A może? - 10

248 16 3
                                    

Spałam na kanapie w salonie, przed telewizorem. Usnęłam tak szybko, że nawet nie wzięłam kołdry, leżałam pod cienkim kocem. Ale, jak widać nie było mi zimno. Obudziłam się sama jakoś o 14.

Chwile po przebudzeniu, doskwierał mi straszny ból głowy. Był tak uporczywy, aż musiałam wziąć jakiś lek. Wstałam i poszłam zaspana do kuchni. Tabletkę popiłam szklanką wody, która postawiła mnie na nogi. Ubrałam się w wygodne shorty i cienką bluzę. Cały ten czas oczekiwałam telefonu, jednak kolejne minuty spędziłam w ciszy. A może coś poszło nie tak? A może Oswald nic nie zrobił? 

Podczas moich przemyśleń, ktoś zapukał do drzwi. Wstawszy, podeszłam i otworzyłam je. Twarz, którą zobaczyłam automatycznie wywołała u mnie uśmiech i łzy. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi wbiec w ramiona tej osoby. Czując dłoń, która lekkim dotykiem oplotła moje ciało, wiedziałam że nie chce przerwać tej chwili. 

- Witam, kochana - powiedział głos, znad mojego ucha. Był tak blisko, że czułam jego oddech na karku. 

Postawiłam krok w tył, dając możliwość wejścia do domu gościowi. Zamknęłam za nim drzwi. Kiedy się obróciłam nie widziałam już nikogo. Słyszałam tylko odgłosy skrzypiącej podłogi w moim pokoju. Otarłszy krople na moich policzkach, powoli szłam do sypialni. Chłopak siedział na moim łóżku wpatrując się we mnie, stojącą w progu. 

- Cieszę się, że się udało - odezwałam się po paru sekundach. Lubiłam jego wzrok na mnie. Chłopak uśmiechnął się. 

- Też się cieszę - wstał i pojawił się przed moją twarzą. - Nie było najmniejszych problemów, mała. Powiedz mi czemu. 

- Jerome, ja w Ciebie wierzę. - z każdym słowem chłopak napawał się dumą i podnosił wyżej głowę. - Polubiłam Cię i chciałam zobaczyć twój uśmiech. - zaśmiałam się, aby nie wyszło aż tak poważnie. 

- Jakie miłe, ale powiedz prawdę. - odparł poważnym głosem i przybliżył się jeszcze bliżej. Oparł głowę na moim ramieniu i szepcząc, dokończył wypowiedź. - Powiedz, że mnie kochasz. 

Mimo tego, że wiedziałam i chciałam odpowiedzieć, zabrakło mi tchu i stałam bez ruchu. Jerome uśmiechnął się. Nagle, energicznie chwycił mnie i obrócił w tańczącym kroku. Wywołało to u mnie ten sam wyraz twarzy, który posiadał Valeska. 

- Kocham Cię, Jerome. 

Na to, chłopak uśmiechnął się. W ten sam sposób, który wprawiał mnie w zakłopotanie, a może nawet w strach. Po chwili, po całym mieszkaniu rozszedł się szalony śmiech. Odsunęłam się od niego, co w konsekwencji spowodowało upadek na łóżko. Szybko poczułam dłoń Jerome'a. Podniósł mnie i znowu stanął przede mną, twarz w twarz.

- Uwalniając mnie, powinnaś wiedzieć że nie możesz się ode mnie odsuwać. 

- Tak, po prostu nie spodziewałam się takiej reakcji. 

Chłopak znowu się zaśmiał, tym razem ciszej i krócej. 

- A czego się spodziewałaś? Ja się nie zakochuję - powiedział czułym głosem, jednak treść totalnie pozbawiła mnie radości. Ponownie poczułam łzy napływające do oczu. 

- Ale ej, kochana. Skąd ten smutek? - powiedział bezczelnie. Ten dupek jeszcze się pytał. Wyciągnęłam go z Arkham, a ten nawet nie podziękował i w dodatku śmiał się z moich uczuć.  Jednak teraz coś zrozumiałam. On mnie tylko wykorzystał jako przepustkę do świata. A może nawet kłamał, mówiąc o swojej smętnej przeszłości. 

- Byłam głupia, Boże jak mogłam zrobić coś tak głupiego. Uwolniłam morderce z psychiatryka. 

- Nie byle jakiego. - przybliżył się, na co natychmiast się odsunęłam.  Zobaczywszy moją reakcję, Jerome przewrócił oczami. 

- Słuchaj, Martha. Wiesz, że Cię lubię. I to bardzo. Ale nie dla mnie randki przy świecach. Doceniam twoje zaangażowanie. Musisz mieć coś wartościowego skoro Pingwin i Riddler, aż tak narażają się policji. - uśmiechnął się zainteresowany. 

- Poświęciłam coś ważnego. Lecz jak widzę, zmarnowałam to po prostu.

- Wcale nie. - chwycił moją twarz w dłonie i przybliżył usta. Oczekiwał protestu z mojej strony. Ale choć wewnętrznie chciałam go udusić, to moje ciało nie pozwoliło mi czegokolwiek zrobić. Po chwili, Jerome złożył pocałunek na moich ustach. Oddałam go, zatracając się w tym momencie. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, Valeska usiadł na brzegu łóżka. 

- Zostanę tutaj na trochę. - powiedział pewnym głosem. Ja natomiast nadal nie wierzyłam, w to co przed chwilą miało miejsce. - Wiesz, pewnie już przeczesali całe Arkham, a za parę godzin usłyszysz o mnie w telewizji. Tutaj mnie nie znajdą. 

- Skąd ta pewność? - zapytałam łagodnym głosem. 

- Nie bądź zła. Nigdy nie byłem zakochany, no - odparł zabawnie. - A po drugie, nie wyrzuciłabyś mnie. 

- Ale wy wszyscy jesteście zadufani w sobie. - uśmiechnęłam się.  

- Wszyscy? Pingwin też? Racja, to jedna z przydatnych umiejętności i cech. - odwzajemnił uśmiech. - Mogę spać na kanapie, no chyba że mi nie pozwolisz. - patrzył się cwanie. 

- Nie przeginaj rudzielcu. 






Cóż mogę powiedzieć? Mad Love.


Darkness of life - GothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz