Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął mi się na usta, kiedy ganiałem się z Jeongsanem po ringu, na zmianę udając, że padam pod jego ciosami i atakując go łaskotkami. W końcu mogłem normalnie przytulić syna, wiedząc, że teraz już go nigdzie nie puszczę. Chłopiec ostatnie dwa miesiące spędził na wakacjach u dziadków na prowincji, gdzie mogłem odwiedzić go tylko dwa razy, kiedy z tęsknoty nie potrafiłem usnąć. Mój mały świat.
Po mojej pamiętnej walce, która zakończyła czyjeś życie, stałem się wrakiem człowieka. Przestałem stanowić przykład idealnego ojca, nie byłem nawet dobry, ponieważ zaniedbałem wychowanie małego. Ale starałem się. A ostatnim czego chciałem to to, by patrzył na złamanego rodzica. Dlatego postanowiłem skorzystać z pomocy rodziny jego matki i na chwilę odciąć małego od toksyn, które wytwarzałem.
Ale łamiące mi serce rozstanie musiało się skończyć. Po pierwsze - za bardzo tęskniłem, po drugie - rozpoczął się dla niego rok szkolny, kiedy to miał wystartować na kolejnym etapie edukacji.
- Tato... - Szarpnięcie małej rączki wybudziło mnie z chwilowego zawieszenia, gdy opierałem się o liny i przyglądałem jego zmaganiom z za dużymi ochraniaczami. Zwróciłem wzrok na wyciągnięte ramię chłopca, wskazującego główne wejście, do którego odwrócony byłem plecami. - Tato! Spójrz! To pan, którego poznałem, jak z wujkiem przyjechaliśmy na festiwal waty cukrowej! Mówiłem ci przez telefon. Pójdę się z nim przywitać, dobra?
Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, dowiedzieć, o czym on w ogóle mówił, czy chociażby przypatrzeć się osobie, o której wspomniał, San puścił moją dłoń i truchtem zbiegł po wąskich schodkach, wypadając potem na zewnątrz. Zatrzymał się kilka kroków przed pochylającym głowę blondynem, którego czupryna od razu wydała mi się znajoma i przywitał głośno.
- Znowu jest pan smutny! Czy słoneczko, które panu dałem straciło moc? Mogę narysować kolejne... - Zaproponował przyjaźnie, sprawiając, że mężczyzna uniósł głowę i opuścił ręce wzdłuż ciała, wcześniej bezbronnie je obejmując. Wciągnąłem ze świstem powietrze, zatrzymując się niespełna trzy metry od zszokowanego Jimina, który patrzył na mojego syna jak na ducha.
- Sannie? - wypłynęło spomiędzy malinowych ust, kiedy bezwiednie wyciągnął w jego kierunku palce, jakby chciał sprawdzić, czy jest rzeczywisty, a ja przełknąłem rosnącą w gardle gulę. Chłodny wiatr potarł moje plecy, przyprawiając o dreszcze.
- Jimin? Ja... Ty... Skąd znasz mojego syna?
Pytając się, o pierwsze co przyszło mi do głowy, zbliżyłem się powoli, jakby gwałtowniejszy ruch mógłby go w każdej chwili spłoszyć i spowodować nieodwracalną ucieczkę.
- Spotkaliśmy się kiedyś nad rzeką. Był wtedy z twoim bratem, Taehyungiem. Nie wiedziałem, że jest... twój. – Wargi mu zadrżały, ale nie patrzył na mnie, tylko na małego, który krążył zdezorientowanym wzrokiem po naszych twarzach. - Więc, Jungkook, masz syna... - Skrzyżował ze mną spojrzenie, ukazując bezkresne morze zagubienia. - O którym mi nie powiedziałeś... dlaczego?
Oglądałem, jak ciężko przełyka ślinę, a następnie niepewnie zerka w tył, szykując się do odejścia. Drgnąłem bezwiednie, jakby moja podświadomość już szykowała ciało, by go złapać.
Nie tak to miało wyglądać. Jiminnie nie tak miał się dowiedzieć, że mam dziecko i to w dodatku sześcioletnie. Chciałem go najpierw na to przygotować, sprawdzić co myśli na temat rodzicielstwa, upewnić się, że nie zniknie po usłyszeniu wiadomości, że nigdy nie będę tylko jego, że moje serce w większości należy do mojego synka ale, jeżeli by nam wyszło, to oddałbym mu całą resztę siebie i zażądał tyle samo w zamian.
CZYTASZ
Fighter II Jikook
FanfictionJimin leci przez swoje poukładane życie na autopilocie, mając świadomość, że czas wyrwać się z nużącej stagnacji i coś zmienić. Lubi wygodę, spokój i świadomość na czym stoi, jednak grunt usuwa mu się spod stóp, gdy w progu kancelarii widzi tego sam...