Kartka upadła na ziemię.
Przynosiła ze sobą najgorsze z możliwych wieści. Irinie wydawało się, że ważyła tonę.
Smukłe dłonie nie były w stanie utrzymać kawałka papieru.
Irina stłumiła szloch, by nie obudzić małego Aleksandra. Opierając się o ścianę, dotarła do drzwi. Pchnęła je, nie obdarzając ich nawet spojrzeniem. Otworzyły się, a Irina upadła na trawę. Nadchodziła wiosna.
Zaniosła się płaczem, tak głośnym i tak rozdzierającym, że skruszyłby najtwardsze, najbardziej zlodowaciałe serca. Zwinęła się w kłębek, chcąc oddzielić od siebie cały świat. Nienawidziła go. Tak bardzo nienawidziła w tym momencie świata. Świat odebrał jej ukochanego. Wszystko zdawało się tonąć w czerni, kolory zniknęły, wyblakły, a całość, całe dotychczasowe życie, które sobie układała runęło w jednej chwili i zostało okrutnie zadeptane wojskowymi buciorami.
Dymitr nie żył.
Ostatnie dwa słowa niszczyły ją, wwiercały się w jej umysł raniąc go i pozostawiając po sobie ślady, które miały już nigdy nie zniknąć. Krwawiła, choć nie było krwi. Cierpiała, choć nie było widać ran na ciele. Rany powstały w jej duszy, delikatnym tworze, który tak ciężko wyleczyć.
Wszystko nagle straciło sens, bo on był sensem wszystkiego. A teraz go nie było. Zniknął i zabrał ze sobą wszystko, co czyniło ją tą, którą była. Wszystko, co tak bardzo się dla niej liczyło. Wszystko, co sprawiało, że rano wstawała z łóżka i zaczynała dzień. Wszystko, co dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wszystko, co kochała.
Bez Dymitra ona nie istniała, nie miała dla kogo. Bez Dymitra wszystko zalewała czerń, która chciała zabrać ją ze sobą, pogrążyć w najgorszej rozpaczy i wreszcie czerni się to udało. Poddała się, dała się ponieść, przekonana, że nie spotka jej nic gorszego.
Nie miała siły się podnieść. Nie miała siły na jakikolwiek ruch. Nie miała siły na nic prócz płaczu. Łez wkrótce zabrakło, a jej rozpacz nie zmalała. Teraz z jej gardła wydzierał się jedynie rozdzierający serca szloch, niepoparty słonymi kroplami.
☆☆☆
Przez wiele dni jedynym, co robiła, było zajmowanie się Aleksandrem. Gdyby nie dziecko, leżałaby w łóżku i patrzyła tępo w sufit. Dawno już przestała płakać. Nie miała sił i łez. Zamiast tego pogrążyła się w dziwnym półśnie, w którym mogła udawać, że nic się nie stało. Patrzyła na wszystko bez uczuć, bez jakiejkolwiek reakcji. Obserwowała życie z boku. Toczyło się bez niej, tak jak toczyło się bez Dymitra.
Nie cieszyła jej wiosna. Pierwsze pąki, rozkwitające na drzewach sprawiały tylko, że pragnęła zamknąć się w sobie jeszcze bardziej. Nie widziała sensu w celebrowaniu nowego życia, skoro najważniejsza dla niej osoba to życie straciła.
Życie się działo, a ona w tym nie uczestniczyła. Dni przemijały, ale to nie robiło jej różnicy. Zapadał zmierzch i wstawał świt, lecz to nie miało już znaczenia.
Gdyby nie Aleksander, pogrążyłaby się w rozpaczy do reszty. Na syna przelewała całą niespełnioną miłość, która była zarezerwowana dla Dymitra. Ale Dymitra nie było, odszedł. Zniknął na zawsze i nie dało się przywrócić go do życia.
Aleksander był jedynym, co trzymało ją tym świecie. Bo czy świat jej potrzebował, skoro życie doskonale radziło sobie bez niej? Skoro życie doskonale radziło sobie bez Dymitra, bez którego ona nie dawała rady, to będzie toczyć się dalej.
Aleksander wypełniał pustkę, którą zostawił po sobie Dymitr.
Był jej lekarstwem, lekarstwem na poczucie bezsensu i bezsilności. Lekarstwem na pokłady miłości, które w sobie miała, a które mogłyby już nigdy nie zostać wykorzystane, tylko dlatego, że nie było Dymitra.
Kochała Aleksandra całym sercem, bo był przede wszystkim jej synem.
☆☆☆
Wiosna już nigdy nie mogła jej cieszyć. Za każdym razem, kiedy nadchodziła, przypominała brutalnie o nieżyjącym Dymitrze. Każde spojrzenie na radujący się świat bolało tak samo, sprawiało, że rosło w niej poczucie niesprawiedliwości. Skoro wszyscy mogli cieszyć się życiem, dlaczego nie mógł tego czynić jej ukochany Dymitr? Nie rozumiała świata.
Jej życie rozświetlał Aleksander, jedyny promieniejący punkcik w ciemności, która zaległa w jej umyśle po śmierci Dymitra.
Próbowała pozbierać się dla syna, który potrzebował matki jeszcze bardziej, skoro jego ojciec nie żył. Pragnęła opowiedzieć mu o tym, jakim dobrym, kochającym i czułym człowiekiem był Dymitr. Szukała oparcia we wszystkim. Żyła dobrymi wspomnieniami. Doskonale pamiętała, kiedy jako dzieci wspinali się na gruszę, kiedy z niej spadła, kiedy obroniła Dymitra i kiedy Dymitr przyniósł jej koszyk gruszek.
Dobre wspomnienia bolały, ale przynosiły pewien rodzaj ukojenia. Kiedy oddawała im się bez reszty, miała wrażenie, że Dymitr jest tuż obok, z nią. Do tego miała obok siebie Aleksandra.
Z czasem zaczęła uczestniczyć w życiu. Wróciła, włączyła się w rzekę wydarzeń. Rana w jej duszy nadal się nie zabliźniła, ale starała się nie rozdrapywać jej bolesnymi wspomnieniami. List, który przyniósł jej najgorsze z możliwych wieści, spaliła. Rozpamiętywała jedynie te dobre chwile, chcąc mieć wrażenie, że Dymitr jest obok niej. Aleksander, choć nie do końca pojmował rozpacz matki, wspierał ją najlepiej jak potrafił. Nierzadko obejmował ją drobnymi rączkami, kiedy zaczynała płakać, wdrapywał się na jej kolana, kiedy potrzebowała bliskości, uśmiechał się uroczo, kiedy spoglądała na niego oczyma pełnymi łez.
Ale wiosna nadal nie cieszyła Iriny, która nie potrafiła już docenić nowego życia. W końcu Dymitr nadal nie miał swojego.
CZYTASZ
kałuże | one shots [dlr | cij | prg]
Fanfictionzbiór jednostrzałowych fanfiction do prac @AnOld-FashionedGal; głównie "Pod rosyjską gruszą" ☆☆☆ SPOILERY ☆☆☆ "De la Roche'owie", "Camille i Jean", "De Beaufortowie" i "Pod rosyjską gruszą" należą do @AnOld-FashionedGal.