Część 4

182 8 1
                                    

Po krótkiej przejażdżce, Joaquin zatrzymał swoje żółte camaro pod hotelem Hilton. Zanim zdążyłam wysiąść, podbiegł do moich drzwi by je przede mną otworzyć, co było bardzo szarmanckie.

Nie wiedząc gdzie dokładnie się udać, czekałam, aż wyjmie moją walizkę, którą wziął w dłoń kierując się do hotelowej recepcji.

- Rezerwacja na nazwisko Phoenix - powiedział do młodego portiera, który nieudolnie próbował ukryć swoje podniecenie na widok znanego aktora. Widocznie był jego fanem, tak samo jak ja. Na mnie również robił on nadal niesamowite wrażenie i wciąż nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, szczypiąc się raz po raz w ramię.

- Apartament na 12 piętrze proszę pana - wydusił recepcjonista, robiąc się lekko blady i jednocześnie podając mu kartę do zamka - przepraszam... - wydusił w końcu, spoglądając na Joaquina - czy mogę prosić o pana autograf? Wiem że to nieprofesjonalne z mojej strony ale jestem wielkim fanem...

Spojrzałam na mojego towarzysza, który się uśmiechał.

- Nie ma problemu - odparł, łapiąc za kartkę post-it i podpisując się na niej.

Chwilę później byliśmy już pod drzwiami apartamentu na 12 piętrze.

- Zapraszam do środka - odparł Joaquin, przepuszczając mnie przed sobą. Moim oczom ukazał się przestronny pokój, urządzony w nowoczesnym stylu. Najlepszy był jednak widok z okien, rozpościerający się na Central Park. To było niesamowite. Stanęłam przed oknem urzeczona, wpatrując się w ten widok. Był wieczór i słońce już dawno zaszło, jedynie światła latarni rozświetlały ciemność wśród drzew parku, powodując niesamowitą aurę.

- Ładnie, co? - spytał Joaquin, który stanął za moimi placami, bardzo blisko, tak że prawie się ze mną stykał. Biorąc oddech poczułam zapach jego wody kolońskiej, co spowodowało że nogi się pode mną prawie ugięły z wrażenia.

- Pięknie... - odwróciłam się do niego. Był tak blisko... Idealna scena by się pocałować. Nie mieliśmy jednak tak zażyłej relacji. Dopiero się poznaliśmy, a życie to nie komedia romantyczna... Mężczyzna spoglądał na mnie z uśmiechem, a jego oczy lśniły niesamowitym blaskiem. Były dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam - ni to zielone, ni to szare.

- Pokażę ci obraz - wyszeptałam, chcąc się od niego odsunąć, z obawy co zrobię, jeśli in nadal będzie tak blisko mnie.

Otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej zapakowane w kilka warstw tektury dzieło, stawiając je na półce. Joaquin spojrzał na nie milcząc. Po chwili podszedł bliżej, jakby analizując szczegóły. Przełknęłam nerwowo ślinę. Czyżby na żywo obraz mu się już nie podobał?

- Wiem, że nie robi takiego wrażenia jak na Instagramie... - powiedziałam w końcu, bo mój towarzysz wciąż milczał.

Na te słowa Joaquin spojrzał na mnie dziwnym, nieobecnym wzrokiem.

- Jest jeszcze lepszy... - odpowiedział w końcu cicho - widzę tu dokładnie te same emocje, które czułem grając Arthura... - spojrzał na mnie, a jego oczy zajaśniały dzikim blaskiem.

Podeszłam do niego, by również spojrzeć na obraz. Nie chciałam mu się przyznać, że byłam lekko podpita gdy go malowałam. Ale z drugiej strony może dzięki temu oddałam tak dobrze wszystkie emocje?

- Justine... muszę ci się przyznać. Ta rola wsiąkła we mnie... Może to dziwne, ale mam wrażenie że Joker, eghm... że jest we mnie... Wiem to dziwne. Po prostu...

- To nie jest dziwne - przerwałam mu - ja też mam takie wrażenie. Że on jest we mnie - odpowiedziałam.

- To dlatego udało ci się tak oddać te emocje na obrazie - odpowiedział - słuchaj, a może chciałabyś pojechać ze mną w miejsce wystawy? Chciałem teraz sprawdzić czy wszystko jest gotowe. I zawiesić twój obraz... Przepraszam, że ci zawracam głowę, pewnie jesteś zmęczona ? - dodał szybko, patrząc na mnie dziwnie.

- Bardzo chętnie z tobą pojadę - odpowiedziałam z bijącym sercem.

Joaquin uśmiechnął się do mnie. Widać było, że na prawdę się cieszy. Tylko to różniło go od Arthura Flecka. Jako postać z filmu nigdy nie czuł się szczęśliwy. Nawet gdy się uśmiechał - był to uśmiech pełen bólu. Natomiast uśmiech Joaquina nie był okraszony cierpieniem. On faktycznie czuł radość. I to z mojego powodu. Znowu musiałam się uszczypnąć.

Kilkanaście minut później, byliśmy już pod budynkiem w którym jutrzejszego dnia miała odbyć się wystawa. Rozejrzałam się wokoło, zauważając że jest to bardzo hipsterska dzielnica. Na ścianach okolicznych kamienic mieściły się murale, w pobliżu było też kilka artystycznych, alternatywnych kawiarni i barów. Joaquin otworzył szklane drzwi pomieszczenia i zapalił światło. Moim oczom ukazała się duża, biała przestrzeń. Na ścianach wisiały obrazy - głównie abstrakcje, ale również portrety w stylu pop-art.

- To wszystko twoje dzieła? - spytałam, patrząc na niego.

- Tak... - odparł - lubię malować, gdy się stresuję. I gdy przygotowuję się do roli.

Zauważyłam wtedy kilka obrazów przedstawiających Arthura Flecka i Jokera, które namalował. Były piękne. Przedstawiały szereg emocji - od bólu, przez rezygnację, aż po szaleństwo.

- Są piękne... - wyszeptałam pełna podziwu. Wiedziałam, że Joaquin jest utalentowanym aktorem, ale nie sądziłam, że potrafi TAK malować.

- Twój obraz zawiśnie tutaj, na honorowym miejscu - powiedział do mnie z drugiego końca sali. Odwróciłam się i zobaczyłam, że nie żartował. Mój obraz faktycznie miał zawisnąć na głównej ścianie, tuż przed wejściem.

- Jesteś pewien? - spytałam zdziwiona - uważam, że twoje są o wiele lepsze.

- Jestem pewien. Twój podoba mi się najbardziej. I najbardziej do mnie przemawia - dodał - masz ochotę na drinka? - spytał po chwili, gdy mój obraz zawisł na ścianie.

- Nie odmówię - odpowiedziałam z uśmiechem, na co mężczyzna podszedł do mnie ze szklanką whisky.


Od autorki -

co sądzicie o tym ff? Ma być lekko humorystyczne, żartobliwe :)


Bardzo dziwna sytuacja - Joaquin Phoenix / Joker / Arthur Fleck FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz