnie, a wręcz wypalał mnie wzrokiem. Nagle usiadł na swoim miejscu za biurkiem. Ponownie poczułam, jak Zsasz przykłada mi broń do skroni. Stałam bez wzruszenia przez parę chwil. Ciemnowłosy, widząc mój spokój powiedział.

- Przyzwyczaiłaś się Martho. - westchnął - Victorze, proszę Cię, wyjdź.

Victor schował broń, uśmiechnął się do mężczyzny i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

- Ty znasz mnie, ale ja nie znam Ciebie. O co tu chodzi? - odparłam z największym spokojem na jaki było mnie stać.

- Usiądź - wskazał mi fotel po drugiej stronie biurka. Usiadłam i wpatrywałam się w jegomościa.

-Więc? - zapytałam.

- Nazywam się Oswald Cobblepot, Victora już poznałaś. Wróciłaś nie dawno do Gotham. Czemu przez te parę miesięcy Cię nie było? Przez twoją nieobecność nie poznaliśmy się wcześniej. - uśmiechnął się. Z mojej strony nie doczekał się jakiegokolwiek oznaku radości. Nie wyczułam tam niczego przyjemnego. Czułam się jakbym rozmawiała z moim stalkerem.

- Chyba tego nie żałuję Panie Cobblepot. - teraz nawet się uśmiechnęłam. Oswald nie był rozbawiony moją wypowiedzią. Poważnym głosem powiedział.

- Chyba nie chciałabyś, aby taki James Gordon dowiedział się prawdy, tak Martho... Wilson? - Oswald się zaśmiał, widząc moją reakcje. Dawno nie byłam tak zdziwiona i zarazem przerażona. To, co teraz usłyszałam, było o stokroć straszniejsze od tego całego porwania i Pana Zsasz'a. Nie słyszałam tego nazwiska od miesięcy. I nie myślałam go jeszcze usłyszeć.

- Skąd ty... - zdumienie nie pozwoliło mi dokończyć zdania.

- Górą jest ten, kto wie wszystko. A tutaj górą jestem ja. - powiedział Oswald, napawając się.

-Znałem twojego ojca - kontynuował - bardzo dużo ludzi go znało. Rządził terenem blisko portu. Oboje wiemy, że nie wszystko było legalnie. David Wilson był cenny w półświatku. - po chwili patrzenia się na mnie, wstał i kulejącym krokiem podszedł do komody za moim fotelem. Następnie, stanął przede mną z dwoma szklakami jakiegoś trunku, z czego jedna była dla mnie. Odtrąciłam alkohol, który mi podawał o mało nie wylewając go na podłogę. Oswald zrobił smutną minę, która w ułamku sekundy przeistoczyła się w śmiech. Oni wszyscy tu są na jakiś prochach rozweselających.

- Czego ode mnie chcesz? - powiedziałam niepewnie. Ten cichy śmiech był pełen szaleństwa.

- Twój ojciec nie żyje od 5 miesięcy. W dniu jego śmierci wyjechałaś z Gotham. Posłuchaj, nie znam drugiej osoby z takim spojrzeniem jak ty Martho, wykapany ojciec. Ale spojrzenie nie zmienia faktu, że tereny blisko rzeki należą do Ciebie. Pytanie brzmi, czy córka David'a Wilson'a będzie kontynuowała przestępcze interesy ojca. Masz wybór. Żyć w spokoju, pracując w księgarni z gromadką dzieci, bądź żyć i być znaną ze zbrodni. To drugie życie jest pełne strachu i samotności. Gordon wpakowałby Cię do więzienia, a może z czasem i do Arkham. Kto wie, co masz w głowie. - jego głos był łagodny.

- Nie chce żyć jak tata. Nie chce zabijać i chować bliskich. - powiedziałam cicho. Oswald popatrzył się chwile po czym dodał.

- Rozumiem, dobrze wybrałaś. Ale widzisz, czasem rodzimy się z jakimś piętnem. Tereny są twoje, ludzie tam mieszkający wiedzą, że Wilson miał córkę. Czekają na nią. Choć to piętno jeszcze da się ukryć. - słuchałam go uważnie, ukryć? - przez ostatnie 2 lata ojciec cię ukrywał, więc mało ile osób cię rozpozna. Zmieniłaś nazwisko, Panno Brown - uśmiechnął się - przysłużyłaś się policji zgłaszając morderstwo, a nawet poznałaś Jim'a. Moi ludzie widzieli jak rozmawialiście w radiowozie.

- Co muszę zrobić by zapomnieć o przeszłości? - spytałam Cobblepot'a.

- Ty pamiętać będziesz zawsze. Zawsze znajdzie się człowiek, który będzie chciał Cię zabić. Oddaj te tereny mi, a nikt nie pozna prawdy.

Wiedziałam, że nie bez powodu Oswald chciał ze mną porozmawiać. Nie wyglądał na mężczyznę, który robi coś bez wcześniejszego zaplanowania i z czystych sentymentów. Pomijając to, że zazwyczaj nie porywa się nikogo, aby z nim pogadać. Tereny mojego ojca, tereny przy rzece. Niektórzy mówią na nie - Rzeczne. Nie bywałam tam często, razem z matką mieszkałyśmy w mieszkaniu w centrum miasta, z dala od świata taty. Choć nie znałam tam nikogo i nigdy nie podobało mi się, że ojciec tam właśnie przesiadywał dni, zabijając wrogów, to czułam coś, co nie pozwoliłoby mi oddać tych terenów jakiemuś Cobblepot'owi. Był nowy w tym, co robił.

- Skoro je chcesz, to czemu sam ich nie zabrałeś. Bez mojej wiedzy? - powiedziałam zaciekawionym głosem. Oswald spoważniał i usiadł w swoim fotelu naprzeciwko mnie.

-  Jestem znany policji, odebranie ich siłą byłoby samobójstwem, nie prawdaż? - odparł szybko.

- Siłą? Wystarczyłaby rozmowa z mieszkańcami.

- To nie takie łatwe. Oczywiście, że mógłbym je przejąć. Ale nie opłaca mi się to. Po pierwsze, byłbym obserwowany przez GCPD, po drugie, musiałem mieć pewność, że córka dawnego właściciela nie będzie mi przeszkadzać. - tłumaczył znudzonym głosem. W mojej głowie toczyła się prawdziwa wojna myśli. Oddać tereny i żyć w spokoju, czy zostawić je sobie, ujawniając prawdziwą tożsamość?

- Panie Cobblepot, nie oddam terenów ojca. Kochał mnie, a ja nawet nie wiem jak zginął. Rzeka była dla niego ważna, więc będzie też ważna dla mnie. - powiedziałam z powagą. Ta decyzja jest jedną z tych, które zmieniają życie na zawsze. Oswald był wyraźnie zirytowany i zły, tym czym usłyszał. Na jego miejscu już dawno zabiłabym mnie.

- Naprawdę chcesz wojnę ze mną? - Stanął obok biurka, również ja podniosłam się do tej pozycji. Był może mojego wzrostu. Stałam przed nim, patrzyliśmy na siebie. Jest za pewny siebie - pomyślałam.

- Mam nadzieje, że szybko się nie zobaczymy. Do widzenia Oswald'zie. - wyszłam z gabinetu. Szłam nie obracając się za siebie. Wiedziałam, że go zdziwiłam oraz, że teraz patrzy jak wychodzę. Kiedy przeszłam korytarz stanęłam przed drzwiami, które zaraz miałam otworzyć. Czy na pewno chcesz zacząć wojnę Martho? - Słyszałam głos w mojej głowie. Zamyślona wpatrywałam się w klamkę. Nagle, drzwi przede mną się otworzyły. Trzymał je Victor Zsasz. Kiedy stałam w progu usłyszałam jego głos.

- Teraz nie będziesz spać spokojnie.

Nie zabili mnie, co jest dziwne, nawet jak na Gotham. Może chcą sojusznika z nazwiskiem? Nie wiem, ale żyję i to najważniejsze. Obudziły się we mnie stare emocje i sentymenty, co może zmienić moje bycie o 180 stopni.

Darkness of life - GothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz